Coraz częściej oferowane są różnego typu "badania genetyczne". Mają oczywiście swoją cenę i zastanawiam się jak jest w rzeczywistości - na ile mogą być pomocne, a na ile jest to drenaż portfela i wyciąganie kasy.
Często dostępne są badania genów: ATM, BRCA1, BRCA2, BRIP1, CDH1, CHEK2, NBN, NF1, PALB2, PTEN, RAD51C, RAD51D, STK11, TP53
I dodatkowo także: AKT1, APC, ATP9B, AXIN2, BARD1, BMPR1A, CDKN2A, CTNNA1, CYP21A2, DIRC3, EPCAM, EXO1, FANCC, FH, FLCN, GALNT12, GDNF, GREM1, HNF1A, HNF1B, KIF1B, MAX, MC1R, MEN1, MET, MITF, MLH1, MLH3, MRE11A, MSH2, MSH6, MUTYH, PIK3CA, PMS1, PMS2, POLD1, POLE, POT1, PRKAR1A, PRSS1, PTCH1, RET, SDHA, SDHAF2, SDHB, SDHC, SDHD, SMAD4, TGFBR2, TMEM127, TSC1, TSC2, VHL, WT1, XRCC2, XRCC3
Cena za taki zestaw może wynosić ok. 600 zł. Czy badanie genów (jeśli tak to jakich?) może dać lepszy obraz w "naszym" przypadku - naszym czyli osób bezpośrednio spokrewnionych z chorymi na raka prostaty - niż sam fakt pokrewieństwa, który jest już wystarczający powodem do częstszych badań?