Strona 91 z 96

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 09 sty 2020, 11:52
autor: szandor
Kciuki zaciśnięte.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 09 sty 2020, 13:03
autor: jesien 2015
Powodzenia!

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 10 sty 2020, 00:58
autor: RaKaR-szef forum
Szanowni,

załączam opisy badań, także wcześniejsze do porównania. Liczę na Wasze podpowiedzi. Oczywiście rozmawiałem dziś ze swoimi doktorami
Zaraz wyślę to samo do Panów profesorów w Gliwicach i będziemy czekać na ich odpowiedź. W mojej sprawie będzie zorganizowane konsylium Na razie nic więcej nie napiszę.

Prośba, może Zosia poprawi oznaczenie, podpis plików, proszę. Mój komp. chce się aktualizować to potrwa kilka godzin. Muszę się położyć.



Done :) (dokumenty wkleiłam chronologicznie, od najstarszych do najnowszych) (Dziękuję)


22.01.2019
PET-CT 18F-PSMA-1007


F. 22.01.2019 PET PSMA FANTOM rakar.jpg

F. 22.01.2019 PET PSMA FANTOM rakar2.jpg




22.01.2019
TK JAMY BRZUSZNEJ I MIEDNICY


F. 17.09.2019 TK bez danych osob.png




17.09.2019
TK JAMY BRZUSZNEJ I MIEDNICY


F. 17.09.2019 TK bez danych osob.png




18.12.2019
PET-CT 18F-CHOLINA


F. 18.12.2019 PET-CT z choliną zmontowany.png

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 14 sty 2020, 21:50
autor: RaKaR-szef forum
Kronika prostatyka

Obejrzeliście ww. wyniki badań? Można by moją rakową zawartością obdarować minimum 10 osób. Rozumiem, co tu pisać. Koledzy admini wyrazili swoje uwagi w naszym zamkniętym wątku.

Ww dokumenty przesłałem do Pana prof. Leszka Miszczyka celem oceny, wyrażenia swojego zdania - na ile można jeszcze zadziałać. Hamulcowym faktem jest przebyta radykalna RT w 2007/2008 roku.

Nie wyobrażacie sobie, jakiego powera wlał we mnie Pan profesor, jak oznajmił, że
"część zmian jest możliwa dla leczenia promieniami – DC 74 Gy podane w 2007/8 nie zamyka takiej możliwości" Moja Pani dr już zleciła obsłudze chiwum wyciągnięcie i zgranie na płycie planu leczenia RT z tamtego czasu, bo taka jest potrzeba przystąpienia do napromieniania. Stałem się przez ost. 2 dni dawnym Władkiem. Prawie nie spałem, pracowałem przy kompach dokumentach. Żona oczy rozszerzała ze zdziwienia.

Jednak dziś około 15:00 padłem, zaczęło mną pomiatać (rukwa jestem ćpun), ale jak widać piszę, co jeszcze niedawno było b. rzadkie. Skądś jednak czerpię siły.

A propos - ciągle mam chcicę na jabłka, surówki, dzisiaj z kiszonej kapusty (normalnie mało jej jem). Do mięs jakoś mnie nie ciągnie, za to sery w różnych postaciach i owszem. Rano płatki na mleku (nie wiem czy dobrze). Widać, organizm domaga się brakujących składników odżywczych. Ogólnie mam apetyt, parę kg przybrałem na ciele.

Trzymajcie kciuki, dotąd pomagały. Dziękuję

Pozdrawiam

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 14 sty 2020, 23:08
autor: polyanna
RaKaR,

trzymamy za Ciebie bardzo mocno kciuki, jesteś przykładem ogromnej siły i mocy, prawdziwy nieustraszony Gladiator z Ciebie!!! :)

Mam nadzieję, że bezsenność minęła i dziś będziesz spał jak niemowlę :-)

Pozdrawiam,
Paulina

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 15 sty 2020, 14:15
autor: RaKaR-szef forum
Cześć Paulino

Jak mi się zdaje, musiałaś już przed zarejestrowaniem (07.01.bm.) poczytywać nasze Forum.

Zastanawiałem się, czy Ci odpowiedzieć, niby co mogę napisać, bo tak fajnie łechcesz moje ego. A wyobraźnia ukazała obraz mojej osoby, jako zwycięzcę Napoleona, wyprostowaną postać, z prawą ręką włożoną za połę kubraka, z podniesioną głową, ja sowietskij sołdat na defiladzie. (w psychiatrykach kiedyś sporo było Napoleonów).

