Strona 1 z 1

Uważam,że wyniki pozytywne powinien wydawać psycholog onkolo

Nieprzeczytany post: 01 sie 2010, 16:39
autor: Alfred
Rak prostaty niesie z sobą nietylko chorobe raka ale wiele innych dolegliwości na które czlowiek przeciętny niejes przygotowany a nieraz dolegliwości są gorsze niż sam rak.
Dlatego wydawanie np:wyniku biopsji gdy wyda psycholog pacjętowi wraz z partnerem życiowym po rozmowie,wyjaśnieniu,pouczeniu może bardzo obniżyć stresy przy leczeniu jak równierz po leczeniu.
Liczę na poważną dyskusje na ten temat i zwrucenie się do Ministerstwa o zastosowanie procedur o

dpowiednich aby chory niepozostawał sam bezradny z papierkiem gdzie jest wynik pozytywny.




Alfred lat 76 PSA 10,99 T2 NOMO RT radykalna +HT dwa lata po RT i przerwanej HT PSA 0,325.

Nieprzeczytany post: 02 sie 2010, 10:36
autor: mrakad
Alfred pisze:Rak prostaty niesie z sobą nietylko chorobe raka ale wiele innych dolegliwości na które czlowiek przeciętny niejes przygotowany a nieraz dolegliwości są gorsze niż sam rak.

Te inne dolegliwości rak prostaty wywołuje do piero w ostatnim stadium.
Dlatego wydawanie np:wyniku biopsji gdy wyda psycholog pacjętowi wraz z partnerem życiowym po rozmowie,wyjaśnieniu,pouczeniu może bardzo obniżyć stresy przy leczeniu jak równierz po leczeniu.

Alfredzie, dobrze myślisz, ale chyba brak Ci doświadczenia w tej materii.
W Polsce nie ma nawet oficjalnej specjalizacji "psychoonkologia". W największym ośrodku onkologicznym w Polsce, czyli w CO w Warszawie działa grupa wsparcia zatrudniajaca
chyba czterech psychologów! Opiekują się wszystkimi oddziałami szpitalnymi oraz nielicznymi, bardzo upartymi pacjentami ambulatoryjnymi. Dla nich mogą poświęcić trzy spotkania, a w skrajnych przypadkach 11. NFZ za więcej nie zapłaci.
Doświadczeni lekarze, czyli Ci nieco starsi, na studiach nie mieli przedmiotu: postępowanie z pacjentem onkologicznym. Mój lekarz przyznał, że nic takiego w programie
studiów nie miał. Wyraził pogląd, że psychologia to robienie ludziom wody z mózgu. Był bardzo zdziwiony, gdy mówiłem mu, jak pozytywnie na mnie wpływały rozmowy z psychologiem (w CO).

Temat jest bardzo złożony. Spora dyskusja odbyła się na Pro-Salute i DSS. Poczytaj, pomyśl, rozejrzyj się dookoła, zaproponuj drogę dojścia do rozwiązań najlepszych dla pacjentów.
Liczę na poważną dyskusje na ten temat i zwrucenie się do Ministerstwa o zastosowanie procedur o
dpowiednich aby chory niepozostawał sam bezradny z papierkiem gdzie jest wynik pozytywny.

Problem tkwi w tym, że właściwie nigdzie na świecie nie ma takich rozwiązań. We wzorcowych ośrodkach to na lekarzu spoczywa obowiązek przekazanie pacjentowi i rodzinie dokładnych informacji. Nasi po prostu nie mają na to czasu.

Pamiętaj również o problemach pobocznych. Nie każdy pacjent chce wtajemniczać najbliższych w szczegóły swojego stanu zdrowia. Ja początkowo chodziłem na wizyty z moją żoną. Niestety musiałem zmienić zapis w mojej kartotece, by dostępo do danych o mnie miała córka a nie żona. Jest też spora grupa pacjentów, którzy wcale nie chcą znać żadnych szczegółów choroby.

Nie wiem, czy petycje do Ministerstwa maja sens. Większość naszych postulatów już jest rozwiązana w karcie praw pacjenta. Czy oczekujesz, że Ministerstwo wymusi jej stosowanie? Dopłaci do NFZ za dodatkowy czas poświęcany pacjentowi?

Moim zdaniem problem może rozwiązać jedynie prywatyzacja służby zdrowia.

Mam marzyć dalej?

