Onkologia nie dla rakaIza Michalewicz 12.02.2014 17:02
Źródło:
http://wyborcza.pl/duzyformat/1,136629, ... a_raka.htm
Grzegorz Luboiński jeszcze tam pracuje. - Czytam prasę i przeglądam internet. Bo odebrano mi możliwość operowania, a nawet przyjmowania pacjentówZadłużone warszawskie Centrum Onkologii przyjmuje coraz więcej pacjentów nieonkologicznych, bo NFZ dobrze za nich płaci. Pod hasłem restrukturyzacji zlikwidowano oddziały nowotworowe, np. Oddział Badania Bólu i Terapii Paliatywnej czy Klinikę Nowotworów Układu Pokarmowego. Na ich miejsce powstały małe oddziały dla chorych nie tylko onkologicznie.
Kierownikami owych oddziałów zostali ludzie nowego dyrektora. Pod nich zorganizowano konkursy, w których przegrały tuzy polskiej onkologii. Profesorowie z Centrum Onkologii odeszli.
W 2013 roku sprawą zajęło się CBA i skierowało ją do prokuratury. Ale prokuratura umorzyła śledztwo. Jak mówi autorka doniesienia do CBA Magdalena Kręczkowska, prezes Fundacji Onkologicznej "Dum Spiro-Spero" z Gdańska: - Błyskawicznie. Tak szybko, że oficer CBA, który prowadził sprawę, był w szoku.
1. Monolog nuklearny - Pani profesor, ponieważ zakład [Medycyny Nuklearnej i Endokrynologii Onkologicznej] został zlikwidowany, a powstała klinika [Endokrynologiczna z Zakładem Medycyny Nuklearnej], pani zarządza nią tymczasowo. Odbędzie się konkurs i wygra go docent Marek Dedecjus - powiedział w marcu 2013 roku dyrektor Centrum Onkologii prof. Krzysztof Warzocha do prof. Izabelli Kozłowicz-Gudzińskiej, wieloletniej kierowniczki zakładu, a także konsultanta wojewódzkiego do spraw medycyny nuklearnej.
I dalej: - Uważam, że trzeba promować ludzi młodych, poza tym informuję panią, że innej opcji po prostu nie ma: ojciec pana Dedecjusa jest w Łodzi bardzo wpływowym człowiekiem. I ja jestem mu coś winien. Tak ustawię komisję konkursową, że pan docent Dedecjus z pewnością wygra. Życzę sobie, by startowała pani w tym konkursie. Zostanie pani wybrana na jego zastępcę. I będzie się pani zajmowała tym, czym do tej pory: medycyną nuklearną. A pan docent skupi się na chirurgii endokrynologicznej i będzie zarządzał całością...
Izabella Kozłowicz-Gudzińska (lat 66): - Zanim dyrektor to wszystko powiedział, wyprosił z gabinetu innego profesora, żeby nie mieć świadków. Chciał, żebym złożyła papiery na konkurs, ale odmówiłam. I złożyłam wypowiedzenie. To, co zrobił w stosunku do mnie, było poniżające.
Jest połowa marca 2013 roku. Zakład działający w CO od 50 lat to najnowocześniejszy tego typu ośrodek w Polsce, z pracownią izotopową i aparatem PET - tomografem, który precyzyjnie wykrywa metabolizm raka: jak zaawansowana jest choroba, czy nie ma przerzutów, a jeśli są, to gdzie.
Tak ustawię komisję konkursową, że pan docent Dedecjus z pewnością wygra. Życzę sobie, by startowała pani w tym konkursie. Zostanie pani wybrana na jego zastępcęRelacjonuje Magdalena Kręczkowska, prezes Fundacji Onkologicznej "Dum Spiro-Spero" z Gdańska (jej relacja znajdzie się w zawiadomieniu do CBA o popełnieniu przestępstwa korupcji przez dyrektora Centrum Onkologii):
"Zakładem mogła kierować wyłącznie osoba o podwójnej specjalizacji (w tym medycyny nuklearnej i endokrynologii, obie posiadała prof. Kozłowicz), zaś już Kliniką mógł kierować ktoś, kto ma tylko jedną specjalizację (doc. Dedecjus jest chirurgiem ogólnym, endokrynologiem). Profesor podzieliła się ze mną okolicznościami, w których dowiedziała się o likwidacji Zakładu i które nieodwołalnie wpłynęły na jej decyzję o rezygnacji z pracy w CO. Opowiadała wszystko tonem bardzo przygaszonym, bez złości, spokojnie i powoli. Ja machinalnie notowałam. Miałam wrażenie, że moja rozmówczyni jest w szoku i relacjonuje mi wszystko jak automat. Zrobiła to, bo podejrzewam, że chciała to z siebie wyrzucić. (...) Zapytałam profesor, czy zdecydowałaby się to wszystko oficjalnie zeznać. Odmówiła. To był zły moment, było jej ciężko. Runęło całe jej życie zawodowe i została bardzo upokorzona. Kilkakrotnie powtórzyła, że nie mieści się jej w głowie to całe zdarzenie. I że nie chce już mieć z tym człowiekiem w żaden sposób do czynienia. Rezygnuje z pracy natychmiast, pakuje się i nie pozwoli sobie, by ktoś taki ją deptał. Obie byłyśmy zgodne co do jednego: najbardziej zaskoczyła w tym wszystkim arogancja. By powiedzieć komuś wprost o swych sprzecznych z prawem zamiarach, bez kamuflażu, bez jakiejkolwiek próby >>zawoalowania" prawdy. Uznałyśmy zgodnie, że to zaskakujący przykład poczucia absolutnej bezkarności. Wtedy zgłosiłam się do Państwa i spotkaliśmy się w biurze przy ul. Poleczki 3".
Lekarze spierają się o limity, a jest proste rozwiązanie: ''Czy da się uleczyć polską onkologię?''- Jestem z wykształcenia prawnikiem, ale moją pasją jest medycyna. Wychowałam się w rodzinie lekarzy - mówi Magdalena Kręczkowska. - Od dłuższego czasu współpracuję z onkologami z całej Polski, a najdłużej z warszawskim Centrum. Kiedy rozmawiałam z tamtejszymi lekarzami, byli przestraszeni, rozgoryczeni albo zwyczajnie zaszczuci.
2. Rozdział o bólu 1 października 2012 roku w Centrum został zlikwidowany Oddział Badania Bólu i Terapii Paliatywnej. Lekarze dowiadują się o tym około 10 dni później z maila od dyrekcji.
Magdalena Kręczkowska: - Dochodzi do sytuacji, że lekarz przyprowadza pacjenta na oddział badania bólu, patrzy: nie ma pielęgniarek. Nie może pomóc choremu z portem. A podejrzewa, że może być krwawienie. Chory miał być do obserwacji.
