Refleksje po zabiegu - w oczekiwaniu na wynik histopatologiczny....
O relacji z pobytu w Gronau - już było, postanowiłem więc napisać co nieco o operacji wykonanej w szpitalu Medicover w Warszawie.
Poniedziałek - 30 lipcaPo przyjeździe do szpitala, wykonałem telefon do Pani Jagody Salwy. Poprowadziła mnie "za rączkę" do managera gdzie podpisałem umowę na usługę i na salę w której przebywałem prawie cały okres pobytu w szpitalu.
I tu już pojawiają się pierwsze uwagi co do obsługi szpitalnej. Poziom sal szpitalnych i obsługi, jak na polskie warunki (czytaj szpital publiczny NFZ) wysoki, aczkolwiek chciałoby się, płacąc niemałe pieniądze otrzymać nieco więcej.
Przykład - po rozmowie z anestezjologiem, który stwierdził, że nie mam oryginału potwierdzonej grupy krwi, trzeba wykonać dodatkowo badanie.
Pani pielęgniarka przyszła, krew pobrała. Po pół godzinie przyszła następna pielęgniarka, kłując mnie ponownie, bo było jeszcze zlecenie na OB.
To raczej nietrudne połączyć oba badania. Tak, wiem, czepiam się.
W poniedziałek nic więcej się nie działo, oprócz tego, że trzeba było przygotować się do następnego dnia, w którym miałem mieć operację.
Przygotowanie polegało na ogoleniu okolicy od żeber do łona, bo to na wysokości pępka i ciut poniżej będzie pracował robot.
Odkażoną maszynkę z jednorazowymi ostrzami dostaliśmy po zapytaniu pielęgniarek czy taką rzecz posiadają (pokój 2-osobowy).
O godz. 23.00 Pani Pielęgniarka przypomniała sobie, że trzeba nam przynieść jeszcze fartuszek, gąbkę do mycia, i kapcie na następny dzień, wybudzając nas z pierwszego snu. Widać pielęgniarki są bardzo zajęte innymi, "może ważniejszymi sprawami".
Wtorek 31 lipca/Środa - 1 sierpniaSąsiad z pokoju pojechał na operację jako pierwszy około 7.30, mnie pozostało czekanie...
Godz. 14.30 - wreszcie dostałem "głupiego jasia" i jedziemy na blok.
Obudziłem się na sali intensywnej terapii w pozycji siedzącej z wymiotami..., zdarza się po narkozie.
Na bloku obsługa też nie bardzo ma czas by podejść do pacjenta i zapytać jak się czuje..., następnego dnia miałem wrażenie, że uczą się na mnie pobierania krwi, bo dopiero za czwartym razem udało im się pobrać próbkę do badań.
Tutaj też otrzymaliśmy normalne śniadanie. Po dobie bez jedzenia człowiek głodny, więc wszystko zjadłby tylko czy aby z pożytkiem dla siebie?
Około 9.30 w środę, przyjechali po mnie aby zabrać mnie na oddział. Nareszcie.
Wszystko niby OK, ale po to są zasłonki na OIO-mie aby pacjent nie musiał prezentować wszystkim swoich walorów, przechodząc z łóżka na łózko.
W środę przyjechała do mnie żona, pozostając ze mną do końca pobytu.
Po operacji Dr Salwa ma zwyczaj dzwonić z bloku operacyjnego do osoby wcześniej upoważnionej z informacją jak przebiegła operacja, czy były jakieś niespodzianki. Dużo nerwów kosztowało żonę oczekiwanie na telefon od Doktora. Wcześniej wiedziała, że operacja będzie trwała około 3,5 godziny. Spodziewała się zatem telefonu około 18-tej. Z powodu opóźnień i przedłużającej się pierwszej operacji, Dr Salwa odezwał się po godzinie 20-tej.
Środa - 1 sierpniaPo powrocie na salę i przywiązaniu do kroplówki - ze środkami zwłaszcza przeciwbólowymi typu paracetamol, ketonal, pyralgina, czekała nas jeszcze jedna przyjemność...
W godzinach popołudniowych pojechaliśmy z sąsiadem na wózkach na badanie USG brzucha. Ucisk głowicy na brzuchu po operacji nie należał do przyjemnych, ale daliśmy radę. A że było dobrze, więc w czasie gdy spuścili mnie ze smyczy z kroplówką - spacer z żoną po szpitalu.
Czwartek - 2 sierpniaDzień odpoczynku. Odmówiłem przyjmowania kroplówek przeciwbólowych, bo źle się po nich czułem, a i z bólem nie było większych problemów. Tak więc dzień zeszedł na spacerach z żoną po klinice, z przyklejoną do ręki butelką wody... I tak cały dzień, chodzenie, picie, sikanie
Piątek - 3 sierpniaZ rana atrakcja - pozbycie się cewnika - i...
Przez dobę wystarczyły mi 2 wkładki, tak na wszelki wypadek. Początkowo, lekkie wysiłkowe popuszczanie, ale z godziny na godzinę komfort się poprawiał.
Nie oszczędzałem się, testowałem swoje możliwości chodząc po schodach na 2-gie piętro, na dłuższy spacer na zewnątrz, dookoła szpitala. Jest lepiej niż OK.
Nie spodziewałem się, że będzie aż tak dobrze. Wkładka założona na noc sucha a mnie w nocy budził pęcherz - zwieracze działają
Nie przypuszczałem, że będę taki zadowolony z nocy, podczas której średnio musiałem wstawać co 1,5 godziny.
Sąsiad z pokoju nie miał tyle szczęścia...
Sobota - 4 sierpniaRano Dr. Salwa przyniósł mi wypis z zaleceniami co i jak, wszytko wytłumaczył i po śniadaniu w drogę. Żona jako kierowca i jazda z Warszawy na Śląsk. Tragedii nie było, korków też nie. Zatrzymaliśmy się 2 razy na stacji benzynowej gdy pęcherz dał znać.
Po 3,5 godz jazdy - jestem w domu.
W trakcie pobytu Dr Salwa odwiedzał nas codziennie rano około 7.30 i po zakończonych operacjach około 18 - 20.00, omawiając to co się wydarzyło lub to co nas czeka w następnym dniu. Odpowiadał na wszystkie niepokojące nas pytania związane z zabiegiem i po nim. Pani Jagoda Salwa również dzień, w dzień dotrzymywała nam towarzystwa rozmawiając z nami o wszystkim (włącznie z naszymi krytycznymi uwagami co do obsługi szpitala).
Jednym zdaniem można podsumować - wspaniali młodzi ludzie, którzy próbują przenieść do polski niemiecki standard obsługi pacjenta. Będę trzymał mocno kciuki aby im się to udało!
Reasumując - nie żałuję decyzji o wyborze metody i ani jednej wydanej złotówki. Będę polecał każdemu, kogo dotknie przypadłość, z którą musimy się zmierzyć. Dzisiaj, w poniedziałek, 6 sierpnia, na upartego mógłbym wrócić do pracy. Od wczoraj chodzę bez wkładek.Pierwsza sesja Dr Salwy w Polsce była w czerwcu. Gdzie będą następne - trzeba pytać Panią Jagodę, gdyż zastanawiają się czy podejmą współpracę z Medicoverem.