Pozdrawiam,
Mrakad

Nieprzeczytany post: 02 sie 2010, 14:55
autor: kangur__2007
mrakad pisze:Problem tkwi w tym, że właściwie nigdzie na świecie nie ma takich rozwiązań. We wzorcowych ośrodkach to na lekarzu spoczywa obowiązek przekazanie pacjentowi i rodzinie dokładnych informacji. Nasi po prostu nie mają na to czasu.

Pamiętaj również o problemach pobocznych. Nie każdy pacjent chce wtajemniczać najbliższych w szczegóły swojego stanu zdrowia. Ja początkowo chodziłem na wizyty z moją żoną. Niestety musiałem zmienić zapis w mojej kartotece, by dostępo do danych o mnie miała córka a nie żona. Jest też spora grupa pacjentów, którzy wcale nie chcą znać żadnych szczegółów choroby.

Nie wiem, czy petycje do Ministerstwa maja sens. Większość naszych postulatów już jest rozwiązana w karcie praw pacjenta. Czy oczekujesz, że Ministerstwo wymusi jej stosowanie? Dopłaci do NFZ za dodatkowy czas poświęcany pacjentowi?

Moim zdaniem problem może rozwiązać jedynie prywatyzacja służby zdrowia.

Mam marzyć dalej?

Pozdrawiam,
Mrakad

Dokładnie tak.

Jak swego czasu opisałem, mnie wynik biopsji wręczał mój specjalista-urolog, z natychmiastowym szczegółowym omowieniem diagnozy, jej implikacji, dostępnych opcji leczenia, skutków ubocznych przy klażdej z nich, prawdopdobnego okresu rekonwalescencji oraz możliwych komplikacji. Wizyta trwala godzinę i kosztowala 180 dolarów AU, wówczas około 400 złotych.

Takie a nie inne poodejście lekarza do sprawy poinformowania pacjenta o jego konkretnej, indywidualnej sytuacji wynikało po pierwsze z istniejącego nie tylko moralnego ale i prawnego obowiązku pełnego zapoznania pacjenta z jego sytuacją, a po drugie z tego, że zajęcia z psychologii bezpośredniego kontaktu z pacjentem są dla australijskich studentow medycyny obowiązkowe, przedmiot wykłada się przez dwa lata, co roku jest egzamin, i kto go nie zda, ten nie zostaje lekarzem.

Leczenie pacjenta bez wszechstronnego poinformowania go o sytuacji nie wchodzi w rachubę. Dlategio nie wchodzi, że takie leczenie zostałoby uznane za australijskie prawo za leczenie pacjenta bez jego świadomej zgody. Dawno ustalona przez precedensy prawne i orzecznictwo sądówdefinicja świadomej zgody mówi, że pacjent musi albo mieć pełną świadomość swojej sytuacji, i musi mieć tak wytłumaczone, żeby zrozumiał, albo na piśmie odmowić zapoznania się z tą sytuacją (bo są tacy, co nie chcą wiedzieć).

Leczenie pacjenta bez wyrażenia przez pacjenta świadomej zgody (informed consent) na to leczenie, to dla zachodniego lekarza zakaz wykonywania zawodu i potencjalnie sprawa karna.



Tak było ze mną:

Tydzień później, urolog (pan w moim wieku) i ja wymieniamy przez
biurko wstępne uprzejmości, po czym uśmiechy gasną. Specjalista
kładzie na biurku wyniki biopsji i mówi bez owijania w bawełnę "I am
afraid we have found a small cancer", czyli "obawiam się, że
znaleźliśmy mały nowotwór". Ja na to "szczegóły poproszę", on
"proszę bardzo". W wynikach stoi zwięźle: pobrano 10 rdzeni; w
ośmiu stwierdzono zmiany niezłośliwe (tu opis kaźdego rdzenia po
kolei), ale w rdzeniach nr 1 i 3 jest tkanka nowotworowa - acinear
adenocarcinoma - with the Gleason Score of 7 (3+4), dalej
szczegółowy opis. Kopia dla mnie, żebym sobie zabrał te wyniki do
domu. Pytam bez tchu: - "złośliwy?" "Złośliwy i agresywny, mówi
specjalista, Gleason 7 (na 10 moźliwych), ale niech się pan nie
denerwuje". "Jak złośliwy, to dlaczego mam się nie denerwować?" -
"Bo rak nie wyszedł poza prostatę, jest mały i regularny w
kształcie, widać go na ultrasonografie, można się go domacać, jednym
słowem pan ma klasyczny przypadek wczesnego wykrycia nowotworu
nadającego się do leczenia i rokującego nadzieję na całkowite
wyleczenie. Gdybym sam miał to świństwo, to chciałbym mieć diagnozę
tak wcześnie jak pan."