W latach 90. wprowadzono do Centrum Onkologii metodę zakładania portów - cewników, których część leży płytko pod skórą i jest połączona z żyłą. Chorzy poddawani chemioterapii wymagają wielokrotnych wkłuć do żyły. Mając port, mniej cierpią. Ale poza założeniem wymaga to również serwisowania.
Pacjenci przychodzili na założenie, a potem, jeśli były problemy albo na kontrolę. Przez 24 godziny czynny był telefon. Mogli dzwonić, jeśli cokolwiek niedobrego się działo. Port mógł się zatkać, mogła wystąpić gorączka - bo tą drogą do żył wchodzi chemia.
Magdalena Kręczkowska: - Po likwidacji Oddziału Badania Bólu i Terapii Paliatywnej przyszedł czas na Zakład Anestezjologii i Intensywnej Terapii, z którego zabrano pielęgniarki. Lekarze odkładają więc ostrą operację, co naraża pacjenta. Według lekarzy nie było żadnych przesłanek, by zabierać te pielęgniarki na inne oddziały.
31 października 2012 roku jest zebranie, kierownicy klinik mają się spotkać z mgr. Witoldem Kmiotkiem, zastępcą dyrektora Centrum Onkologii ds. zarządzania.
Opowiada dr Grzegorz Luboiński: - Kmiotek rysuje tabelki. Że ten oddział tylu i tylu chorych przyjął i tyle zarobił, a ten oddział... "Nooo, krzywa nam rośnie. Jest tam lepiej, zarobiliśmy więcej, bo tu i tu oszczędziliśmy". Na co wstaje jeden z lekarzy anestezjologów i mówi: "Panie dyrektorze, rozumiem, że krzywe muszą rosnąć, ale mogę panu pokazać już konkretnych chorych, którzy zostali narażeni na niebezpieczeństwo z powodu tych oszczędności. Przesuwa się pielęgniarki, odbiera konsultacje zewnętrzne, bo nie mamy specjalistów, żeby skonsultować chorych, którzy idą na operacje. Ludzie są niedobadani, ale kładzie się ich na stół, bo nie ma jak tych badań zrobić. Może byśmy sprawę bezpieczeństwa chorych i programu, jak to centrum ma się rozwijać, omawiali jednak z dyrektorem, który jest lekarzem, a nie z księgowym czy magistrem farmacji". Parę dni później ten lekarz idzie ze swoimi chorymi do poradni przeciwbólowej i dowiaduje się, że nie ma klucza. Że go do poradni nie wpuszczą. Sekretarka mówi mu: "Pan nie może tutaj wejść". Obok stoi sześć chorych osób.
Z doniesieniu do CBA: "Obecnie chorzy są kwalifikowani do operacji w ciemno i często są to kwalifikacje nieprawidłowe. Głównie z tej przyczyny odszedł z CO szef 40-osobowego Zakładu Anestezjologii i Intensywnej Terapii, dr Jerzy Jarosz. Uznał, że w obecnych warunkach nie jest w stanie odpowiadać za bezpieczeństwo chorych".
Reorganizacja kończy się likwidacją: ''Rak znów musi boleć''3. List o cierpieniu "17 września postanowił Pan, Panie Prezydencie, przyznać dr. Jerzemu Jaroszowi, kierownikowi Zakładu Anestezjologii i Intensywnej Terapii, Oddziału Badania Bólu i Terapii Paliatywnej, desygnowanemu przez WHO (Światową Organizację Zdrowia) ekspertowi ds. opieki paliatywnej w narodowych programach zwalczania raka, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi w dziedzinie nauk medycznych i niesienie pomocy potrzebującym. 1 października aktualna dyrekcja Centrum Onkologii, wewnętrznym zarządzeniem, bez uzasadnienia, zlikwidowała nagrodzony przez Pana dorobek wielu lat pracy. Oddział Badania Bólu przestał istnieć, a tym samym sprawnie działający system ciągłości leczenia onkologicznego i niepozostawiania chorego bez pomocy na żadnym etapie choroby i leczenia. Największy bunt i żal budzi likwidacja Szpitalnego Zespołu Wsparcia. Był to działający z powodzeniem od 8 lat zespół specjalistów (anestezjolog/specjalista medycyny paliatywnej, pielęgniarka paliatywna, psychoonkolog i pracownik socjalny). Do naszej organizacji spływają liczne zawiadomienia pacjentów o tym, że chorzy w klinikach narządowych CO obecnie bardzo cierpią. Prosimy, by zechciał się Pan wypowiedzieć w tej sprawie". W podpisie fundacje: Onkologiczna "Dum Spiro-Spero", Onkologiczna Osób Młodych "Alivia", Rak'n'Roll i Wygrajmy Zdrowie. 4.01.2013.
Prezydent nie odpowiada.
Magdalena Kręczkowska: - Pisaliśmy do Ministerstwa Zdrowia listy otwarte w sprawie likwidacji Oddziału Badania Bólu i Terapii Paliatywnej. W oficjalnej odpowiedzi na nie otrzymaliśmy kopię stanowiska dyrektora Centrum Onkologii Krzysztofa Warzochy, opublikowanego kilka dni wcześniej na witrynie CO, nieodpowiadającego na kluczowe i szczegółowe pytania oraz oskarżającego o działalność społecznie szkodliwą, narażającą zdrowie i życie chorych. Z odpowiedzi ministerstwa wynikało, że albo naszego listu otwartego w ogóle nie przeczytano, albo kompletnie zlekceważono jego treść. Poza tym było to zwyczajne "kopiuj - wklej" z komunikatu z witryny Centrum Onkologii.
Oświadczenie dyrektora z 9 stycznia 2013 roku widnieje na stronie
http://www.coi.pl do dziś.
4. Siódme piętro Z doniesienia do CBA: "W miejsce Kliniki Nowotworów Układu Pokarmowego powstaje Klinika Gastroenterologii (mniejsza o połowę i de facto ograniczająca do minimum chirurgiczne leczenie nowotworów górnego układu pokarmowego). Kierownikiem zostaje onkolog specjalizujący się w diagnostyce endoskopowej i leczeniu zachowawczym, podczas gdy podstawą leczenia nowotworów układu pokarmowego jest chirurgia".
