Alfred pisze:Rak prostaty niesie z sobą nietylko chorobe raka ale wiele innych dolegliwości na które czlowiek przeciętny niejes przygotowany a nieraz dolegliwości są gorsze niż sam rak.
Te inne dolegliwości rak prostaty wywołuje do piero w ostatnim stadium.
Dlatego wydawanie np:wyniku biopsji gdy wyda psycholog pacjętowi wraz z partnerem życiowym po rozmowie,wyjaśnieniu,pouczeniu może bardzo obniżyć stresy przy leczeniu jak równierz po leczeniu.
Alfredzie, dobrze myślisz, ale chyba brak Ci doświadczenia w tej materii.
W Polsce nie ma nawet oficjalnej specjalizacji "psychoonkologia". W największym ośrodku onkologicznym w Polsce, czyli w CO w Warszawie działa grupa wsparcia zatrudniajaca
chyba czterech psychologów! Opiekują się wszystkimi oddziałami szpitalnymi oraz nielicznymi, bardzo upartymi pacjentami ambulatoryjnymi. Dla nich mogą poświęcić trzy spotkania, a w skrajnych przypadkach 11. NFZ za więcej nie zapłaci.
Doświadczeni lekarze, czyli Ci nieco starsi, na studiach nie mieli przedmiotu: postępowanie z pacjentem onkologicznym. Mój lekarz przyznał, że nic takiego w programie
studiów nie miał. Wyraził pogląd, że psychologia to robienie ludziom wody z mózgu. Był bardzo zdziwiony, gdy mówiłem mu, jak pozytywnie na mnie wpływały rozmowy z psychologiem (w CO).
Temat jest bardzo złożony. Spora dyskusja odbyła się na Pro-Salute i DSS. Poczytaj, pomyśl, rozejrzyj się dookoła, zaproponuj drogę dojścia do rozwiązań najlepszych dla pacjentów.
Liczę na poważną dyskusje na ten temat i zwrucenie się do Ministerstwa o zastosowanie procedur o
dpowiednich aby chory niepozostawał sam bezradny z papierkiem gdzie jest wynik pozytywny.
Problem tkwi w tym, że właściwie nigdzie na świecie nie ma takich rozwiązań. We wzorcowych ośrodkach to na lekarzu spoczywa obowiązek przekazanie pacjentowi i rodzinie dokładnych informacji. Nasi po prostu nie mają na to czasu.
Pamiętaj również o problemach pobocznych. Nie każdy pacjent chce wtajemniczać najbliższych w szczegóły swojego stanu zdrowia. Ja początkowo chodziłem na wizyty z moją żoną. Niestety musiałem zmienić zapis w mojej kartotece, by dostępo do danych o mnie miała córka a nie żona. Jest też spora grupa pacjentów, którzy wcale nie chcą znać żadnych szczegółów choroby.
Nie wiem, czy petycje do Ministerstwa maja sens. Większość naszych postulatów już jest rozwiązana w karcie praw pacjenta. Czy oczekujesz, że Ministerstwo wymusi jej stosowanie? Dopłaci do NFZ za dodatkowy czas poświęcany pacjentowi?
Moim zdaniem problem może rozwiązać jedynie prywatyzacja służby zdrowia.
Mam marzyć dalej?
Pozdrawiam,
Mrakad