Strona 80 z 96

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 16 lut 2019, 01:12
autor: RaKaR-szef forum
Dopiero teraz poczułem się w miarę normalnie.

Od wczoraj bardzo wzmocnił się ból kości łonowej i pęcherza, raczej od cewki moczowej. Od cewki, bo ciągle jest napinana (tak myślę) ruchami robaczkowymi (też mój domysł) pęcherza, który próbuje zeń wypchnąć płyn.

W poprzednich postach wspominałem, że w osamotnionym pęcherzu zbiera się jakiś niezidentyfikowany płyn, ciecz. Cały pic polega na tym, że trudno jest to stamtąd wydobyć, bo cewka moczowa jest zatkana skawaloną, lepką cieczą. Dr urolog próbował się przedostać do pęcherza cewnikiem, nie przepchał się. Od czasu do czasu jakimiś kanalikami ta ciecz przedostaje się na zewnątrz. Pomagam w tym, dojąc małego. Czasami poleci trochę więcej. Rano zebrałem co nieco, ale za mało do badania mikrobiologicznego.

Ból nie pozwala mi na realizację planowych zajęć, co rozdrażnia mnie, wrukwia. Dopiero wieczorem wziąłem o 10 mg więcej opioidu + 2 tabletki paracetamolu. Na razie jest względny spokój. Unikałem zażywania leków przeciwbólowych, nasennych, itp, na tyle, na ilem można tego uniknąć. Boję się, że to dopiero początek.

Dobrej nocy i weekendu.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 18 lut 2019, 23:41
autor: RaKaR-szef forum
Ból dalej trwa, ale prawie go nie odczuwam, gdyż udało mi się dobrać odp. zestaw anty-bólowy. Nic wielkiego, do dotychczasowego Oxyduo 20 mg + 10 mg, tj. 20 mg OxyContinu + 10 mg Nalokosonu chlorowodorku przeciwdziałającego zaparciom. Od niedzieli dodałem wspomniane 10 mg opioidu. Do tego łykam kapsułkę Lyrici 75 mg. Ból przebłyskuje, ale na razie jest ok.

Ponieważ leciutko uwalnia mi się niezidentyfikowany płyn z pęcherza, spróbowałem to wykorzystać i na ile mogłem, doiłem wacka do pojemnika (taki do moczu) zakupiony w aptece. Niewiele udało mi się zebrać i dzisiaj zawiozłem na badanie mikrobiologiczne (taki jak na posiew) z antybiogramem. Zabrakło materiału na cytologię. Jestem bardzo ciekawy, co z tego wyjdzie.

Z radiologiem rozmawiała moja dr onkolog. Też z nim rozmawiałem, usłyszałem podobnie, jak niżej:


"Rozmawiałam z dr radiologiem nt punkcji pęcherza.
On może nam zaoferować jedynie pobranie niewielkiej ilości materiału do badania:
- ze spojenia łonowego na cytologię lub histopatologię
- z pęcherza - na cytologię i na badanie mikrobiologiczne.
Ze względu na właściwości igły do głębokiej biopsji- długa i cienka- z powodu podciśnienia, jakie się w niej wytwarza, ilość pobranego materiału jest bardzo mała.
Także byłaby to biopsja a nie punkcja.
"

W świetle powyższego staram się sobie pomóc i stąd dziś przekazałem materiał do rozpracowania. Zresztą zapłaciłem za to badanie, jak za posiew moczu = 28,00 zł.

W środę wyjazd na konsultację do innego specjalisty.

'Wesołe jest życie staruszka..'

Ps.

Właśnie rozliczyłem PIT (z małżonką). Trochę będzie do zwrotu, przeznaczę na Fundację. Pamiętacie o 1% na naszą organizację?

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 20 lut 2019, 23:34
autor: RaKaR-szef forum
Kilka postów przedtem napisałem, że ja - Gladiator rozpoczynam nast. etap walki, że może być wiele bitew, potyczek. Zdawałem i zdaję sobie sprawę, że nie będzie to bułka z masłem.

Dziś stoczyłem jedną z potyczek - wyszło na remis. To znaczy wiedziałem, jak to się mówi, antycypowałem, jaki może być rezultat. Zatem, nie jestem zawiedziony. Mam przemyślany plan działania, codziennie go analizuję. Na razie idzie zgodnie z założeniami.

