W wątku rowerowym napisałem:
irq pisze:zosia bluszcz pisze:... Nasze forum funkcjonuje przede wszystkim jako miejsce wsparcia i edukacji dla pacjentow i ich rodzin. Bylibysmy zatem wdzieczni gdybys zalozyl wlasny watek w dziale Nasze Historie i opisal w nim swoj przypadek
(...) zrobię to dopiero po pierwszym pooperacyjnym pomiarze PSA. To będzie już niedługo (...) na razie cieszę się życiem, dokładnie jak tu radzicie.
Chyba nadal mogę się cieszyć, bo właśnie zmierzyłem
22.08.2016 - PSA 0,003 ng/ml.
Szukając początku mojej historii, należy zacząć chyba od tego, że w 2001 u mojego Taty zdiagnozowano raka prostaty z przerzutami. Było za późno. Zmarł w 2002, w wieku 73 lat. Ja miałem wtedy 40 lat.
Od tego czasu regularnie badałem swoje PSA [ng/ml]:
2002: PSA 1,1
2003: PSA 0,77
2004: PSA 1,3
...
2009: PSA 1,22
2011: PSA 2,05
2012: PSA 1,795
2013: PSA 1,867
09.05.2014 - PSA 2,504 (czy już tu powinienem był reagować?)
Nie wiem, czy powinienem o tym pisać akurat tutaj - w listopadzie 2014 dopadł mnie niewyjaśniony (wtedy?) ból jąder. Poszedłem więc do urologa. Lekarz nie był zainteresowany jądrami, a ich ból skwitował zaleceniem żebym sobie badał kręgosłup, bo to nie jądra są źródłem bólu. Przebadał mnie natomiast standardowo, jako 53 latka, pod kątem prostaty. W DRE nic nie stwierdził. Odnotował PSA z maja. Zlecił USG układu moczowego. Ja sam się uparłem i dokupiłem USG jąder, no bo przecież czułem, że wyraźnie bolały (choć ból zdążył do tego czasu ustąpić). Diagnostyka nie wykazała nic, co by skłoniło doktora do dalszych niezwłocznych działań.
13.11.2014
USG układu moczowego
(...) Pęcherzyki nasienne symetryczne. Stercz o orientacyjnych wymiarach: 32x35x37 mm (21 ml) - niepowiększony (...)
13.11.2014
USG jąder:
(...) Obustronne sploty żylne powrózków są poszerzone - po str. lewej do 2,5-2,7 mm, próba Valsalvy ujemna - cechy żylakowatości I stopnia, natomiast po str. prawej śr. 3-4 mm, z próbą Valsalvy +/-- cechy żylakowatości II stopnia.
(czy powinienem z tym coś teraz robić?)
I na tym się na razie skończyło, z zaleceniem, oczywiście, regularnych kontroli urologicznych mnie, pana 50+.
02.03.2015 - PSA 4,69 ng/ml
A więc pędzikiem do urologa, tym razem innego, bo z tym poprzednim miałem jednak kiepski kontakt. Ten drugi urolog prowadził mnie później i w przychodni specjalistycznej, i na etapie DILO w przychodni przyszpitalnej, aż do konsylium.
Słowo "biopsja" padło już podczas pierwszej wizyty, ale lekarz postanowił, że na razie mi jej oszczędzi, bo podejrzewa raczej stan zapalny. Ja bardzo bałem się biopsji, pamiętając relację mojego Taty, który zniósł ją źle i narzekał na ból. Nie ukrywałem tej obawy - może dlatego lekarz nie był jeszcze wystarczająco stanowczy? Dostałem antybiotyk, czopki Dicloberl oraz skierowanie na TRUS i PSA plus fPSA po kilku tygodniach. Zdaje się (jak dziś rozumiem z lektury forum), że precyzyjnie wyznaczył datę kolejnego badania PSA, odliczając dni od zaprzestania przyjmowania leków. W DRE nic nie stwierdził.