Do "Gazety Wyborczej" pisze Ewa Błaszczyk (zbieżność z nazwiskiem znanej aktorki przypadkowa), córka mężczyzny chorego na raka jelita grubego: "Zapytałam lekarza prowadzącego mojego ojca: >>To co teraz będzie, panie doktorze? Co oznacza likwidacja 7. piętra?<<. >>Cóż, droga pani, nie będzie już naszych artystycznych wyczynów przy stołach operacyjnych, będzie zwykła chirurgia w tzw. szpitalach rejonowych<<. Wejdźmy głębiej: chirurg np. w warszawskim Szpitalu Bielańskim robi rocznie 2-3 operacje onkologiczne na jelicie grubym, przeważnie wyłania stomie, bo więcej (obiektywnie, z całym szacunkiem) nie umie. Lekarz, który operował mojego ojca, dość młody jeszcze, ma na swoim koncie 1500 (tak, TYSIĄC PIĘĆSET!) operacji onkologicznych na jelicie grubym, często skomplikowanych, oszczędzających, wymagających ogromnej wiedzy i precyzji. Jego ręce są na wagę złota".
List Ewy Błaszczyk:
''Likwidują klinikę nowotworów jelita grubego w Centrum Onkologii w Warszawie. Zróbmy coś!''Na końcu listu pyta: "Czy dyrekcja była kiedyś w tym korytarzu, pod gabinetem 39? Czy miała tam swoich bliskich? Czy widziała tłum chorych z całej Polski? Czy czuła gęste jak kisiel powietrze, przesiąknięte strachem? Chciałabym, by szanowna dyrekcja pojawiła się na siódmym piętrze i powiedziała, co oferuje pacjentom po zamknięciu kliniki nowotworów jelita grubego w sytuacji galopującego wzrostu liczby chorych z tego rodzaju rakiem".
15 października 2012 roku związki zawodowe lekarzy i anestezjologów piszą do dyrektora Krzysztofa Warzochy (i do wiadomości m.in. Ministerstwa Zdrowia i Polskiego Towarzystwa Onkologicznego) dramatyczny list, w którym o tej "restrukturyzacji" informują tak: "Czemuż jak nie ograniczeniu świadczeń służyć ma dalsza redukcja etatów i zwalnianie lekarzy? Nawet przy obecnym poziomie zatrudnienia obciążenie lekarzy obowiązkami administracyjnymi powoduje wydłużenie czasu oczekiwania pacjentów na wizytę u specjalisty". Lekarze podkreślają też, że działania "szumnie nazwane przez pracodawcę >>restrukturyzacją" są powolnym upadkiem placówki".
5. Monolog o głowie i szyi "Chora nr [tu pada numer]: w wyniku wykonanej operacji stwierdzono pooperacyjny niedowład lewego fałdu głosowego, co nie zostało uwidocznione w epikryzie. Oceniono przebieg pooperacyjny jako niepowikłany, nie zalecając rehabilitacji pooperacyjnej" - czyta na głos dr Grzegorz Luboiński, chirurg onkolog (40 lat pracy w Centrum), specjalizujący się w operacjach raka tarczycy, sekretarz Polskiej Unii Onkologii i swego czasu członek programu "Przeciw korupcji" Fundacji Batorego. Do niedawna kierował oddziałem zabiegowym Kliniki Nowotworów Głowy i Szyi w Centrum Onkologii.
- A czym grozi porażenie strun głosowych? - ciągnie Luboiński. - Że jeśli człowiek o tym nie wie, to się udusi. Na przykład krztusząc się. Niech mu wpadnie do gardła pestka wiśni, to mając porażoną jedną strunę, może mu nie starczyć siły, by odkrztusić. Zawiadomiłem dyrekcję o fałszowaniu dokumentacji pacjentów. Dyrekcja uznała, że było to "fałszowanie niecelowe", więc powiadomiłem prokuraturę.
Luboiński uważa, że pacjent powinien wiedzieć, że po operacji ma porażone struny głosowe. Bo jeśli od razu pójdzie do foniatry, będzie ćwiczył, ma szansę problem zniwelować. - A jak nie wie, to ryzyko zachłyśnięcia się poranną kawą czy kawałkiem chleba może być śmiertelne.
Dr Joanna Jabłońska, laryngolog, która pracuje z Luboińskim, zaczyna opracowywać statystykę wyników operacji z ostatnich trzech lat: ile który lekarz operujący miał porażeń strun głosowych czy niedoczynności przytarczyc.
Dr Luboiński: - Pacjent, który wychodzi z niedoczynnością przytarczycy, jeśli nie jest to expressis verbis napisane, w wypadku niedoboru wapna może po prostu umrzeć. To jest nie do wychwycenia. Bo w nocy będzie miał niedobór wapna i sekcja tego nawet nie wykaże. To cudowna zbrodnia doskonała: niewydolność serca, na dodatek człowiek miał raka. Zatrudniłem do swojego zespołu laryngologa, doktor Jabłońską, która była pięć lat we Francji i tam pracowała na oddziale chirurgii. Jak w większości Europy Zachodniej tarczyce są tam operowane w tzw. zespołach głowy i szyi, gdzie są laryngolodzy, a nie - tak jak u nas - chirurdzy ogólni. W związku z tym mają lepsze wyniki. Doprowadziłem do tego, że każdy chory operowany w Centrum był konsultowany przez laryngologa przed operacją i po niej. Dzięki temu mam informacje o tym, czy pacjenci mieli porażone struny, czy nie.
Ze statystyki opracowanej przez dr Jabłońską wynika, że dwóch lekarzy ma większą liczbę porażeń nerwów krtaniowych niż pozostali. Ale to właśnie ich na współpracowników wybiera doc. Marek Dedecjus, nowy szef połączonych już Zakładów Medycyny Nuklearnej i Nowotworów Głowy i Szyi.
Grzegorz Luboiński: - Powiedziałem nowemu kierownikowi, że z punktu widzenia pacjentów dobrze by było, żebyśmy współpracowali. Ale po tygodniu docent Dedecjus uznał, że nie widzi takiej możliwości. Później zaczęły się takie drobne "nękanka". Piąty lipca: "Proszę o wyjaśnienie przyczyny pana nieobecności na stanowisku pracy w dniu 3 lipca od godz. 14:55. Oczekuję odpowiedzi do dnia 8 lipca". W podpisie: dyrekcja. Pism na różne tematy zaczęło do mnie przychodzić wiele, m.in. w sprawie zakazu konkurencji.
Z doniesienia Magdaleny Kręczkowskiej do CBA: "Dyrektor CO, sam pracując na kilku etatach (dyrektora CO, dyrektora Instytutu Hematologii i Transplantologii, kierownika swojej prywatnej kliniki w rodzinnym mieście Łódź), w 2012 r. kazał wszystkim pracownikom naukowym CO podpisać dokument lojalnościowy, zabraniający im bez jego zgody dodatkowej pracy w jednostce >>konkurencyjnej" - tj. w innym ośrodku mającym podpisany kontrakt z NFZ. Przepisy prawne (tu: Ustawa o Instytutach) zezwalają na wprowadzenie ww. rozwiązania, a nawet je sugerują. Dotyczy ono jednak również samego dyrektora Instytutu. Chyba że w drodze wyjątku pozwoli temu dyrektorowi na pracę na kilku stanowiskach właściwy minister, tu: Minister Zdrowia. W tej sytuacji należy domniemywać, że pan Bartosz Arłukowicz zgodę wyraził".