Można powiedzieć, uprawiam forumową turystykę (z Forum nie ja jeden krążę p o kraju).

Na koniec tygodnia zbadam PSA. Na poniedziałek będę miał podstawę, bądź nie, do dalszych poczynań. Choć w mojej sytuacji, z uwagi na przekształcony nowotwór, PSA nie jest już tak ważne, jak przedtem.

Mam niepłonną nadzieję, że tym razem, znaczy w bliskiej przyszłości, nastąpią zmiany w kryteriach oceny do zastosowania A & E.

Gladiatorzy - walczcie.

Pozdrawiam

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 23 lut 2019, 22:25
autor: RaKaR-szef forum
Koniec tygodnia, poszedłem do labo zrobić badanie PSA. Wynik będzie mi potrzebny do wykonania nast. ruchu.

Poszedłem nie tylko w zw. z PSA, także żeby odebrać wynik badania mikroskopijnego płynu "wydojonego" z pęcherza w ub. poniedziałek. Mikroskopijnego, bez względu, co tam wyjdzie. Zdając pojemniczek z próbką tłumaczyłem trzem osobom z labo, co to jest i czego oczekuję. Nawet napisałem na żółtej kartce i przyczepiłem do kubeczka. Pani przyjmująca próbkę była tak zaaferowana (zastępowała tę, która od wielu lat przyjmuje), bo niepotrzebnie nabiła na kasę jakąś sumę i nie widziała, jak to naprawić. To było dla niej ważne, nie jakiś facet. Przyłazi taki i zawraca gitarę. Niezbyt dokładnie słuchała i stawała się coraz bardziej roztargniona i nerwowa. "To mam napisać, że to na posiew?" Powiedziałem, niech pani pisze co chce, bo chcę wiedzieć co za cholerstwo bije o brzegi pęcherza. Powtarzam, proszę o badanie mikroskopijne i antybiogram. "Znaczy posiew?" Jeżeli można to tak nazwać, podciągnąć, to pewnie tak. Zapłaciłem 28,00 zł. Dziś przekonałem się, że oni tam w labo, inaczej traktują tych, co płacą, od tych, co na zlecenie od doktora.

Dziś poprosiłem o wynik. Byłem bardzo ciekawy, co tam napisano. Krótkie zdanie: "Wyhodowano mieszaną florę bakteryjną - Gram dodatnią i Gram ujemną" i zamieszczono uwagę o powtórnym pobraniu moczu na posiew (sic!) i zachowaniu zasad jałowego pobierania. Zapytałem o antybiogram. Zaczęły szukać próbki, żeby to zrobić, ale już poszło do utylizacji.

Próbowałem znowu trzem paniom wytłumaczyć o co mi chodzi, krótko przedstawiałem problem, ale żadna do końca nie słucha. Wziąłem dwa słoiczki i wyszedłem. Pomyślałem, czort z wami, podenerwuję się później, wg sposobu Scarlett O'hara. Działa, jestem spokojniejszy.

Wczoraj sporo pracowałem na kompie. Jedna noga spuchła jak balon, druga też poszerzyła swój obwód. Dziś czułem się fatalnie. Gdym nie musiał, nie wychodziłbym z chaty. Byłem bardzo słaby. Musiałem też zajść do salonu T-mobile w galerii i wymienić kartę SIM. W końcu zaproponowałem małżonce, iżby wynagrodzić nasze zgryzoty Poczęstowałem ją dwoma rodzajami ciasta, siebie też (ot cukrzyk). Chyba zdobyłem u nie trochę plusów dodatnich, a u siebie plusów na glukometrze..

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 24 lut 2019, 09:55
autor: zosia bluszcz
Powtarzam, proszę o badanie mikroskopijne i antybiogram


Badanie moze byc mikroskopowe, nie mikroskopijne:
mikroskopijny
1. zauważalny jedynie pod mikroskopem (np. mikroskopijny organizm, mikroskopijne komórki);
2. bardzo mały, malutki (np. mikroskopijny chip, mikroskopijny napis); miniaturowy

https://sjp.pl/mikroskopijny


O ile dobrze pamiętam dr Salwa zalecil wykonanie badania cytologicznego oraz mikrobiologicznego wydzieliny (+ antybiogram)?
Pamiętam nawet, ze dostales od niego odrecznie napisaną kartke z zaleceniami. Dlaczego nie zabrales jej do laboratorium? Byc moze nie żądałbys wtedy od zdumionego personelu wykonania badania "mikroskopijnego"...?