Zapewniam Cię, że takich bohaterów na Forum jest setki, jak nie więcej. Samo podejście do leczenia już jest częścią zwycięstwa, a np. poddanie się jednej z trudniejszych operacji prostatektomii - zwycięstwem. Potem dalsze zabiegi, to , może górnolotnie powiem "heroizm". Nie należy zapominać o psychice. Ciągle wspominam trzech Gladiatorów - Crisa, Bogdana, Krisa. W realu poznałem ich na naszych pierwszych spotkaniach. Crisa spotkałem na badaniu PET w Kielcach, usilnie prosił, żebym przyjął zaproszenie na obiad, co też się stało. Był inteligentnym, uczynnym człowiekiem, sporo młodszym ode mnie. Potem w Warszawie pomógł mi ze znalezieniem bankomatu (przy Al Ujazdowskich, co nie było łatwe). Wtedy spotkaliśmy się w Cafe Flora. Zresztą, spotkanie kontynuowaliśmy przy grillu, przy chacie Bogdana. Krisa i Bogdana poznałem na naszych pierwszych spotkaniach w Warszawie w rest. Babuszka. Chcę zauważyć, ile zapoznań, odwiedzin miejscowości zawdzięczamy, no cóż, naszym chorobom. To są te przyjemne chwile, dla mnie bardzo ważne Spotkania. (Pamiętajcie o tegorocznym).

Wszyscy oni rozpoczynali swoje leczenie później ode mnie i wcześnie "zginęli" od wrażego miecza, z którym jeszcze nikt ostatecznie nie zwyciężył. Dlatego te małe zwycięstwa urastają do wielkich, ale ciągle dających nadzieje.

To, co teraz proponuje mi Pan prof. L. Miszczyk, to realnie mała część w stosunku do totalnego stanu. Tak, ale ile wlał mi realistycznej nadziei, nie tej zdawkowej. Jak bardzo odświeżył mnie w działaniu. Może za miesiąc, dwa, rok medycyna coś wymyśli. A wtedy ...?

Pzdr

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 18 sty 2020, 22:43
autor: kinaszle
Hej Włodku.
Co do diety to takim pacjentom jak Ty mówię że jeżeli mają na coś ochotę to niech zjedzą ale w rozsądnych ilościach.
Najpewniej nic ci szczególnie nie zaszkodzi.
A masz mieć choć małe przyjemności żeby cieszyć się życiem. Bo z dużymi przyjemnościami ..... to wiadomo :p
Pzdr

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 22 sty 2020, 19:10
autor: polyanna
Cześć RaKar,

chwilę mnie tu nie było, w międzyczasie "zaliczyłam", towarzysząc tacie, konsultacje u dr Salwy w Warszawie. Wrażenia dokładnie takie jak opisujecie na forum, więc podjęcie decyzji było już w zasadzie tylko formalnością- jutro ustalamy datę operacji.
Przeprowadziłam kilka rozmów z córkami i żonami Gladiatorów i po wczorajszym konsylium szpitalowi w Katowicach na Strzeleckiej uprzejmie podziękowaliśmy za "dalszą współpracę".

Oczywiście podczytywałam Wasze forum od momentu gdy tata dostał wynik biopsji fuzyjnej (dokładnie 13.12.2019), po nocach szperałam i zgłębiałam wiedzę, stąd też moja droga w poszukiwaniu najlepszych rozwiązań mocno się skróciła.

Nadal trzymam za Ciebie kciuki i oczywiście zamierzam wraz z tatą stawić się na Waszym tegorocznym spotkaniu Gladiatorów. Z Tobą na czele robicie fantastyczną robotę.

Dziękuję w imieniu swoim i mojego taty Grzegorza :)

Pozdrawiam ogromnie,
Paulina


Paulina, Rakarowi jest na pewno b. miło, ale czy mogłabyś uzupełnić własny wątek podając istotne informacje dot. leczenia Taty zawarte w poście wyżej?
Dzięki.
-zb

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 27 sty 2020, 11:18
autor: RaKaR-szef forum
Dziękuję za uznanie dla drużyny adminów. Proponuję, żebyś oficjalnie, w wątku na dole Forum, zgłosiła swój udział.

Kronika prostatyka

Informowanie Was, że jestem często poniewierany przez neuropatię, stało się nudne. Wczorajszy dzień i całą noc, znęcało się na mnie to bolące i upier. guano. Próbuję się bronić zwiększaniem dawki czy innymi medykamentami przeciwbólowymi. Boję się "przedobrzać" i uzależniać. Zdaje się, że jestem zmuszany do weryfikacji ustalonych decyzji odnośnie przyjmowanych leków,. Tak być nie może.