Dr Luboiński: - W końcu doc. Dedecjus napisał pismo, że nie widzi dla mnie miejsca i że nawet w przychodni nie mogę przyjmować.
Jeden z lekarzy opowiadał, że był z Luboińskim w Kuwejcie w latach 90. w tamtejszym Centrum Onkologii. Kuwejtczycy mówili: "Było tu wielu chirurgów z Polski. I wielu dobrych, a nawet świetnych. Ale ten to jest brylant".
6. Oszczędności Centrum Onkologii, gdy dyrekcję obejmował prof. Krzysztof Warzocha, zadłużone na 370 mln zł, zabrało na pokrycie części długów przeszło 85 mln od oddziałów w Krakowie i Gliwicach. Magdalena Kręczkowska w doniesieniu do CBA pyta: jak zgaszono pozostały dług?
''Gliwice i Kraków płacą za raka w Warszawie''Anna C. pół roku temu zakończyła leczenie w Centrum Onkologii: - Wszystkie badania zrobiłam prywatnie i do CO przyjechałam z gotowymi wynikami. Moi lekarze są dobrzy, ale zabiegani, zapracowani... Jak pacjent sam nie pilnuje, to może niechcący dostać nie te leki. Byłam traktowana jako "zdrowa pacjentka", nawet jak na przeszczepie przebywałam w izolatce. Pielęgniarki się nie śpieszyły, a nawet przyniosły mi antybiotyk, na który miałam uczulenie i był wpisany drukiem w karcie przyjęcia do szpitala, że nie wolno mi go podać. Podały. Dostałam gorączki neutropenicznej i wezwałam lekarza. Dobrze, że byłam przytomna, bo już bym nie żyła. Poprzednio dostałam wstrząsu po podaniu tego antybiotyku dożylnie. Kiedy po raz pierwszy poszłam do apteki wykupić leki i okazało się, że mam zapłacić ponad tysiąc złotych, to mnie zatkało. Zarabiam przyzwoicie, ale nogi się pode mną ugięły. Miałam nieznaczne ubezpieczenie w banku, które wypłacono mi w ciągu dwóch tygodni na konto. Było na leki i wszelkie dodatkowe badania. Nie wyobrażam sobie, co byłoby teraz bez tego. W samym CO nie wyleczyłabym się. Skończyłabym jak koleżanki... W ogóle nie kontrolują, czy pacjent nie pogarsza stanu poprzez niedożywienie (ponad połowa). Jeśli trzy dni nie je normalnie, powinien dostawać dożylnie składniki odżywcze. Ale nie glukozę, bo to spowoduje zaburzenie gospodarki jonowej i daje fałszywe poczucie sytości. Doprowadzi do obrzęków. Do żywienia dożylnego potrzeba specjalnych mieszanek. Ale używają ich tylko w ostateczności. Oszczędności. Te oszczędności co najmniej sześć osób, które znałam, kosztowały życie. Skierowanie na tomografię dostałam dopiero w kwietniu. Moja lekarka, którą naprawdę lubię, powiedziała: "Jak już mamy coś oglądać, to niech porządnie wyrośnie". Takie tam jest podejście.
7. Monolog o jajnikach i sutkach - Na przykładzie powiem - prof. Mariusz Bidziński, były szef Kliniki Nowotworów Narządów Płciowych Kobiecych, dziś ma już dystans do okoliczności, w których w 2011 roku po 23 latach rozstał się z Centrum Onkologii. - Czekam na wynik badania histopatologicznego. Ale nie mogę czekać miesiąc, bo przez ten czas guz może odrosnąć. Mówię profesorowi odpowiadającemu za histopatologię, że trzeba to jakoś przyspieszyć, zreformować. On idzie do dyrektora, powtarza to samo i słyszy: "Nie mam pieniędzy". To przecież zadaniem dyrekcji jest te pieniądze znaleźć, a nie rozkładać ręce! Poza tym w CO przeprowadza się najtrudniejsze operacje, tymczasem blok operacyjny wygląda jak w szpitalu powiatowym. Nasz dyrektor, który sam jest chirurgiem, mówi, że laparoskopia w onkologii w ogóle się nie sprawdzi. I nie ma do jej przeprowadzania żadnych nowoczesnych urządzeń. A przecież w zakresie chirurgii małoinwazyjnej (laparoskopowej) swego czasu byliśmy pierwszą placówką w Polsce. Ale wtedy już trzeba nam było nowego laparoskopu, toru wizyjnego... Wprowadzałem pierwsze zabiegi laparoskopowe, jeśli chodzi o radykalną chirurgię ginekologiczną. Uczyliśmy się tego w Niemczech, we Francji... Na całym świecie wiele operacji robi się laparoskopowo, ale chirurg, który nie umie w ten sposób operować, powie, że to nie jest dobra metoda, i zablokuje jej rozwój.
Przepychanki personalne zamiast leczenia:
''Wojny na onkologii ''Bidziński został odwołany z funkcji w sierpniu 2011 roku w atmosferze skandalu przez wiceministra zdrowia Andrzeja Włodarczyka. Wspomina: - Zaczęły podobno przychodzić jakieś anonimy, że jestem lekarzem skorumpowanym. I że tylko przez moją praktykę prywatną pacjentki mogą przejść do Centrum. Napisałem wyjaśnienie poprzedniemu dyrektorowi prof. Maciejowi Krzakowskiemu, że można sprawdzić całą moją dokumentację medyczną z praktyki, przyjęcia pacjentów do CO i to ze sobą porównać. Wyjaśnienie dyrektor przyjął i myślałem, że to już koniec nieprzyjemności. Ale wtedy zaczepia mnie na parkingu prof. Marek Nowacki, wieloletni dyrektor CO oddelegowany z Ministerstwa Zdrowia do "naprawienia" Centrum Onkologii, i mówi: "Wie pan, panie kolego, wysocy urzędnicy Ministerstwa Zdrowia mają na pana bardzo poważne teczki". Następnie woła mnie ówczesny p.o. dyrektora prof. Marian Reinfuss [szef CO oddział w Krakowie] i mówi: "Wiesz, przeczytałem te teczki, straszne rzeczy tam się dzieją". "Naprawdę? - ja na to. - To może i ja bym przeczytał?". "My tego nie możemy upublicznić, bo to pójdzie do prokuratury".