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 24 lut 2019, 13:22
autor: RaKaR-szef forum
O ile dobrze pamiętam dr Salwa zalecil wykonanie badania cytologicznego oraz mikrobiologicznego wydzieliny (+ antybiogram)?

Owszem, ale na cytologię, tak powiedziały panie w labo, chyba będzie za mało materiału. Zgodziłem się więc na badanie mikroskopowe + antybiogram. Panie potraktowały to jako posiew, nawet tu zapomniały o antybiogramie. W ogóle jest tak, że łapię możliwość ciecz z pęcherza, jak kania dżdżu. Jest propozycja, żeby płyn ściągnąć długą, cienką strzykawką, tylko jest problem, iż niewiele da się tym sposobem uzyskać, bo powstaje podciśnienie, czy jakoś tak. Zobaczę, dr już chyba wrócił z urlopu. Jutro nie dam rady, ale pojutrze wezmę się za tę sprawę.

Powoli zbieram w kubeczek to, co uszczknę. Jak akurat nie potrzebuję, to chluśnie pęcherza. Jak sam za soją sprawą nie pochodzę, ale to już znamy ...

Czasami mam tego dość. Boli mnie już powłoka pod przyklejona płytką. Nie tak łatwo jest spać z płytką i tuż pod nią workiem na 0,8 l. Z początku było jeszcze jak cię mogę, z czasem stało się uciążliwe. Z doczepką na 1,5 l, trzeba kontrolować, bo może wyrwać płytkę ze skórą. Jak już zasnę, to w jednej pozycji, po przebudzeniu trzeba dobrych kilka chwil, nim przywyknę, wszędzie mnie boli.
Najlepiej w dzień, bo tu mam prawie całkowitą kontrolę. A kość zasłonową czuję, że mi chrupie od zajadana się przez ...? Czort wie, dopóki nie ustalę. Na razie łykanie opioidów 2x dziennie wystarcza.

O tak:
https://www.youtube.com/watch?v=7RRgcO9 ... y%C5%84ski

Swoja drogą ładnie i z wyczuciem śpiewa Joanna Kulig.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 24 lut 2019, 19:59
autor: wiatger
Drogi Kolego,
Na forum odzywam się rzadko (nie koniecznie z braku wiedzy).
Zdopingowały mnie jednak do zabrania głosu perypetie, jakie opisujesz w swych postach.
Będę pisał skrótowo, aby nie rozwadniać tematu.
Przykro to mówić, ale wygląda na to, że nie masz szczęścia do lekarzy (no może poza dr Salwą).

Aby ruszyć z miejsca z diagnostyką Twoich problemów z pęcherzem, musisz znaleźć lekarza, który pobierze Ci płyn z pęcherza (biopsja cienkoigłowa BAC - zaaspirować kilkakrotnie lub dokonać kilku wkłuć)
i laboratorium, które wykona jego badanie.
Niby są to sprawy oczywiste, ale widzę, że nie możesz sobie z nimi poradzić.


rakar pisze:Rozmawiałam z dr radiologiem nt. punkcji pęcherza.
On może nam zaoferować jedynie pobranie niewielkiej ilości materiału do badania:- z pęcherza - na cytologię i na badanie mikrobiologiczne.
Ze względu na właściwości igły do głębokiej biopsji- długa i cienka- z powodu podciśnienia, jakie się w niej wytwarza, ilość pobranego materiału jest bardzo mała.

W dobrym laboratorium powinna być Pracownia Cytologii, gdzie w obecnej dobie (stosowna aparatura i chęci) powinni bez problemu dać sobie radę z wykonaniem preparatu cytologicznego i oznaczenia co najmniej dwóch parametrów biochemicznych (białka i LDH). Badania te powinny dać odpowiedź na pytanie: wysięk czy przesięk.


rakar pisze:Owszem, ale na cytologię, tak powiedziały panie w labo, chyba będzie za mało materiału.