Mam też obawy, żeby w czasie napromienia u Pana prof. L. Miszczyka nie zaatakowała mnie neuropatia. No i z tego zdania wynika, że Pan prof. zakwalifikował mnie do leczenia. Czekam na wyznaczenie terminów.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 01 lut 2020, 20:11
autor: RaKaR-szef forum
Kronika prostatyka - wydanie specjalne

Dla mnie jest to ważne, nazwałem specjalne, choć często bywało specjalne.
Często podkreślam - gdyby nie Forum - nie wiem jak wyglądałoby moje leczenie, czy w ogóle jeszcze byłoby. Prócz koleżeństwa (jeden kolega bardzo mi pomógł), które zawsze było dla mnie życzliwe, inspirujące, byli i są lekarze specjaliści na Forum, także spoza, którzy zawsze chcieli mi pomagać. Z pewnością dzięki im wszystkim udało mi się przeżyć 13 lat, ile ponad "przyjęte normy"?
Muszę tu wspomnieć, jeśli chodzi o lekarzy: P.T. (pleno titulo) Andrzeja Kukiełkę, Pawła Salwę, Marka Roslana, teraz Leszka Miszczyka, czy nieznanych Wam lekarzy z mojego ośrodka, nade wszystko mojej polikliniki, lekarki rodzinnej, pulmonologicznej, pielęgniarek. Czasami mam wrażenie, że jestem z nimi na jakimś odcinku przyjaźni. Proszę uwierzyć, nie napraszam się, jeśli ktoś z lekarzy mnie zapyta, informuję pokrótce. Tak było z Panem prof. L. Miszczykiem. Po jego prezentacji, wyraziłem swój zachwyt leczeniem Cyber Knifem. Zadałem pytanie, czy takie duże zaraczone węzły, jak moje, też się operuje? Zapytał mnie o mój status zdrowotny a ja w paru słowach streściłem jak to teraz wygląda. Podał mi adres e-mail i powiedział, jak znajdę czas, żebym napisał do niego coś więcej a on niczego nie obiecuje.
Wywiązała się korespondencja i Pan prof. zakwalifikował mnie do napromieniania wybranych węzłów chłonnych. Wyobraźcie sobie, jak niecierpliwie czekałem na e-maila od Pana prof. z info o wyznaczeniu terminów leczenia. Czekałem, czekałem, czekałem - zresztą, wszyscy tu cierpliwie czekamy, taki nasz los.
W ost. czwartek 30.01.br o 23:30 zajrzałem do spamu, a tam tkwił e-mail od Pana prof. z poniedziałku i info, że powinienem zgłosić się właśnie 30.01. br na badania. Co ja przeżyłem?! Natychmiast odpisałem wyjaśniłem i przeprosiłem. Widziałem, że po 8:00 prof. otworzył e-maila. Dochodziła 11:00 i żadnej odpowiedzi. Znowu napisałem, jeszcze raz przeprosiłem i oznajmiłem, że jeżeli jestem wrzodem na d..., żeby napisał, a ja bez obrazy, bo tyle uwagi mi poświęcił, nie będę go więcej nagabywał. Odpisał, że nie ma sprawy i wyznaczył termin na 04.02.br jednodniowe badania i od 19.02.br około 3 tyg. napromieniania. Myślałem, że z osłabłych nóg skoczę do sufitu.
Teraz martwię się, żebym we wtorek wytrzymał, nie przyniósł prof. wstydu (jeszcze tak nie miałem, żeby w jednym dniu tyle badań, to chyba ukłon w moją stronę). Te działania to, wywiad - zakładanie historii choroby, tomograf komp. z kontrastem, rezonans magn. b/kontrastu, usztywnianie. Powiedzcie, czy są jeszcze ludzie dobrej woli? Czy mogę się nie wzruszać? Znowu realna nadzieja nawiedziła mnie. W ost. tygodniu rozmawiałem z moim prowadzącym dr chemikiem. Powiedział, jakie czekają mnie nast. chemie. Czy mój organizm to zniesie? Dziś moja fryzjerka oznajmiła, że odrosły mi włosy bardziej gęste i jakby z tendencją do tworzenia kędziorów. We wtorek badania, ustawiane, wyjeżdżamy do Gliwic w poniedziałek o 8:00, spokojnie, nocleg w przyszpitalnym hotelu, żeby nie gonić na łeb na szyję.
Trzymajcie za mnie kciuki, proszę.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 01 lut 2020, 20:56
autor: goshka
zawzięcie trzymam kciuki
- i - to prawda -że wzruszający są ludzie, którzy jeszcze wciąż bezinteresownie interesują się drugim człowiekiem...
jest i tu i na wielu wątkach, które prześledziłam u zosi bluszcz, czy kemoturf wiele pomocnych uwag - ale ja z Tata jesteśmy na początku drogi . -a Wy macie tak ogromną wiedzę proszę wejdźcie na mój wątek i podpowiedzcie - jest juz komplet badań...viewtopic.php?f=2&t=3432
proszę ja i mój prosTATA
życzę zdrowia RaKaR - dziękuję za forum