08.04.2015
TRUS:
Wręczając mi ten opis pani doktor powiedziała: "niech pan się nie martwi, nie ma raka"
27.04.2015
PSA 3,74 ng/ml, fPSA 0,494 ng/ml f/tPSA 13.21%
Czyli poprawa? Wizyta u urologa była krótka: "Proszę zrobić PSA za 3 miesiące i z wynikiem do mnie". Nie pamiętam już, czy tym razem było wykonywane DRE, jednak wszystkie DRE wykonywane przez tego urologa, wcześniej i później, według niego nic nie wykazywały: "Prostata malutka, nic nie wyczuwam".
28.08.2015
PSA 4,42 ng/ml, 0,521 ng/ml521f/tPSA 12.06%
Przecież miało maleć! Nie chcę uwierzyć - więc powtarzam:
03.09.2015
PSA 4,32 ng/ml, fPSA 0,4 ng/ml f/tPSA 9.26%
Urolog: "Spróbujmy jeszcze raz poleczyć przeciwzapalnie - dam inny antybiotyk i czopki. Jeżeli się nie poprawi robimy biopsję".
02.10.2015
PSA 4,36 ng/ml, fPSA 0,475 ng/ml f/tPSA 10.89%
Urolog: "Poczekajmy jednak z tą biopsją jeszcze 3 miesiące. W tym czasie proszę brać Prostimen i pić ziółka wierzbownicy od ojców Bonifratrów"
08.01.2016 -
PSA 6,15 ng/ml, fPSA 0,51 ng/ml f/tPSA 8.29%
Urolog: "Robimy biopsję. Nadal myślę, że to jest stan zapalny, ale nie mam już argumentów żeby odwlekać biopsję. Odtąd będziemy się widywać w przychodni przy szpitalu w Międzylesiu. Proszę przyjść z kartą DILO, którą wyda lekarz rodzinny. Ja nie mogę jej wydać, ponieważ mogę to zrobić dopiero po zdiagnozowaniu choroby nowotworowej, a lekarz rodzinny ma do tego prawo już tylko podejrzewając chorobę nowotworową. Taki przepis. Napiszę informację dla lekarza rodzinnego, gdyby miał wątpliwości".
Lekarka rodzinna rzeczywiście nie wierzyła, że to ona musi przejść mitręgę wystawiania DILO, ale jakoś udało się.
Potem kolejno nastąpiły:
02.09.2016
MRI
pokazał "coś niepokojącego" w obrębie prostaty ale, jak zrozumiałem, nie dość jednoznacznie. Nie umiem zacytować tego co rzeczywiście ważne w tym opisie, więc wszystkie szczegóły w skanie:
Jedna poboczna uwaga do przebiegu tego badania i opisu - lekarz opisujący wypomniał brak danych klinicznych.
Ja miałem ze sobą podczas badania wszystkie wyniki, ale nikt mnie o nie nie poprosił, więc nie zostały dołączone. Czy lekarz lub ośrodek nie mógł do mnie zadzwonić? - telefon był.
To już bez znaczenia dzisiaj, ale spostrzeżenie przyszłość: należy wyniki przyniesione ze sobą pokazywać bez pytania, najlepiej już rejestratorce, żeby dołączyła do kompletu. Rezonans był zlecony na zewnątrz, nie w Międzylesiu. Lekarz kierujący na MRI powinien zaopatrzyć dokument w notatki kliniczne. Brak uwag klinicznych = brak profesjonalizmu. Z drugiej strony, opisujący badanie radiolog (jego sekretarka) powinien zadzwonić do podpisanego na skierowaniu lekarza i poprosić o przesłanie historii choroby. Uwaga dodana 26.09.2020 - zb
17.03.2016
TRUS + BIOPSJA
Jak wspominałem wyżej, piekielnie bałem się tej biopsji, że będzie "niesamowicie" bolało, tak jak Tatę 15 lat wcześniej. Jednak te 15 lat to chyba całe wieki, bo okazało się że ... nie bolało. Przed zabiegiem zastosowałem sobie czopek Diclofenac 100. Lekarz użył "żelu znieczulającego", cokolwiek to znaczy. Nie kłuł od razu, dość długo wykonywał TRUS. Ukłucia były odczuwalne, ale całkiem obojętne. Lekarz przez cały czas rozmawiał o jakichś bzdurach z asystującą pielęgniarką. Spróbowałem dołączyć do tej rozmowy. Powiedzieli, że ta rozmowa to element zabiegu, oni tak specjalnie gadają, żeby odwrócić uwagę pacjenta.