Minister Włodarczyk mówił w mediach, że "zawiadomił CBA, bo ma dowody na zachowania korupcyjne Bidzińskiego, który miał od pacjentek wyłudzać pieniądze za leczenie, a udział w tym miały brać też jego żona i sekretarka" (cytat za "Polska The Times").
Jacek Dobrzyński, rzecznik CBA: - Nigdy takie doniesienie do nas nie wpłynęło.
Prof. Bidziński: - Żadnych teczek na mnie nie było, ale należało wywołać atmosferę zaszczucia. I to się udało.
Atmosferę tę potęgowały listy wywieszane przez dyrekcję w korytarzach z nazwiskami osób przeznaczonych do zwolnienia. - Jakbym oglądał film z drugiej wojny światowej - mówi jeden z lekarzy. - Ludzie podchodzili, czytali w napięciu i albo płakali, albo mówili: "Uff, tym razem nie ja".
Na stanowisko Bidzińskiego ogłoszono konkurs. W sumie odbyło się jedenaście konkursów, z czego za nowego dyrektora - osiem w ciągu półrocza.
Prof. Mariusz Bidziński: - Startowałem ja, dr hab. Grzegorz Panek i prof. Beata Śpiewankiewicz, która przegrała konkurs na Kierownika Kliniki Ginekologiczno-Położniczej w Szpitalu Bródnowskim. I ten w Centrum Onkologii był ewidentnie ustawiony pod nią.
Na całym świecie wiele operacji robi się laparoskopowo, ale chirurg, który nie umie w ten sposób operować, powie, że to nie jest dobra metoda, i zablokuje jej rozwój.Z doniesienia do CBA: "O pewnym epizodzie wspomina bezwzględnie chcący pozostać anonimowym lekarz: na posiedzenie Rady Naukowej CO w sprawie rozstrzygnięcia konkursu na kierownika Kliniki Nowotworów Narządów Płciowych Kobiecych >>wpadł<< wiceminister Włodarczyk i zadysponował: >>Głosujcie i opiniujcie tak, żeby konkurs wygrała prof. Śpiewankiewicz. A jak nie - to i tak wygra prof. Śpiewankiewicz<<".
Niedługo po Bidzińskim odszedł też prof. Tadeusz Pieńkowski, który prowadził Klinikę Nowotworów Piersi (potocznie nazywaną "sutkami"), a jest prezydentem Międzynarodowego Towarzystwa Chorób Piersi.
Prof. Bidziński: - Też miał dosyć. Ginekologia stworzyła tu potęgę: wprowadzenie metod endoskopowych, radio-, chemioterapeuci. Robiliśmy tysiąc bardzo poważnych, skomplikowanych operacji rocznie. Byliśmy wzorcem dla innych. A dzisiaj w Centrum Onkologii robi się nagminnie histeroskopie czy usuwa polipy z macicy, bo te procedury są dobrze wycenione. Robi się je, jeśli pacjentka nie może zajść w ciążę. Ja się pytam:, kto na to pozwala? Tam powinno być 90 procent onkologii.
Magdalena Kręczkowska: - Lekarze opowiadali, że na ginekologii po zabiegach - typu wyłyżeczkowania, pobrania, w ogólnym znieczuleniu - nie ma nawet gdzie położyć chorych, tylko siedzą na fotelach w poczekalni. Lekarze mówili, że była praca na akord, żeby te słupki szły wyżej. Biegiem, biegiem, następna, następna, szef oddziału musiał się wykazać, żeby - jak pójdzie na zebranie - jego klinika była wysoko.
Byliśmy wzorcem dla innych. A dzisiaj w Centrum Onkologii robi się nagminnie histeroskopie czy usuwa polipy z macicy, bo te procedury są dobrze wycenione
Prof. Bidziński: - Robienie skomplikowanych operacji onkologicznych, obarczonych wysokim ryzykiem powikłań, w Centrum nie jest opłacalne. Lepiej robić małe zabiegi ginekologiczne. Liczy się przede wszystkim zysk, a nie chory. A pacjent onkologiczny nie umie krzyczeć. Jest cichy i pokorny.
8. Narada nad lekiem Szansą dla Ani Marczewskiej-Kapuścińskiej, która od trzech lat walczyła z chłoniakiem Hodgkina, było podanie nowoczesnej chemii dopiero co wypuszczonej po badaniach klinicznych na rynek - można przeczytać na blogu Sybilli Berwid (
http://www.chemosfera.blogspot.com). Chemia ta nie była jeszcze w Polsce refundowana, a nawet gdy ktoś dysponował środkami, nie była chętnie podawana w szpitalu (ani prywatnym, ani państwowym). Zbierała się w Centrum Onkologii "narada", która odwlekała decyzję podania zakupionego przez pacjenta za ciężkie pieniądze (ze zbiórki publicznej, rodzinnej czy sprzedaży majątku - koszt jednej dawki to około 40 tys. zł; a potrzeba od czterech do szesnastu dawek). Sama byłam świadkiem tych do niczego nieprowadzących konsyliów (nie tylko u Ani). Ciągnęły się nieraz tygodniami, trzymając wycieńczonego pacjenta w zmurszałym fotelu na korytarzu. Pacjent po tym okresie traumy słyszał tylko odmowę, bardzo mętnie lub niczym do końca nieuzasadnioną. Przecież to pacjent płacił za lek, przekazywał jako darowiznę aptece szpitalnej, a apteka szpitalowi. Dziura w procedurach czy w dobrej woli? A może dziura w poczuciu człowieczeństwa? W końcu podano Ani lek po walce i poszukiwaniach, na innym oddziale onkologicznym, w szpitalu na Banacha. Ale organizm był już bardzo słaby. Mówiła mi o spisaniu testamentu, a ja jej - że będziemy się z tego jeszcze śmiały i pójdziemy z córkami do parku. Ostatni raz rozmawiałyśmy przez telefon, gdy wyszła ze szpitala na jesieni, na urodziny sześcioletniej córki. Powiedziała, że to chyba jej ostatnie wyjście.
Anię pochowano 17 stycznia 2014 roku w Grodzisku Mazowieckim.
9. Onkomapa Fundacja Onkologiczna Osób Młodych "Alivia" dostała od Unii Europejskiej grant na stworzenie pierwszego w Polsce przewodnika po przyjaznych ośrodkach onkologicznych (
http://www.onkomapa.pl). Jest ich w kraju 40. W ubiegłym tygodniu Alivia ogłosiła wyniki ankiet.