"Leczenie?" pytam, nieco ogłuszony diagnozą. Lekarz obraca laptopa
na biurku tak, żebym widział ekran i mówi ? "tutaj mamy
skomputeryzowane narzędzia predykcyjne ze szpitala onkologicznego
Sloan-Kettering Memorial Cancer Centre w USA, zmodyfikowane na
podstawie wyników z naszej wlasnej populacji pacjentów, leczonych w
tym szpitalu. Wchodzi w to statystyka wyników u nas i w Stanach za
ostatnie 15 lat. Te narzędzia służą do prognozowania skuteczności
różnych rodzajów terapii zależnie od indywidualnych cech pacjenta i
wynikow testów". Puka chwilę w klawiaturę, wpisując do programu moje
dane z dokumentacji, kontempluje chwilę ekran, a potem mówi ? "Z
pańskim wynikami histopatologii i innych testów, poziomem PSA i
szybkością wzrostu PSA, wiekiem i ogólnym stanem zdrowia, pan ma
trzy opcje: - Radykalna prostatektomia ? 94% przeżywalności po
pięciu latach od diagnozy; radioterapia wysokoenergetyczna ? 85%,
brachyterapia z implantacją w prostacie radioaktywnych 'ziaren'
izotopowych ? 75-78%. Nie musi się pan decydować teraz, bo zanim
cokolwiek zrobimy, to i tak musi się panu najpierw wygoić ściana
odbytnicy przekłuta przy biopsji, inaczej to grozi komplikacjami,
więc i tak zobaczymy się najwcześniej za dwa tygodnie"


"Efekty uboczne?" pytam. On na to: - " chirurgia - trudności z
trzymaniem moczu do około trzech miesięcy po operacji, impotencja do
nie dłużej niź 6-7 miesięcy, bo pan ma wczesną diagnozę, więc mogę
zaoferować operację oszczędzającą wiązki nerwowe po obu stronach
prostaty"; "radioterapia wysokoenergetyczna ? to samo, ale
niewykluczone są dodatkowe efekty uboczne w postaci poparzeń
radiacyjnych jelit i odbytu, a jeżeli potrzebna będzie bardzo wysoka
dawka promieniowania, to nie da się wykluczyć nawet lekkiej choroby
popromiennej"; "brachyterapia ? gdzieś w pół drogi między jednym a
drugim, plus ten dodatkowy kłopot, że rodzina będzie się musiała
trzymać co najmniej półtora metra od pana".


Pokazuje mi na laptopie animację - tak wygląda radykalna
prostatektomia zwykła, a tak w wersji oszczędzającej wiązki nerwowe.
Mówi, że co prawda można to robić laparoskopowo (keyhole surgery),
ale on tak nie operuje, bo zanim by się w pełni nauczył tej
techniki, to pierwszych 50-60 pacjentów miałoby zwiększone ryzyko, a
on to uważa za nieetyczne. "Zresztą, jak wielu chirurgów", mówi mój
doktor, "ja uważam, że do operacji oszczędzającej wiązki nerwowe
potrzebuję mieć dobre dojście do okolic prostaty i szeroki widok
pola operacyjnego, bo rzecz jest delikatna, więc preferuję technikę
klasyczną, z rozcięciem powłok brzusznych długości około 15 cm. Ale
my tu gadu gadu, a inni pacjenci czekają. Do zobaczenia za dwa
tygodnie"

Nieprzeczytany post: 02 sie 2010, 21:08
autor: Tom 53
W moim przypadku wynik odebrała żona.Widzi Gl 3+3. 50%.Pyta się lekarza co to oznacza.Odpowiedz zmroziła jej krew w żyłach.Pan doktor odpowiedział super profesionalnie .Noo raczysko.Dobrze że znalazłem się z moim przypadkiem w Anglii.Po dwóch radioterapiach obecnie czuję się b.dobrze.Czekam na wynik PSA pod konies sierpnia.Pozdrawiam Tomasz z Anglii