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 01 lut 2020, 21:40
autor: Marzens
Szefie,
Kciuki zaciśnięte.Życzę siły.
Pzdr.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 01 lut 2020, 23:40
autor: starys
Cześć,
do TK z kontrastem będzie ci potrzebna kreatynina. W NOI wynik tego badania jest ważny 7 dni, jeśli nie masz takiego to zrobisz go w Gliwicach, ale na wynik trzeba czekać ok 2 godzin. Pobieralnia krwi znajduje się w pobliżu pokojów wywiadu, jeśli będzie duża kolejka (a będzie raczej na pewno) to niech osoba ci towarzysząca wypożyczy wózek i podwiezie cię bez kolejki. Wózki wypożycza się koło pokojów wywiadu w Biurze obsługi pacjenta.
Na piętro dojeżdżaj windami, jest ich sporo w różnych miejscach.
Jeśli uznasz, że moja pomoc byłaby ci przydatna to napisz, mogę być w NOI około 8.00.
Pozdrawiam
starys

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 02 lut 2020, 00:20
autor: RaKaR-szef forum
Oczywiście, Pan prof. wyraźnie zaznaczył, kreatynina wążna 10 dni. W ost wtorek robiłem morfologię, przy okazji zrobiono kreatyninę.

Z tym wózkiem pomysł, no no, czego to ludzie nie wymyślą. O 9:00 założenie karty w rejestracji Zakladu RT, od 10:30 procedury, jak teraz Pan prof nazwał.

Dziękuję za zainteresowanie. Żebym tylko wytrzymał te procedury. Boję się ataku neuropatii. Znowu być przymulonym? Przeżyliśmy najazd szwedzki, przeżyjemy i radziecki - jak to łatwo powiedzieć..

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 02 lut 2020, 10:09
autor: szandor
Kciuki zaciśnięte

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 03 lut 2020, 18:12
autor: RaKaR-szef forum
Jesteśmy na miejscu w Gliwicach w przyszpitalnym hotelu b/nazwy. Może i dobrze, bo standard? Nie, nie jest brudno, na jedną noc akuratnie ale jak mamy tu wkrótce spędzić 3 tyg. bez obiadów i kolacji? Jest kawiarnia i tam pewnie śniadania z cateringu. Jak dla mnie sybaryty, trochę nie tego. Coś trzeba będzie zorganizować. Nic to naprzeciw naszego choróbska. Jak pomyślę, kiedyś to był luksus. Ta nasza młodość. Genek będzie spał na przystawce, miejsca dosyć. Pzdr

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 03 lut 2020, 22:09
autor: ed1954
Rakar,

kciuki mocno zaciśnięte. Dasz radę. Jak zawsze zresztą.

Pozdrawiam,
syn

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 04 lut 2020, 03:55
autor: Jarek Sop
Władek! Pobyt w Hotelu CO w Gliwicach (1,5 miesiąca) wspominam bardzo dobrze, wykupiłem sobie cały pokój i miałem pełna swobodę, dzięki temu dokończyłem kilka zaległych rzeczy. Stołówka obiadowa jest w budynku CO, trochę trzeba krążyć po korytarzach, ale się dopytasz. Masz gwarantowaną konsultację z dietetyczką ona dopasuje Ci obiady do schorzenia, ja wziąłem tzw. "watrobową", mnie osobiscie bardzo smakowało. Tak więc śniadanie w hotelu (wtedy 15 zł.ja zrezygnowałem, gdyż robiłem sobie sam w pokoju za może 5-7 zł), obiad w CO polecam, kolację trzeba samemu. Znalazłem sklepik z twarogiem góralskim i innymi podobnymi specjałami. Najgorzej z praniem, nie ma nawet miski, kupiłem ją (sklepik "1000 drobiazgów"? w okolicach Rynku) i ćwiczyłem ręce piorąc. Na koniec podarowałem te miskę hotelowi. Po obiedzie pączkarnia, co tam dieta!