Bartosz Poliński, prezes zarządu fundacji: - Oczywiście pytaliśmy dyrektorów szpitali o możliwość przeprowadzenia takiej ankiety wśród pacjentów i ich rodzin: jak oceniają opiekę lekarską, organizację i jakość leczenia, wyposażenie szpitala i przestrzeganie praw pacjenta. Prawo od nas tego nie wymaga, ale uznaliśmy, że tak będzie grzeczniej. Dwanaście ośrodków odmówiło, w tym wszystkie oddziały Centrum Onkologii: w Warszawie, Krakowie i Gliwicach.
Po wielu monitach fundacji odpisał prof. Zbigniew Nowecki, zastępca dyrektora ds. lecznictwa Centrum Onkologii w Warszawie: "Podtrzymujemy poprzednią decyzję o nieprzystąpieniu do projektu Onkomapa".
- Osoby zarządzające tymi ośrodkami traktują je jak prywatny teren, a pacjentów - jak swoją własność. Decydują tym samym, co im wolno, a czego nie wolno mówić - ocenia Poliński. - Zdarzało się, że wyrzucano naszych ankieterów i konfiskowano im pracę, np. w Klinice Okulistyki i Onkologii Okulistycznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. O czym to świadczy?
10. Pogrzeb dyrektora Prof. Mariusz Bidziński do niedawna prowadził oddział ginekologiczny w Świętokrzyskim Centrum Onkologii w Kielcach. Od 1 stycznia wziął na swoje barki szpital w Warszawie, na Inflanckiej. - Miasto zainwestowało w tę placówkę 100 mln zł. Powstał taki blok operacyjny, że jak zobaczyłem, to pomyślałem: "To nie jest Europa. To Ameryka". Więc te ręce - pokazuje dłonie - będą pracowały. Z ginekologii i położnictwa można żyć. A dla onkologii warto żyć.
Izabella Kozłowicz-Gudzińska przeszła na emeryturę i pracuje w centrum medycznym Lux Med. Mówi, że jest zadowolona.
Grzegorz Luboiński jeszcze pracuje w Centrum Onkologii. - Właściwie to siedzę w gabinecie, czytam prasę i przeglądam internet. Bo odebrano mi możliwość operowania, a nawet przyjmowania pacjentów.
Lekarz, z którym grywam w squasha, jest na psychotropach. O niczym innym nie może myśleć, tylko o tym, jaką mu wyrządzono krzywdę. Pracuje w fundacji Hospicjum Onkologiczne, którą przeszło 20 lat temu założył wolontaryjnie z innymi kolegami po fachu. Ma już dwa procesy o zniesławienie wytoczone przez Centrum Onkologii i jego dyrektora.
Dla kilku z nas skończyło się właśnie tak - ciągnie Luboiński. - Ale dyrektor do spraw organizacyjnych Centrum popełnił samobójstwo. Jego siostra zadzwoniła do jednego z naszych kolegów i powiedziała, żeby nikt z Centrum Onkologii czasem nie przyszedł na pogrzeb, ponieważ on to zrobił, bo został wyrzucony z pracy. Miał pół roku do emerytury. I nie było dla niego miejsca.
CV: Dr Grzegorz Luboiński, lat 65. Sekretarz Polskiej Unii Onkologii, w zawodzie od 40 lat. Operuje nowotwory tarczycy. Dwukrotnie był naczelnym chirurgiem Centrum Onkologii. Do niedawna kierował tam oddziałem zabiegowym Kliniki Nowotworów Głowy i SzyiProf. Mariusz Bidziński, lat 56. Od 2008 roku prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologii Onkologicznej. Od 1988 roku związany był z Centrum Onkologii w Warszawie. Do 2011 roku kierownik Kliniki Nowotworów Narządów Płciowych Kobiecych. Członek Rady Naukowej przy Ministrze Zdrowia, Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny, American Society of Clinical Oncology, European Society of Gynaecological Oncology, European Society of Gynaecological Endoscopy oraz Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego
11. Pytania bez odpowiedzi Poniższe pytania wysłaliśmy do ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza i dyrektora Centrum Onkologii prof. Krzysztofa Warzochy,
i do czasu zamknięcia tego numeru w wersji papierowej "Dużego Formatu" pozostały bez odpowiedzi.Do ministra:
- Dlaczego ze stanowiska kierownika Kliniki Nowotworów Narządów Płciowych Kobiecych w 2011 roku odwołany został prof. Mariusz Bidziński?
- Jak skomentuje pan doniesienie do CBA na zachowanie wiceministra zdrowia Andrzeja Włodarczyka, który sugerował Radzie Naukowej CO, kto powinien wygrać konkurs na nowego kierownika tej kliniki?
- Dlaczego na stanowisko kierownika nowo utworzonej Kliniki Endokrynologicznej z Zakładem Medycyny Nuklearnej startował tylko jeden kandydat - doc. Marek Dedecjus i to on został jej szefem? Podobna sytuacja miała miejsce w konkursie na szefa Kliniki Nowotworów Piersi (startował jednoosobowo prof. Zbigniew Nowecki).
- Jak wytłumaczyć sposób zwolnienia ze stanowiska prof. Izabelli Kozłowicz-Gudzińskiej w ramach tej "restrukturyzacji". Profesor zeznaje w CBA, że dyr. Krzysztof Warzocha uprzedził ją, że konkursu nie wygra, a stanowisko to otrzyma doc. Dedecjus, bo dyrektor ma zobowiązania wobec jego ojca.
- Dlaczego dr Grzegorz Luboiński, jeden z najlepszych chirurgów onkologicznych tarczycy w Polsce, nie dostaje pozwolenia na operowanie w Centrum, a nawet na przyjmowanie pacjentów, choć wciąż jest pracownikiem tej placówki?
- Dlaczego Oddział Badania Bólu i Terapii Paliatywnej został "zrestrukturyzowany" tak, że pracę stracił m.in. dr Jerzy Jarosz, znakomity fachowiec, który ten oddział stworzył? Oddział nie przynosił strat.
- Czy pan minister zgodził się, aby dyrektor Centrum Onkologii pracował na kilku etatach (dyrektora CO, dyrektora Instytutu Hematologii i Transplantologii, kierownika swojej prywatnej kliniki w rodzinnym mieście Łódź)?
Do dyrektora Centrum prof. Krzysztofa Warzochy (poza powyższymi):
- Dlaczego odmówiono ankieterom fundacji Alivia zebrania opinii pacjentów na terenie Centrum Onkologii w Warszawie (a także w Krakowie i Gliwicach)?
Co się dzieje w Centrum Onkologii?