Nieprzeczytany post: 15 sie 2010, 19:59
autor: kozucha
Ostatnio Teść sam chętnie zagaja na temat swojej sytuacji zdrowotnej,chyba oswoił się nieco ze swoim skorupiakiem.Ale powiedział sam to,o czym w pierwszym poście wspomniał Alfred: O wynikach biopsji powinien informować ktoś,kto umie zrobić to mądrze.Mimo,że podejrzewał,że może usłyszeć złe wiadomości,przeżył wówczas ogromny szok.Nie chciał być na rozmowie u lekarza z nikim bliskim,a powinien.Nie wiem,w jaki sposób poinformowano go o jego stanie,bo był wtedy sam,ale na pewno nie zniósł tego dobrze.Teraz sam przyznaje,że to był błąd,a lakoniczne informacje uzyskane po biopsji wprowadziły go w ogromny stres.Dopiero wizyta u urologa sporo mu wyjaśniła,bo ten lekarz potrafił Tatę trochę uspokoić.Na szczęście,z tamtym onkologiem nie ma już do czynienia,Teść trafił do innych onkologów,którzy nastawili go zupełnie inaczej do zaistniałej sytuacji.
Bardzo podobał mi się sposób rozmowy,jaki przedstawił Kangur:' No więc jest pewien problem,ale do rozwiązania.Rokowania pomyślne, możliwe metody terapii, ewentualne skutki uboczne.Sytuacja do opanowania-poradzimy sobie'.Wszystko podparte analizami i statystykami przedstawonymi od razu pacjentowi.
Trochę mniej ciekawy jest taki: '''Nowotwór,zaawansowany,nie ma potrzeby robić badań,może kiedyś.... 'Tak mniej więcej wyglądało to u nas.Bez żadnych informacji,że wdrożone leki zdecydowanie poprawią kondycję,że można jeszcze całkiem nieźle funkcjonować.Szkoda,bo parę dodatkowych słów otuchy od LEKARZA mogłoby zdziałać cuda.Niestety na psychologa onkologicznego chyba na razie nie ma co liczyć.Ot,taka nasza służba zdrowia.

Nieprzeczytany post: 16 sie 2010, 12:13
autor: kangur__2007
kozucha pisze:.Niestety na psychologa onkologicznego chyba na razie nie ma co liczyć.Ot,taka nasza służba zdrowia.


Kozucha, jak już napisalem, u mnie takie, a nie inne, podejście lekarza do sprawy informowania pacjenta o jego konkretnej, indywidualnej sytuacji wynika po pierwsze z istniejącego nie tylko moralnego ale i prawnego obowiązku pełnego zapoznania pacjenta z jego sytuacją, a po drugie z tego, że zajęcia z psychologii bezpośredniego kontaktu z pacjentem są dla australijskich studentow medycyny obowiązkowe, przedmiot wykłada się przez dwa lata, co roku jest egzamin, i kto go nie zda, ten nie zostaje lekarzem.

Nieprzeczytany post: 20 sie 2010, 21:47
autor: Mariusz
kangur__2007 pisze:.... zajęcia z psychologii bezpośredniego kontaktu z pacjentem są dla australijskich studentow medycyny obowiązkowe, przedmiot wykłada się przez dwa lata, co roku jest egzamin, i kto go nie zda, ten nie zostaje lekarzem.

To jest metoda na radykalne zmniejszenie krajowych absolwentów medycyny.
Kangur, u nas grupa uniwersyteckich nieuków z kierunku ekonomii i zarządzania, potrafi napisać żądanie do rektora, aby usunał wykładowcę statystyki, który uwalił 80 % roku za ewidentne nieuctwo i totalne olewanie przedmiotu - oni dosłownie nie wiedzieli jaka jest różnica pomiędzy medianą, a średnią. Żądanie zostało spełnione!
Wyobraź sobie teraz firmy zarządzane przez takich fachowców...

Re: Uważam,że wyniki pozytywne powinien wydawać psycholog on

Nieprzeczytany post: 01 mar 2015, 11:29
autor: Leszek12
Witam : interesuję sie tym Tematem już dość Długo , w Polsce jest 103 wykształconych PsychoOnkologów, reszta szkolona dorywczo z podleczonych Pacietów! Normalny Psychiatra i Psycholog Mogą tylko zaszkodzić , Nie znają się i Plotą Głupoty/ u mię w szpitalu Onkologicznym jest na praktyce Młoda/ Fajna/na praktyce ale umie rozmawiać tylko z pacietami Na Palitatywnej już jej słabo idzie a z Rodzinami Nie powiem ( żona mówiła że plotła Bzdury, ma Gabinet Razem z Księdzem i Kaplicą co POZYTYWNIE
wpływa na rodzinę.)Tak radę dajemy sobie sami bo NFZ ma nas w nosie.Kangur tu jest Polska i brak porównania do Was! Pozdrawiam.
ZOMO'82-89