Osoby pobierające lub przyjmujące materiał do badań w laboratorium to nie są partnerzy do rozmów na takie tematy,należy bezwzględnie żądać kontaktu z kierownikiem tej placówki, a jeszcze lepiej osobą wykonującą tego rodzaju badania.

Jeśli chodzi o badanie bakteriologiczne, to jego wykonanie ma sens wyłącznie w materiale pobranym jałowo.
W innym przypadku, jak :
rakar pisze:Powoli zbieram w kubeczek to, co uszczknę.

wynik badania będzie zawsze podobny, czyli :
rakar pisze: "Wyhodowano mieszaną florę bakteryjną - Gram dodatnią i Gram ujemną" i zamieszczono uwagę o powtórnym pobraniu moczu na posiew (sic!) i zachowaniu zasad jałowego pobierania.

W takim przypadku antybiogramu się nie wykonuje, toteż nic dziwnego, że material oddano do utylizacji.

Pozdrawiam i życzę wytrwałości w walce o swoje zdrowie

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 24 lut 2019, 22:21
autor: RaKaR-szef forum
Dziękuję za posta.

Chcę powiedzieć, wiem, z tego mojego postu tak to wygląda. Wcześniej, chyba, opisywałem opinie specjalistów dot. pobrania próbek.
W nadchodzącym tygodniu wraca z urlopu dr radiolog, z którym omawiałem ten problem.

Co do pobierania próbek w jałowych warunkach, też racja. Nie mogę czekać rozmyślając ojojoj, co będzie.
Psychicznie, wiem, że działam, gorzej lub lepiej, ale coś robię.
We wtorek pójdę do dra i uzgodnię termin na wykonanie pobrania próbek z pęcherza oraz z kości łonowej pod kontrolą TK.

Cieszę się, że napisałeś, bo to też mnie motywuje "do roboty".

Dziś źle się czułem. Jako typowy man, w takich razach widzę większy problem, niż jest.
Dopiero po 19:00 poczułem się lepiej, jak małżonka wróciła od wnuków. Czy to jakiś syndrom, uch?

Pozdrawiam

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 25 lut 2019, 11:47
autor: RaKaR-szef forum
Jak ja nie lubię, gdy plan ulega zmianom. Dziś miałem zaplanowane spotkanie z Panią dr. Asystentka z samego rana poinformowała, że Pani dr zaniemogła, kręgosłup zaszwankował.

Póki co czuję dobrze, dużo lepiej, jak wczoraj. Jak mawiał z uśmiechem mój dr urolog, kiedy odblokowywał ujście z pęcherza - inny świat, chce się żyć, prawda?
W ogóle, jak ktoś nie miał podobnych problemów, nie za bardzo rozumie, bo nie ma porównania.

Zatem, trzeba wykorzystać wolny czas, biorę się za papiery.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 27 lut 2019, 00:06
autor: RaKaR-szef forum
Terapia nowotworów w Tradycyjnej Medycynie Chińskiej – ważne wsparcie dla medycyny konwencjonalnej

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 27 lut 2019, 15:36
autor: RaKaR-szef forum
Nie pomnę od kiedy, ale napewno około dwóch lat stałem się oporny na kastrację (CRPC). PSA rósł i trzeba było temu jakoś zaradzić. Tak powstał problem, do dziś, jeżeli chodzi o zastosowanie nowych jeszcze leków (nowej generacji), jakimi są Abirateron & Enzalutamid. Niestety, wówczas zakupiłem za swoje pieniądze (8000,00 zł) Xtandi, (ładnie zadziałał) i tym sposobem ukarałem siebie. Chodzi o to, że w owym roku od listopada wprowadzono wspomniane leki na listę leków refundowanych. O kryteriach przyznawana wylano tu wiele komputerowych czcionek. Summa summarum do dziś, za to, że zastosowałem Xtandi już żaden mi nie przysługuje. Hańba. Okrutne słowa ale tak jest i ktoś powinien za takie kryteria siedzieć. Nawet w Rumunii czy Bułgarii (biedniejszych krajach) te leki przydzielono prostatykom, ale nie u nas. Złość mnie bierze, jak o tym piszę. Właśnie, coraz więcej jest tekstów w necie o niewłaściwościach w zaliczaniu leków na listy refundowanych. Podobno z tych powodów, któryś z vicministrów podał się do dymisji.