Prosimy o listy: listy@wyborcza.pl Na pytania, które zadaliśmy w reportażu, już po skierowaniu artykułu do druku odpowiedział jednak dyrektor Centrum, prof. Krzysztof Warzocha. Iza Michalewicz: - Dlaczego do konkursu na stanowisko kierownika nowo utworzonej Kliniki Endokrynologicznej z Zakładem Medycyny Nuklearnej startował tylko jeden kandydat, doc. Marek Dedecjus? Prof. Krzysztof Warzocha: - Odpowiadając na to pytanie można zapytać, dlaczego wszyscy lekarze w Polsce spełniający wymogi formalne nie złożyli aplikacji konkursowej? Próg stawiany wymaganiom dla kandydatów na stanowisko kierownika tej Kliniki zaczynał się od stopnia naukowego doktora n. med. Pragnę nadmienić, że w okresie od 2012 do 2013 r. w Instytucie odbyło się 18 konkursów na stanowiska kierowników jednostek organizacyjnych prowadzących badania naukowe i prace badawczo rozwojowe według takiej samej regulaminowej procedury. W większości z nich startowali pojedynczy kandydaci, chociaż w każdym przypadku informacja o wszczęciu przeprowadzenia procedury konkursowej była publikowana z odpowiednim wyprzedzeniem w dzienniku o zasięgu ogólnopolskim, pismach branżowych i na stronie internetowej Instytutu.
Podobna sytuacja miała miejsce z konkursem na szefa Kliniki Nowotworów Piersi (startował jednoosobowo prof. Zbigniew Nowecki). - Tak potwierdzam tę okoliczność - tylko co z tego? Sytuacja była podobna do rozpatrywanej w poprzednim pytaniu.
Jak wytłumaczyć sposób zwolnienia ze stanowiska prof. Izabelli Kozłowicz-Gudzińskiej w ramach tej "restrukturyzacji", skoro prof. zeznaje w CBA, że dyr. Krzysztof Warzocha uprzedził ją, że konkursu nie wygra, ponieważ wygranym będzie jeden lekarz (tu: doc. Dedecjus), bo dyrektor ma zobowiązania wobec jego ojca?
- Należy potraktować to jako pomówienie. Pani profesor nie została zwolniona, lecz rozwiązała umowę o pracę ze względu na przejście na emeryturę. Proszę spytać, dlaczego nie przystąpiła do konkursu? Nie mogę odnosić się do ewentualnych zeznań pani profesor w CBA. Ja nie byłem pytany o to przez tę instytucję.
Dlaczego Oddział Badania Bólu i Terapii Paliatywnej został "zrestrukturyzowany" tak, że pracę stracił m.in. (prócz innych pracowników) Jerzy Jarosz, świetny lekarz i fachowiec, który ten oddział stworzył i jest pionierem ruchu hospicyjnego w Polsce, pominąwszy fakt, że oddział nie przynosił strat. - W tej sprawie odpowiadałem już wielokrotnie. Dr Jerzy Jarosz dopuścił do sytuacji, w której Centrum Onkologii nie mogło zawrzeć umowy na realizację świadczeń z zakresu medycyny paliatywnej na skutek nie spełniania ustalonych w tym zakresie wymagań i standardów. Jednocześnie, od czerwca 2011 roku powyższy oddział zaprzestał działalności na skutek braku łóżek hospitalizacyjnych. W rzeczywistości świadczenia z zakresu medycyny paliatywnej były realizowane w ramach oddziału zachowawczego oraz zabiegowego Kliniki Nowotworów Tkanek Miękkich, Kości i Czerniaków. Formalnie Oddział Medycyny Paliatywnej i Badania Bólu powinien być zamknięty już w październiku 2010 r. ponieważ w ramach jego działalności realizowane były wyłącznie procedury zakładania portów.
Zgodnie z realizowanym planem naprawczym w CO świadczenia realizowane w ramach tego oddziału zostały przeniesione do Oddziału Medycyny Paliatywnej utworzonego w ramach Kliniki Onkologii i Chorób Wewnętrznych. W powyższym Oddziale kontynuowane jest udzielanie świadczeń zdrowotnych w ramach medycyny paliatywnej dla wszystkich pacjentów wymagających tego rodzaju terapii. Dla chorych nie wymagających hospitalizacji usługi medyczne są świadczone w Poradni Leczenia Bólu. Oddział na stałe współpracuje z jednostkami hospicyjnymi z całego kraju.
Niestety w ostatnim okresie doszło do bulwersującego rozpowszechniania nieprawdziwych informacji sugerujących zaprzestania leczenia chorych i likwidacji oddziału leczenia bólu w CO. Spowodowało to narastającą dezinformację chorych i narażanie ich na niepotrzebny niepokój. Rezygnacja dr. Jerzego Jarosza z pracy na własny wniosek i przejścia na emeryturę odbyła się w atmosferze niepokojących doniesień pracowników o nieprawidłowościach i nieuzasadnionych działaniach w gospodarowaniu lekami narkotycznymi.
Dziś Zakład Anestezjologii (obecnie Oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii), obejmuje swoją opieką pacjentów hospitalizowanych w Instytucie, znajdujących się w stanie bezpośredniego zagrożenia życia lub wymagających monitorowania i podtrzymywania podstawowych funkcji życiowych. Prowadzi też opiekę anestezjologiczną nad pacjentami leczonymi chirurgicznie w CO, i sprawuje stały dyżur reanimacyjny. Zdecydowanie podkreślam, że zmiany w żaden sposób nie spowodowały zmniejszenia dostępu chorych do świadczeń, a wręcz przeciwnie: chorzy mogą liczyć na wszechstronną opiekę onkologiczną i internistyczną na każdym etapie choroby nowotworowej (w tym terminalnej).
Dlaczego dr Grzegorz Luboiński, jeden z najlepszych chirurgów onkologicznych tarczycy w Polsce nie dostaje pozwolenia na operowanie w Centrum (mimo, że wciąż jest tam zatrudniony), a nawet na przyjmowanie pacjentów w przychodni przyszpitalnej? - Nieznane są kryteria przyznawania tytułu "jednego z najlepszych chirurgów onkologicznych tarczycy w Polsce", ani kapituły, która taki tytuł przyznaje, więc trudno się do tej tezy odnieść. Na tle innych lekarzy chirurgów zatrudnionych w Instytucie swoim doświadczeniem, wiedzą i umiejętnościami nie wyróżnia się w sposób szczególny. Jest nadal zatrudniony w Klinice Nowotworów Głowy i Szyi. Koniecznie należy dodać, że z powodu trudności interpersonalnych dr. Luboińskiego pozostali lekarze chirurdzy zatrudnieni w KNGiS pisemnie odmówili brania udziału w operacjach z jego udziałem. Instytut został pozwany przed Sąd Pracy i jako pracodawca w ugodzie zawartej przed Sądem zmuszony został do zapłacenia zadośćuczynienia oraz publikacji przeprosin za naruszenie dóbr osobistych przez dr. Luboińskiego wobec jednej lekarz chirurg, pracującej w KNGiS. Ze względu na konieczność niedoprowadzenia do takich sytuacji w przyszłości nie ma również możliwości przeniesienia dr Luboińskiego do Oddziału Chirurgii Endokrynologicznej. Podyktowane jest to ochroną dyskryminowanej przez niego lekarz.