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 04 lut 2020, 11:48
autor: ramzej54
Witam nieśmiało panie Włodku,
ja też od wczoraj w Gliwicach na radioterapii. Może wydeptujemy te same ścieżki? Moja to do zielonej bramki (TrueBeam) ok. 12.40, codziennie do piątku. Potem obiadek na górze. Było by miło spotkać Pana gdzieś w tym molochu lub poza nim.
Pozdrawiam i życzę wytrwałości.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 04 lut 2020, 15:30
autor: RaKaR-szef forum
Akurat skończyłem badania. Jesteśmy w rest. na górze i czekam co mi moja opiekunka zaserwuje, potem odjazd do chaty. Pan prof. de lux klasa.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 04 lut 2020, 19:27
autor: ramzej54
Dzisiaj była obsuwa czasowa na zielonym TureBeam-ie, tak że po naświetlaniu do restauracji na górze trafiłem dopiero przed 15.00. Jutro powtórka z rozrywki czyli: spacer do COI i ok. 12.00 przed zielonym TrueBeam-em czekanie na kolejkę na 12.50, potem obiad na górze i spacer powrotny do hotelu w mieście.
Nie czytałem też forum, dopiero teraz i widzę, że coraz bliżej te ścieżki w COI wydeptujemy.

Żeby pomóc losowi to jutro będę forum śledził na bieżąco i/ lub jeśli będzie Pana pozwolenie popytam po zbiegu w obiekcie hotelowym o Pana. Było by miło zobaczyć Szefa forum, cóż nie zawsze się taka okazja trafia.
Nie wiem też, czy publicznie na forum mogę podać swój nr telefonu do ewentualnego kontaktu? Numery telefonow podajemy via pw. -zb

Pozdrawiam

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 05 lut 2020, 13:35
autor: Molisana
Ramzej, szef pewnie wrócił już do domu :) mam nadzieję, że odpoczywa w błogim nastroju ... :)

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 06 lut 2020, 00:31
autor: RaKaR-szef forum
Faktycznie odpoczywam. Dzisiaj wszystko ze mnie schodziło - nagromadzone emocje, zgromadzony ból.

Sam się zastanawiam, jak udało mi się wytrzymać to tempo. Lubię dynamiczne, rozważne działania i takowe , właśnie, są w IO Gliwice. To moje, jakże subiektywne spostrzeżenia, na podst. krótkiego pobytu w czasie badań. Rejestracja poszła szybko. Potem przekazanie dokumentów z mojego leczenia paniom pielęgniarkom. Mówiłem, że pomogę w ich wyborze . Odpowiedź 'damy sobie radę'. Po 10 min. 'czy może Pan do nas przyjść?' Pochwaliły mnie za chronologiczne ułożenie, ale znam swoje teczki i ich stany po wielu przeglądaniach przez lekarzy, ciągle musiałem poprawiać a niektórych dokumentów już nie zobaczę. Np. wsiąkła mi gdzieś płyta z TK z listopada 2019. Pomieszczenie pań pielęgniarek przeglądających dokumenty łączą drzwi z gabinetem Pana prof. Leszka Miszczyka.

Wkrótce przyszedł Pan prof., zaprosił do gabinetu. Dawno nie byłem tak szczegółowo badany przez lekarza. Zalecił drobną lewatywę. Śpieszył się do Piekar Śląskich, pożegnaliśmy się. Zadaje się, że Pan prof. był zadowolony z naszego spotkania, mam na myśli mój stan zdrowia, może wyszło lepiej niż się spodziewał. Raczej do gadatliwych nie należy, jak powiedziała moja radioterapeutka, jest bardzo zasadniczy, i chyba tak jest.

Następny etap, to modelarnia. Brzmi bardzo znajomo, ale chodzi tu o wykonanie masek na akceleratory napromieniań. Mój był wykonany na brzuch od żeber do kości łonowej. Przed wykonaniem maski, przybiegła pielęgniarka, za późno, bo już była moja kolej na wejście do pracowni. Wręczyła mi butelkę do wykonania lewatywy. Ożeż ty, jak ja się wymęczyłem. Nogi mam słabe, a tu musiałem w pozycji kucznej, jak skoczkowie zjeżdżający przed wyskokiem, dziabać sobie w otwór w życi i wciskać płyn. W dodatku kabina nie miała blokady, żeby się zamknąć i co chwila ktoś starał się dostać do mnie. Mało z tej lewatywy wyszło. W końcu musiałem wyjść. Żeby nie laska, nie dałbym rady dojść do modelarni.