Długi wstęp, lecz wg. zasad systemowego leczenia, nawet w czasie ChT należy stosować leki hormonalne, w moim leczeniu Eligard45 na pół roku, nawet, jak jestem/byłem CRPC. Ostatni implant miałem zapodany 21 listopada.

Przeszedłem ChT do czerwca 2018 i do tej pory prócz Eligardu, nie stosuję innych leków. Mój nieborak przekształcił się w nowotwór od-różnicowanemy drobno-komórkowy endokrynny, który, zresztą, leczy się jak raka prostaty.

Od około 2 yg. zacząłem odczuwać uderzenia gorąca, typowy przy zastosowaniu Ht. Postanowiłem zbadać PSA. Wykonany, jak zawsze w jednym laboratorium ost. sobotę wyniósł 6,50 ng/ml, najwyższy poziom po ChT był 7,72 ng/ml. Spadek. Postanowiłem zbadać testosteron. Dziś wracając od dentysty wstąpiliśmy do miejskiego laba i oddałem krew na zbadanie T & PSA i fPSA (więcej z ciekawości, wysłany do Gdańska na badanie).

Wynik w załączeniu:

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 28 lut 2019, 22:58
autor: RaKaR-szef forum
I. Prawo

Od wielu lat korzystam z portalu https://www.infor.pl/ Niedawno zakupiłem profesjonalny program do rozliczania z fiskusem i innymi instytucjami.
W zamian otrzymałem praktyczny aktualny Osobisty Poradnik Prawny, z którym dzielę się z Wami.


II. European Association of Urology - Guidelines on Prostate Cancer. Wiem, że jest na forum, ale dodaję bo jest bardzo dobry

Oba pliki załączam. Osobiście zlecę ich wydrukowanie, bo dużo stron. Myślę, że obszerność zawartości często nas zniechęca do czytania.
Kiedyś , na początku bytności na Forum, dużo więcej czytałem, bo byłem sam, potem z Włodkiem. Siła rzeczy musieliśmy uczyć się, żeby odpowiadać innym na zapytania.
Nie narzekaliśmy, kto tu kim jest.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 01 mar 2019, 06:46
autor: Wojtas
pobrałem ,poczytałem fantastyczny ten poradnik prawny. Całość w pigułce - dziękuje.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 01 mar 2019, 08:45
autor: RaKaR-szef forum
Staram się podawać to, co nam służy, pomaga.

Gdyby ktoś powiedział, że europejski przewodnik dot. raka prostaty może być przestarzały, bo z 2011 roku,
to odpowiem, że to elementarz, podstawy do dalszej edukacji. Znowu nie tak szybko następują zmiany w tym względzie.
Podobne wydania drukuję, ponieważ i m.in. jak idę do lekarza, mam z sobą i czasami w rozmowie podpieram się wydrukiem.
A poza tym leży pod ręką. Nie wiem, jak kto, ale ja produkuję dużo plików. Ciężko jest je skatalogować.

Inna sprawa, załączone przeze mnie wydanie jest w j.pol. Przyswajanie zwrotów pomaga w wyszukiwaniu pomocy, rozmowie z lekarzem, inne.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 02 mar 2019, 14:01
autor: kinaszle
Dziękuję pięknie - pewnie w imieniu ogółu :) .
Zawsze łatwiej czytać ze zrozumieniem tekst po polsku niż po angielsku.
A nadmiar wiedzy chyba nikomu nie zaszkodził - choć np Giordano Bruno chyba tak :lol:
Pzdr

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 02 mar 2019, 21:05
autor: RaKaR-szef forum
Kinaszle, właśnie o to mi chodziło. Przede wszystkim trzeba się oswoić z pojęciami, co za nimi się kryje, z czym związane itp. Właśnie i po polsku. Bo to przy dalszej np kwerendzie jest i istotne i zrozumiałe, jak np. lekarz się wyraża tymi pojęciami.

Źle się dziś czuję. Są dni chyba zależne od pogody i stanu naszego zdrowia. Czułem ból, właśnie, jakby od pęcherza.

Dziś imieniny Heleny, mojej siostry bliźniczki. Wczoraj na tak, dziś odechciało mi się wychodzić domu. Ale piękna Basia nalegała, że trzeba się przejść, masz mało ruchu, a pogoda taka piękna.

