wit62 pisze:
Słyszałem też o metodzie RP za pomocą noża wodnego, który zastępuje skalpel. Taki nóż jest bardziej dokładny a operacja daje mniejsze powikłania. Na śląsku taki nóż mają jedynie w Szpialu Wojewódzkim w Sosnowcu.
http://sosnowiec.wyborcza.pl/sosnowiec/ ... z3yFx7mubo
moni8600 pisze:". Mając na mysli lekarza z wizyty taty, wydaje mi się ze jeszcze trochę a operacje laparoskopowe będą pierwszorzednymi.
Słyszałem też o metodzie RP za pomocą noża wodnego, który zastępuje skalpel. Taki nóż jest bardziej dokładny a operacja daje mniejsze powikłania.
Na śląsku taki nóż mają jedynie w Szpialu Wojewódzkim w Sosnowcu.
http://sosnowiec.wyborcza.pl/sosnowiec/ ... z3yFx7mubo
Siła strumienia wody pozwoli na oddzielenie pęczka naczyniowo-nerwowego od tkanki usuwanego gruczołu krokowego. Dzięki temu zapewniony zostanie prawidłowy dopływ krwi do prącia i jego prawidłowe unerwienie. To pozwoli pacjentom zachować sprawność seksualną - wyjaśnia Maciej Kupajski. Poza sprawnością pacjenci będą też mogli trzymać mocz, co również ma duże znaczenie przy normalnym funkcjonowaniu.
Co o tym sądzą Szanowni Forumowicze?
@ Moni
Akurat w chirurgii prostaty klasyczne operacje laparoskopowe sa w odwrocie na korzysc bardziej intuicyjnej laparoskopii wykonywanej przy pomocy robota da Vinci.
wit62 pisze:Słyszałem też o metodzie RP za pomocą noża wodnego, który zastępuje skalpel. Taki nóż jest bardziej dokładny a operacja daje mniejsze powikłania. Na śląsku taki nóż mają jedynie w Szpialu Wojewódzkim w Sosnowcu.
http://sosnowiec.wyborcza.pl/sosnowiec/ ... z3yFx7mubo
Siła strumienia wody pozwoli na oddzielenie pęczka naczyniowo-nerwowego od tkanki usuwanego gruczołu krokowego. Dzięki temu zapewniony zostanie prawidłowy dopływ krwi do prącia i jego prawidłowe unerwienie. To pozwoli pacjentom zachować sprawność seksualną - wyjaśnia Maciej Kupajski. Poza sprawnością pacjenci będą też mogli trzymać mocz, co również ma duże znaczenie przy normalnym funkcjonowaniu.
Co o tym sądzą Szanowni Forumowicze?
Pozdrawiam wit62
Co do rezygnacji z operacji robotycznej (na którą znalazłbym fundusze), to podjąłem taką decyzję po konsultacji z wieloma znajomymi chirurgami, z których każdy podkreślał iż najważniejsze jest doświadczenie i umiejętności operatora, natomiast sposób wykonania operacji jest ich zdaniem wtórny. Są mistrzowie laparoskopii i są fantastyczni operatorzy tradycyjni. Przewaga laparoskopii i robota jest niewątpliwa - ich zdaniem - w skróceniu okresu hospitalizacji i mniejszej traumie pooperacyjnej. Z kolei operacja otwarta to większe pole widzenia i możliwość zaangażowania zmysłu dotyku. Spotkałem się także z opinią, iż używanie elektrycznej kauteryzacji (stosowanej w większym stopniu w LPR i operacji robotycznej) ma bardziej negatywny wpływ na przebiegające w pobliżu nerwy, które operator chce oszczędzić.