Dalej poszło szybko. TK i MRi w jednym pomieszczeniu. Wpierw rezonans bez kontrastu. Wiele badań na tych maszynach przeszedłem ale ta, to istny wyjec, młot pneumatyczny, popegeerowska młocarnia. Pierwszy raz, w ogóle, założono mi zdezelowane ochraniacze na uszy. To urządzenie, to podobno ostatni, najnowszy sprzęt. Przed TK (dość krótko) pielęgniarka walczyła z pobraniem krwi.

To był koniec badań. Jak je wytrzymałem i cały wyjazd? Podróż, na południu kraju, to mordęga. Kilkadziesiąt km robót drogowych. Znacie to. Jak bardzo trzeba uważać, też wiecie. Jedziesz pomiędzy barierkami, zupełnie pozbawiony swobody, bo przed tobą i po, sznur aut i gdyby coś, strach pomyśleć. Chwila dekoncentracji i można zahaczyć o metalowe barierki.

Człowiek jak musi, wytrzyma.

18 bm. przyjedziemy do hotelu, w którym będziemy bez przerwy około 3 tygodni. Pan prof. dał mi zaświadczenie dla hotelu. Mój pobyt będzie dla mnie refundowany prze NFZ. Za małżonkę zapłacę 95,00 zł za dobę. Restauracja https://restauracja.io.gliwice.pl/ jest ok, tylko nie ma windy, a może jest, o czym jeszcze nie wiem.

Oczywiście, chętnie spotkam się z koleżeństwem z Forum.

Pzdr




Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 15 lut 2020, 15:03
autor: RaKaR-szef forum
Szanowni, niestety, na pochyłe drzewo... Na początku tygodnia uderzył we mnie wirus. Trzęsawki, tmpratury 40 stopni. Do dziś to przezywam. Przeto wybaczcie mi moją nieobecność. Krótko - tak bardzo chciałbym zlaiczyć RT u Pana prof. L. Miszczyka.. Nie jest mi lekko. To tak pokrótce. Nie zapominajcie naszym Jubileuszu. Pozdrawiam.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 19 lut 2020, 16:40
autor: RaKaR-szef forum
Dalszy splot złych zdarzeń - zmarła moja najmłodsza siostra zamieszkująca w Niemczech. Ech...

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 19 lut 2020, 18:06
autor: Misza
Witaj Rakar,

Bardzo mi przykro. Przyjmij proszę moje kondolencje.

Michał

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 19 lut 2020, 18:19
autor: zdzich
W tych dla Ciebie trudnych chwilach życzę Ci hartu ducha. Przyjmij wyrazy współczucia po śmierci siostry.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 19 lut 2020, 18:30
autor: szandor
Przyjmij wyrazy współczucia.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 19 lut 2020, 18:34
autor: jesien 2015
Przyjmij proszę moje wyrazy współczucia.
Ela

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 19 lut 2020, 20:25
autor: Molisana
Władku, bardzo mi przykro :(

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 19 lut 2020, 21:30
autor: zrebie
Moje kondolencje.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 19 lut 2020, 22:08
autor: AParsley
Wyrazy współczucia
AParsley

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 21 lut 2020, 23:59
autor: RaKaR-szef forum
Wspominki

Dziękuję za wsparcie w tych bardzo trudnych dla mnie momentach.

W Polsce istnieje bardzo piękny zwyczaj wspominek, czy to zaraz po pochówku, czy w rocznicę śmierci. W literaturze jest sporo przykładów, że wspominano nie tylko bogatych, także biednych. Prawie od początku, a jestem najstarszym Forumowiczem, Forum stało się powiernikiem moich problemów dot. leczenia, nierzadko osobistych emocji.

Tereska była najmłodsza z sześciorga rodzeństwa. Nasze dorastanie przypadło na okres powojenny. Nieraz o tym tu pisałem. Rodzice pochodzą spod Lwowa, los sprawił, że znaleźli się na ziemi warmińskiej. Dużo by pisać. Uważam, że ludzie z tamtych czasów, to bohaterowie. Ojca ubecja zamknęła w więzieniu w Barczewie z hitlerowskimi oprawcami, maltretowali, tak, że znalazł się w psychiatryku. I za co? Za opowiedziany kawał przy zlewni mleka. Ojciec był uczestnikiem kampanii wrześniowej 1939, w Alpach pomagał jugosłowiańskiej partyzantce. Mimo szykan wobec mojej rodziny do 1970 roku, ojciec nigdy nie pozwolił o Polsce wyrażać się źle.