A więc - nie bójcie się biopsji!
1 kwietnia około południa zadzwonił lekarz z informacją, że ma już wynik badania i żebym przyszedł jak najszybciej, bo trzeba "zaplanować leczenie". Co to oznaczać może - wiadomo, scenka jak z filmu. Zbladłem, spanikowałem, itd. no wiecie o co chodzi. Szczęśliwie jednak, byłem akurat w pracy i nie chciałem dać poznać po sobie że coś nie tak, więc zdołałem wrócić do codzienności. Dodatkowo, w nadchodzącą niedzielę miałem zaplanowany start w Półmaratonie Warszawskim, musiałem więc udać się po pakiet startowy, pomyśleć o logistyce i samym biegu. Nie miałem więc czasu na depresję. Start się udał. W kolejnym tygodniu więc już ze spokojem obejrzałem tę treść:
BIOPSJA - HISTOPATOLOGIA
12.04.2016
TK jamy brzusznej i miednicy mniejszej
Z kompletem diagnostyki zostałem zakwalifikowany na "upragnioną" RP w Międzylesiu. Że najprawdopodobniej będę miał zaproponowaną RP wiedziałem już wcześniej i od tamtego czasu tylko wyczekiwałem żeby to było jak najszybciej. Nie zastanawiałem się nad powikłaniami pooperacyjnymi, czy mi czegoś ubędzie, obawy odkładałem na później, wiedząc że życie jest ważniejsze i że nie można czekać. Do tego stopnia byłem zdecydowany, że nie brałem pod uwagę kto mnie zoperuje, czy nie szukać innych "ścieżek" leczenia. Unikałem nawet czytania internetu, w tym i tego forum (jeszcze nie wiedziałem, że to nie jest zwykłe forum), żeby nie tracić z pola widzenia podstawowego celu, jakim była jak najszybsza operacja.
W międzyczasie jednak ktoś "zdołał" mi podsunąć informację o ECZ Otwock. Zajrzałem więc głębiej do internetu, w tym i do tego forum. A tu przeczytałem: "wybór operatora jest ważny, zrób to świadomie". Nie wiedziałem kto mnie zoperuje w Międzylesiu, ale wiedziałem kto to może być w Otwocku. Informacja pochodziła od osoby tam operowanej. Poszedłem na wizytę do poleconego otwockiego doktora. Wysłuchał, obejrzał wyniki i zaproponował mi operację u siebie: "widzimy się za miesiąc". Miałem jeszcze możliwość ograniczonego wysondowania opinii wśród kolegów córki - studentów medycyny zainteresowanych urologią. Wskazanie było na Otwock. Zabrałem więc DILO i zawiozłem do Otwocka.
23.05.2016
LAPAROSKOPOWA PROSTATEKTOMIA z rozległą limfadenektomią miedniczną
Operację i pobyt zniosłem dobrze. Wyszedłem zgodnie z planem. Zosia prosiła o podanie podstaw mojej decyzji o wyborze metody laparoskopowej. Cóż - ja nie decydowałem. Chciałem mieć wykonaną operację jak najszybciej, w możliwe najlepszym dostępnym dla mnie miejscu. A że w Otwocku operują laparoskopowo - więc miałem laparoskopowo. Ot i cały mój "proces decyzyjny".