Z kolei mój syn (lekarz) zwrócił mi uwagę na wyniki amerykańskich badań porównujących operacje prostatektomii różnymi technikami. Nieznacznie mniej komplikacji jest po Da Vinci niż po operacji otwartej. Laparoskopowe operacje mają z kolei od nich więcej komplikacji. Syn zwrócił mi uwagę, iż w Stanach otwarte operacje przeprowadzają lekarze z mniejszych ośrodków i wobec biedniejszych osób. Dlatego nieznaczna przewaga operacji robotycznej nad otwartą może wynikać z tego, iż w USA otwarte operacje wykonują operatorzy z mniejszych prowincjonalnych ośrodków, nie mający takich umiejętności i doświadczenia co lekarze z dużych wyposażonych w roboty ośrodków. Dlatego być może w porównywalnych warunkach okazałoby się, iż otwarta jest jednak lepsza pod kątem późniejszych komplikacji. Jest to tylko hipoteza, niemniej daje do myślenia.
A na końcu trzeba przyjąć do wiadomości, że wynik operacji to także - oprócz umiejętności operatora i jego techniki - kwestia szczęścia. W naszej chorobie wszystko wyznacza statystyka, A ta w poszczególnych przypadkach niekoniecznie precyzyjnie wyznacza przyszłość. Osoby ze złymi rokowaniami zawsze mogą się znaleźć w kilku procentach szczęśliwców, a dobrze rokujące przypadki mogą mieć pecha.
A-1976 pisze:Obawiam się że nasi polscy lekarze wiedzę na temat operacji przy pomocy robotem Da Vinci mają tylko teoretyczną.
Żaden lekarz nie wspomniał o tej metodzie mojemu mężowi, wiedzę czerpaliśmy metodą pantoflową i za pomocą tego forum.
W tej chwili mąż jest po operacji w Gronau, która odbyła się dzisiaj o 8 rano.
Jest ciężko, bardzo go boli i nie wyobrażam sobie jak boli po otwartej operacji.
Jest w tym samym wieku, rocznik 1962, PSA 3,43 ng/ml przed operacją, G 3+3.
Budzę się pięć godzin później na intensywnej opiece medycznej.
Dreny, rury, kable, elektrody. W ustach sucho. Pielęgniarka, widząc
że się obudziłem, daje mi kawałek lodu do possania – smakuje
fantastycznie. Pyta, czy nie boli. Trochę boli, mówię, chrypliwie
przez gardło obrzękłe od rury, którą mi tam wsadzili na sali
operacyjnej. "Na skali od zera do dziesięciu, jak boli?", pyta
pielęgniarka. "no, jak leżę, to tak z jeden-dwa, a jak próbuję się
ruszyć, to ze cztery i pół" - odpowiadam. "OK", mówi, - "tu jest
pański przycisk od pompy ze środkami przeciwbólowymi" (przykleja mi
go plastrem do ręki). "jak zaboli, to proszę przyciskać tak, żeby
ból zszedł do zera". Robię jak powiedziała, i ból znika, ale zaczyna
mnie mdlić. "Mdli mnie" chrypię. "No problem" mówi pielęgniarka,
mówi coś do małego mikrofonu, który ma w klapie fartucha. Przychodzi
druga, coś wstrzykują do kroplówki podłączonej do mojej szyi,
mdłości znikają. Na lewym ramieniu mam plastikowy nadymany mankiet
do pomiaru ciśnienia, czuję jak skomputeryzowany centralny
monitoring mierzy mi ciśnienie co dziesięć minut. Te dziwne
ustrojstwa na nogach są teraz podłączone do małej, cichutkiej pompy
pneumatycznej wiszącej na poręczy łóźka i delikatnie mnie masują,
najpierw jedną nogę, potem drugą, sekwencyjnie nadymając i
odpuszczając komory powietrzne wzdłuż nogawicy, potem tak samo,
tylko trochę mocniej, potem cykl się powtarza od początku.