Warmiacy pomogli mamie przejść przez trudny okres więzienia ojca.

Tereska, to była taka lalka rodzinna, pieszczoszek. Pamiętam byłem już po wojsku, pracowałem, dalej uczyłem się, raczej więcej proforma, jak dla wiedzy. Taki był wymóg. Tereska kończyła 8 klasę, a ja z jej wychowawczynią flirtowałem. Miałem ładny charakter pisma, więc koleżanka pozwoliła mi wypisać siostrze świadectwo ukończenia szkoły podstawowej, w ich bursie. Byliśmy z nauczycielkami, inżynierami budowlanymi, geodetą we we wsi 'elytą'. Piękne były to czasy. Może nie powinienem o tym pisać, ale naszło mnie.

Siostra ukończyła chemię i została w naszej fabryce opon sam. kierowniczką. To była, chyba, jej jedyna praca w Polsce, bo wkrótce geodeta lasów państwowych dopadł ją i spłodzili 3 synów. Kilkadziesiąt lat temu wyjechali do Niemiec, gdzie szwagier został doceniony i powierzono mu kierownicze stanowisko. Żyło im się bardzo dobrze. Bardzo się kochali.

Jakieś 3 lata temu, o czym tu wspominałem, przejechał szwagier, żeby załatwić i przygotować pozostawiony majątek na ich przybycie. Niestety, szwagier zmarł (serce) tu, w Olsztynie. Umierał świadomie, prosił o opiekę, żeby Teresce niczego nie brakowało.

Siostra bardzo ciężko przeżyła rozstanie. Zapadła się w sobie, schudła do około 40 kg. Nie pozwalała sobie pomóc. Zmarła w swoim domu. Co dzień ktoś z synów czy synowych ją odwiedzał. Niestety, szlochać mi się chce. Ponieważ znaleziono ją leżącą na korytarzu, do akcji wkroczył prokurator. Chyba w poniedziałek pochówek.

Mam wyrzuty, że nie mogę ją pożegnać. Rodzina organizuje jakiś bus. Z pewnością wybaczyłaby mi, że muszę wyjechać do Gliwic, żeby ratować resztki życia, przedłużyć je do. Ledwo wyszedłem z ost.zachorowania, temp. do 40 stopni. W malignie myślałem, że umarłem. Zresztą, z moim zdrowiem, osłabieniem, nie dałbym rady pojechać w tak daleką podróż. Z sześciorga rodzeństwa, zostało nas czworo. Brat w czerwcu skończy 75 lat, Tereska w kwietniu miałaby 65 lat i czekała na nią emerytura. W czasie mojej obecności na Forum, pożegnałem na zawsze 2 szwagrów i siostrę.

Spoczywaj w spokoju, ukochana siostrzyczko.


Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 22 lut 2020, 04:54
autor: 55 zbyszko
Wyrazy współczucia, ja skończe 65 lat w maju, w czasie mojej chroby też zmarło 3 kolegów, którzy mnie pocieszali a brat i siostra po 80 czują się dobrze. Co by nie pisać, to zawał to dobra śmierć. Nie męczy się pacjent i najbliższa rodzina. Ale pomyśl ile dobra zrobiłeś w czasie choroby, dziękujemy.
Ja, niestety, też mam przerzuty, ostatnia wklejona scyntygrafia, i tak bardzo boję się cierpienia.
A jeszcze mojego syna nauczyciela dopadła potężna depresja i nie pracuje a ja nie umiem mu pomóc.
RaKar trzymaj się, bo potrzebujemy twego wsparcia.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 22 lut 2020, 21:51
autor: RaKaR-szef forum
Zbyszko, dziękuję.

Nasze historie, to wiele dramatów. Czasami wspierający nas więcej przeżywają nasze problemy od nas i ich trzeba pocieszać.

Nigdy nie chciałem na Forum, ani w realu potęgować napięcie, ale jak ostatnio dopadł mnie jakiś wirus, przekonałem się, jak wielką przyjaciółką jest moja małżonka. Pierwszej nocy, jak zaczęło mną telepać, nie budziłem małżonki, która śpi w drugim pokoju. Myślałem, że może to padaczkowe początki, więc zwiększyłem lek p.padaczkowy. Rano znowu się powtórzyło. Jakiego żona dostała szpuntu! Osobiście jestem przeciwnikiem wzywania pogotowia, uważam, że to dla bardziej pokrzywdzonych. Basia też odpuściła ale szybko zorganizowała lekarza. Wydawało mi się, że ma ona w oczach coś bardzo determinującego. Żona bardzo rozumie, że mój organizm jest wielce osłabiony. To drugi raz, pierwszy stwierdzono, po I chemii, zapalenie płuc. No i w perspektywie widziała wyjazd do Gliwic, żeby jej nie stracić.