03.06.2016
HISTOPATOLOGIA POOPERACYJNA
Do normalnego życia i pracy powróciłem chyba dość szybko. Dolegliwości bólowe ustępowały powoli, ale zauważalnie. Pisałem w moim poście "rowerowym" o powrocie na rower po 5 tygodniach. Nieco skłamałem, bo jak teraz dokładnie sprawdzam, naprawdę to było po 6 tygodniach, a 5 tygodni to był moment wizyty u mojego operatora, który wyraźnie mi na rower zezwolił. Jak i na każdą inną aktywność fizyczną, która przedtem nie była mi obca.
Cewnik wyjęto mi w tym samym szpitalu 2 tygodnie po operacji. Co ważne, a nie wszędzie przestrzegane (jak przeczytałem w innym wątku), dopilnowano abym nie opuszczał oddziału przed dwukrotnym zrobieniem siusiu. Posiedziałem więc sobie ze 2 godzinki, czekając na wystąpienie parcia, wypijając chyba półtora litra wody, a nawet wspomagając małą kawką z automatu, bo parcie jakoś nie powracało. Ale udało się.
Trzymanie moczu, wkrótce po wyjęciu cewnika, jak dziś pamiętam, oceniam na 98%. Zdarzyły się jakieś epizody wycieku i jeden nocny potop, ale czyżby to były jedynie efekty związane z odwyknięciem od zaciskania i powrotem do życia bez cewnika? Do pracy zacząłem chodzić po 3 tygodniach, już bez żadnego zabezpieczenia. Wybrałem pomiędzy utrapieniem noszenia w majtkach tego wyrobu przemysłu opatrunkowego (jak te panie to znoszą?) a naprawdę niewielkim już wtedy ryzykiem podcieknięcia. Dzisiaj (po 3 miesiącach) trzymanie moczu oceniam na 99,98% - czasem wycieknie parę kropel, przez nieuwagę, tylko w porze wieczornej, w pozycji siedzącej, w sytuacji takiej jak przeciągnięcie się, ziewnięcie, zmiana pozycji, itp. Raz "zdarzyło mi się" za kierownicą, gdy się zagapiłem i musiałem nagle przyhamować. Ale to naprawdę rzadkie incydenty, a ostatni nie pamiętam kiedy miałem. Mięśni Kegla nie ćwiczę. Pewnie bym ćwiczył gdybym musiał, ale po prostu o tym nie pamiętam. Dużo i ciężko ćwiczyłem za to przed operacją, trochę też, dokąd pamiętałem, przez kilka tygodni po wyjęciu cewnika.
Potencji nie ma co oceniać, bo jest to dokładnie równe 0,00%. Utraciłem obie WNN. Operator powiedział, że nie dał rady ich zachować, czy może raczej, wolał nie ryzykować próbując je zachować. Zalecił codzienne przyjmowanie 25mg Sildenafilu. Jak rozumiem, na tym etapie nie może chodzić o nic innego jak utrzymanie ukrwienia.
Ponieważ byłem mocno aktywny fizycznie do ostatnich dni przed operacją (bardzo pomagało na nastrój), więc spróbowałem ostrożnie wrócić na siłownię już po 4 tygodniach. Najpierw ostrożnie, na 50% dawnych obciążeń z wybranych ćwiczeń, ale stopniowo coraz ciężej i więcej. Najpóźniej włączyłem pełne obciążenie w ćwiczeniach brzucha - dopiero w 2. połowie lipca. Wznowiłem też bieganie. Przygotowałem się do pierwszych po operacji zawodów i przebiegłem z wynikiem nieodstającym znacząco od wcześniejszych tegorocznych wyników.
15.08.2016 - Półmaraton 1:53:23
Poszło nieco w łydki, ale czuję że się zregenerowały po biegu, bo po tygodniu wykonałem pomyślnie kontrolne długie wybieganie. Więc kolejne zawody planuję na najbliższą niedzielę.
22.08.2016 - PSA 0,003 ng/ml
Pójdę z tym wynikiem do operatora we wrześniu, bo teraz jest na urlopie (chyba zasłużył?).
I to na razie tyle tej mojej historii. Ciąg dalszy, oby był pomyślny.