Dlaczego Klinika stała się Oddziałem Chirurgii Endokrynologicznej, którego szefem jest również doc. Dedecjus (mając pod sobą już dwa połączone oddziały)? - Zmiana nastąpiła na wniosek zespołu chirurgów Kliniki Nowotworów Głowy i Szyi poparty przez Kierownika tej Kliniki, który uzasadniał zmianę specjalności podstawowej z zakresu chirurgii onkologicznej na chirurgię szczękowo-twarzową, zgodnie z profilem narządowym omawianej Kliniki. Obecny Oddział Chirurgii Endokrynologicznej został utworzony w Klinice Endokrynologii Onkologicznej i Medycyny Nuklearnej. Nowo utworzony Oddział stworzył możliwości kompleksowego multidyscyplinarnego leczenia nowotworów gruczołów dokrewnych, w tym gruczołu tarczowego. Jest rozwiązaniem optymalnym, stwarzającym możliwość zaplanowania diagnostyki i całościowego leczenia pacjenta z nowotworami gruczołów dokrewnych w najkrótszym możliwym czasie.
Zrestrukturyzowano Klinikę Nowotworów Układu Pokarmowego do rozmiarów Kliniki Gastroenterologii, do dwóch trzecich zmniejszono liczbę łóżek wobec coraz większych potrzeb. Dlaczego? - W Instytucie, medyczną strukturę organizacyjną charakteryzuje narządowość człowieka. Zakres leczenia chorób pacjentów Kliniki Nowotworów Układu Pokarmowego oraz Kliniki Gastroenterologii pokrywały się ze względu na tożsamy profil. Ta rozproszona struktura powodowała niewydolność organizacyjno-administracyjną. Nadmierna ilość pokrywających się zadań, które musiały być wykonywane przez podwojoną ilość personelu pomocniczego oraz administracyjnego, a także niczym nieuzasadnioną ilość stanowisk kierowniczych objętych biurokratyzacją. Zatem sytuacja jest odwrotna niż przedstawiona w pytaniu.
Jaki sens ma zamiana zakładów na kliniki. - Klinika w przeciwieństwie do zakładów prowadzi zwykle działalność leczniczą. Zakłady mają albo funkcje diagnostyczne albo tylko teoretyczne. Wyjątkiem bywają zakłady tele- i brachyterapii - też często nazywane klinikami lub oddziałami radioterapii. Spełnienie wytycznych pod względem struktury, sprzętu, odpowiedniej specjalizacji pracowników i warunków epidemiologiczno - sanitarnych jest niezbędne do kontraktowania świadczeń zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych.
Dlaczego w Centrum leczy się np. niepłodność, i łączy oddziały ginekologiczno-onkologiczne z ginekologicznymi, podczas gdy wiele kobiet chorych na raka w tym czasie powinno mieć przeprowadzone operacje onkologiczne, ratujące zdrowie albo życie? Jednak czekają na nie miesiącami. - Bo niepłodność jest częstym powikłaniem wcześniejszego leczenia przeciwnowotworowego u kobiet w wieku rozrodczym. W Instytucie chirurgia onkologiczna nie jest jedyną formą leczenia. Jest również radioterapia, chemioterapia, leczenie szpitalne stacjonarne oraz "jednego dnia" i nie zapominając o leczeniu ambulatoryjnym - "poradnianym".
Dlaczego, i jakie są merytoryczne podstawy, odmówiono ankieterom fundacji Alivia zebrania opinii pacjentów na terenie Centrum Onkologii w Warszawie, Krakowie i Gliwicach? - Po pierwsze dlatego, że szerszemu ogółowi nie jest znana fundacja Alivia. Poza tym CO nie zostało zapoznane z treścią ankiety, jak również z metodologią. Ponadto równolegle toczyły się prace w CO nad stworzeniem portalu publicznecentraonkologii.pl, który docelowo ma zawierać zbliżone informacje do prezentowanych na portalu fundacji Alivia (Onkomapa). Nie bez znaczenie jest także fakt, że przewodniczącym rady fundacji jest osoba reprezentująca uniwersytecki ośrodek onkologiczny w Gdańsku, którego kierownik nie skrywa nieprzyjaznych opinii wobec CO - naszym zdaniem niezasłużonych.
Poniżej załączam wpis internetowy - komentarz prof. Jacka Jassema na temat CO i jej dyrektora jako odpowiedź na wywiad do ostatniego internetowego wydania "Rzeczpospolitej":
Jacek Jassem (gość) pisze: 9 lutego 2014 22:43:52
"W swojej wypowiedzi Pan Dyrektor Warzocha zapomniał podać, że zredukowanie długu Instytutu Onkologii osiągnął jednym prostym ruchem - wyegzekwowaniem z dwu oddziałów Instytutu w Gliwicach i Krakowie jednorazowej kontrybucji w kwocie odpowiadającej długowi. Nie pomogło to na wiele - Instytut jest nadal na granicy płynności finansowej, co jest ewenementem wśród polskich jednostek onkologicznych, które opływają w dostatki. W wywiadzie jest mowa o dwóch Cancer Planach. W istocie jest jeden - tworzony przez około 200 osób - onkologów, specjalistów zdrowia publicznego, pacjentów onkologicznych, ekonomistów i prawników. Plan powstaje pod honorowym patronatem premiera, z udziałem ministerstwa zdrowia i NFZ.
Plan prof. Warzochy tworzy on sam ze swoim zastępcą i - jest to zawarte w wywiadzie - najważniejszym jego celem jest zapewnienie Instytutowi Onkologii roli 'najwyższego ciała opiniodawczego'. Inaczej mówiąc, chodzi o zachowanie uprzywilejowanej roli tej instytucji w systemie. Tymczasem to 'ciało', pod obecnym kierownictwem, jest jednym z najgorszych szpitali w Polsce, co mogą potwierdzić sami pacjenci, źle zarządzanym, z ogromnie skonfliktowanym zespołem. Jest jednym z nielicznych szpitali onkologicznych, które nie zgodziły się na badanie satysfakcji leczonych tam chorych. Model, w którym Instytut rządził i dzielił w polskiej onkologii, trwał kilkadziesiąt lat i doprowadził do obecnej katastrofy - zdecydowanie zbyt długo. Najwyższy czas, aby wprowadzić nowe rozwiązania i nowe standardy".
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.