Potem ta informacja o śmierci mojej siostrzyczki. Basia zauważyła, że bardzo to przeżyłem i przeżywam. Bo to też dla mnie to dylemat moralny. Małżonka na razie jest na chodzie, ale co będzie, jak osłabnie i będzie potrzebowała pomocy? Bardzo mnie ta wizja stresuje, zresztą, widzę, że małżonkę również.

Jesteśmy już spakowani, o 9:20 wyjazd. Jak to przeżyję, dwie walizy (na 3 tyg.) dość ciężkie? Będę miał kłopot w Warszawie, bo przesiadka. Tu w Olsztynie brat pomoże, w Katowicach, mam nadzieję, Staszek.

W poniedziałek o 14:00 spotkanie z Panem prof. L. Miszczykiem. Pewnie przedstawi opisy ostatnich badań MRI i TK, plan napromieniania. Czy będzie to 3 tygodni?

Jak zawsze proszę o kciukowe wsparcie i pozdrawiam.

Ps
Jeśli ktoś z koleżeństwa zechce mnie nawiedzić w hotelu, zapraszam.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 23 lut 2020, 19:30
autor: RaKaR-szef forum
Jesteśmy już w Gliwicach, w hotelu. Z Katowic przywiózł nas Staszek. To bardzo uczynny, operatywny kolega. Robota pali mu się w rękach. Ustawił na miejsce walizę, powiesił do szafy ubrania. Widać doświadczenie globtrotera. Widząc moją ułomność, kolega pomógł z przenoszeniem walizek. Dziękuję Staszku za pomoc. Gdyby nie Ty, dojeżdżalibyśmy właśnie do Gliwic.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 25 lut 2020, 11:36
autor: RaKaR-szef forum
Bez chęci przypodobania się Panu prof. L. Miszczykowi powiem, że to lekarz dużego formatu.

Po rozmowie i znowu dokładnym oględzinom i badaniu palpacyjnym ciała, Pan prof. przedstawił, jak wygląda mój stan po badaniach obrazowych z poprz. pobytu. Trochę się skomplikowało i prawdopodobnie nastąpi zmiana w ilości frakcji napromieniań ( po 3 Gy). Trwa obserwacja i dalej planowanie. Prawdopodobnie bieżący plan zostanie skrócony do 10 dni, potem, z małą przerwą, odbędzie się napromienianie na inny obszar. Pan prof. mówił coś o zapętleniu i obniżeniu węzłów. Do końca nie zrozumiałem.

Z gabinetu Pan. prof. zaprowadził nas do symulatorowni, badanie na leżąco, jak do TK np. Na koniec badania przyszedł, ocenił badanie. Po tym, Pan prof. zaprowadził nas do pracowni napromieniań (akceleratory), wszedł do środka, porozmawiał z Paniami.

Proszę powiedzieć, gdzie i który prof. osobiście doprowadza pacjenta do poszczególnych pracowni? Czułem się wyróżniony, traktowany wyjątkowo. No dobra ale jeżeli jest to norma w Instytucie Onkologii? Tylko gratulować.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 25 lut 2020, 13:26
autor: starys
RaKaR-szef forum pisze:Proszę powiedzieć, gdzie i który prof. osobiście doprowadza pacjenta do poszczególnych pracowni? Czułem się wyróżniony, traktowany wyjątkowo. No dobra ale jeżeli jest to norma w Instytucie Onkologii? Tylko gratulować.


Tak, to jest norma, standard w NIO w Gliwicach. Każdy lekarz prowadzący pacjenta tak postępuje.
Pisałem o tym w swoim wątku, potwierdził to również Stanis.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 25 lut 2020, 15:15
autor: Wojtas
potwierdzam Wasze stwierdzenie. Mnie w roku 2012 traktowano identycznie. To super CO i bardzo doświadczona , szczególnie w RT.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 25 lut 2020, 18:43
autor: szandor
Władku,
jesteś w dobrych rekach, trzymam kciuki za optymalne planowanie naświetlań i oczywiście za ich 100% skuteczności.