Leźę tam półtora dnia, przysypiając i budząc się, pilnując cały czas
jak skarbu przycisku kontrolującego przeciwbólowy koktajl morfiny z
ketaminą. Pierwszej nocy budzi mnie alarm, jakieś migające światła,
syreny, brzęczyki. Zajmuje mi dłuższą chwilę zanim złapię, źe to ja
tak odpaliłem monitorujący komputer. Wpada biegiem filigranowa
lekarka, pielęgniarki jej meldują, że nasycenie krwi tlenem spadło
poniźej 90%. Lekarka myśli chwilę, i pyta mnie: - "a w domu jak pan
sypia – na plecach, czy na boku?". Ja mówię zgodnie z prawdą, że na
boku. Pyta pielęgniarek "chrapał?" – one na to "jak cholera!", "A,
to w porządku, mówi lekarka – lekka sleep apnoea, podkręćcie mu tlen
z trzech litrów na minutę na sześć, a ja idę spać". Podkręcają mi
tlen, i komputer jest juź zadowolony. Na tym kończy się panika na
OIOM-ie. Lód do ssania dają na każde życzenie. Na tym niewielkim
oddziale małego szpitala są cztery oprzyrządowane łóżka, w tym trzy
zajęte. I pięć pielęgniarek. Trzyosobowy zespół stawia mnie pierwszy
raz do pionu 12 godzin po zdjęciu ze stołu operacyjnego, bo
specjalista napisał na karcie – mobilizować jak najszybciej! Czuję
się jak dziadek Frankensteina.
A-1976 pisze:Obawiam się że nasi polscy lekarze wiedzę na temat operacji przy pomocy robotem Da Vinci mają tylko teoretyczną.
Żaden lekarz nie wspomniał o tej metodzie mojemu mężowi, wiedzę czerpaliśmy metodą pantoflową i za pomocą tego forum.
A-1976 pisze:W tej chwili mąż jest po operacji w Gronau, która odbyła się dzisiaj o 8 rano.
Jest ciężko, bardzo go boli i nie wyobrażam sobie jak boli po otwartej operacji.
Jest w tym samym wieku, rocznik 1962, PSA 3,43 ng/ml przed operacją, G 3+3.
A-1976 pisze:Jak dalej będzie, to nie wiem, ale wiem jedno, nie żałuję tej decyzji, ze tu jesteśmy. Doktor Salwa wspaniały człowiek, bardzo dobry lekarz widać, że z powołania. Operował sam szef, doktor Witt, z asystą doktora Salwy. Jestem pewna, że kiedyś doktor Salwa będzie głównym operatorem i tego mu życzę.
Jutro spotkamy się z doktorem Witt i Salwą (doktor Salwa był u nas już dwa razy po operacji) na obchodzie a na wyniki musimy poczekać do czwartku.
Chciałam wspomnieć, że podczas operacji badane są skrawki i wiadomo czy jest rak i czy ciąć dalej.
Czyli opowiadanie, że przy otwartej lekarz dokładniej widzi nie do końca jest prawdą, ale oczywiście jest to moje osobiste zdanie.
A co do tych badań w trakcie operacji, to obawiam się, że nawet gdyby robot Da Vinci u nas służył do operacji na NFZ, to takiego dobrego współdziałania z zakładem histopatologii moglibyśmy nie doświadczyć. Tam się płaci i wymaga, a u nas ....
Ale to, o czym piszesz, to ten kolejny plus dla robota w porównaniu dostępnych opcji prostatektomii.
zosia bluszcz pisze:Tak wlasne tworza sie mity o wyzszosci swiat Bozego Narodzenia nad świta Wielkienocy
wit62 pisze:Faktycznie w Chorzowie w Urovicie nie byłem. Nie wiem jakie mają terminy.
Czy ktoś miał LRP w Krakowie? Który lekarz jest tam godny polecenia poza Prof Chłostą?
Pozdrawiam
Dalej szukam...Marzena pisze:Kiedy rownież w grudniu dzwoniłam do Biziela to w ramach NFZ czas oczekiwania na operację wynosił 2 miesiące
wit62 pisze:Witam, szpiatl Biziela w Bydgoszczy byłby bardzo dobrym wyborem gdyby nie trudności logistyczne - odległość, trudy podróży przed a głównie po operacji, ewentualne kontrole po operacji itd. Zachecający jest jednakże termin - dwa miesiące z NFZ to jak na polskie warunki termin akceptowalny.Dalej szukam...Marzena pisze:Kiedy rownież w grudniu dzwoniłam do Biziela to w ramach NFZ czas oczekiwania na operację wynosił 2 miesiące
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 32 gości