Zacząłem się przygotowywać do wyjścia z domu, po drodze kupić prezent. Kiedy po kąpieli zmieniłem majtki + higieniczna podkładka, po jakichś 10 minutach poczułem znane mi ciepło koło klejnotów.
Ki diabeł, pomyślałem. Zaglądam do majtek, a tam różowo zabarwiona krwią podkładka higieniczna. Zmieniłem podkład. Wziąłem, wyjałowiony kubeczek do próbek i zebrałem jakąś ciecz, w taxi i do labo.

W labo tłumaczę jaka jest sytuacja i chciałbym, żeby zrobili badanie na mikrobiologię czy mikroskopię. Badania mikrobiologii nie wykonują, a mikroskopię, zrobią, ale podciągną pod badanie moczu.
Dobra, rzekłem z myślą, jeżeli tu nie da rady, to jutro, jak udoję próbkę, zrobię badanie w innym labo.*

* Ta ilość białka?

Poniżej wynik, rozkmińcie, bo muszę się położyć

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 03 mar 2019, 00:35
autor: RaKaR-szef forum
Wg wykazanej ilości białka, nie powinienem żyć. Oczywiście, to badanie nie miało sensu, ale musiałem łapać okazję.

Pobranie próbki z pęcherza, stało się nie lada problemem. Krótko, urolog nie mógł z cewnikiem się przebić do pęcherza. Prawdopodobnie w nadchodzącym tygodniu mam mieć pobranie próbki, ale b. małej, bo jak powiedział radiolog, długa igła do pęcherza powoduje powstanie podciśnienia, i nie da rady więcej pobrać materiału. W tym samym czasie dr, również, miałby pobrać próbki ze spojenia łonowego. Obie czynności wykona pod kontrolą TK.

W poniedziałek jadę do szpitala i ustawiam datę na pobranie próbek. Być może z tą igłą, na razie, nie będzie, bo może tym razem uda się założyć cewnik i nie będzie kłopotu z pobraniem materiału, tzn. płynu z pęcherza. A same próbki? To już nie moja broszka, niech wysyłają, gdzie chcą, bo to, co robię, to partyzantka.

Przespałem się dwie godziny, płyn zalał całą podkładkę. Teraz nałożyłem majtki (pieluchomajtki).

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 03 mar 2019, 10:23
autor: dowalki
Zlikwidować efekt podciśnienia najprawdopodobniej można by, używając dwóch igieł: jedna stale doprowadza powietrze do pęcherza, przez drugą pobierany jest płyn. Ale to czysta spekulacja fizyka.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 03 mar 2019, 10:36
autor: RaKaR-szef forum
Mam nadzieję, że jutro uda mi się załatwić założenie cewnika, zebranie próbki z wyjałowionego worka i zbadanie.

Myślałem, ze jak z próbką pojadę do laboratorium, oni ją odpowiednio przebadają. Oglądam współczesne filmy o pracy policji. Tam, jak znajdą jakiś mizerny element, paproch, to go przebadają na wszystkie strony. Ta moja wyobraźnia.

No i taka myśl, jak długo jeszcze w takim stanie pociągnę?

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 04 mar 2019, 15:15
autor: RaKaR-szef forum
Umówiłem się z moim urologiem na założenie cewnika, potem po pobraniu próbki, na badania. Tak, jak ma to być, a nie jak ja z tym "wariuję po partyzancku".

Przez cały weekend z pęcherza uchodził płyn (skąd tyle tego się nazbierało?), dziś, jakby mniej. Tylko, żeby cewnik przeszedł do pęcherza, żeby się skawaliło w cewce moczowej. To samo powiedziałem do doktora. Dziś nie mógł, bo wychodził do poradni.

Żeby tylko się udało ustalić co to jest, i czy istotnie ma wpływ na erozję kości łonowej. Pozostaje, jeszcze, pobranie próbki z kości.

Tak czy siak, niech to się w końcu wyjaśni. CRP 46 - sam wynik może człowieka skołować.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 05 mar 2019, 15:53
autor: RaKaR-szef forum
W najbliższą niedzielę udaję się na przyjęcie do szpitala. Będę przebadany w uśpieniu.
Muszę być na czczo.

Powiem Wam coś, na co niektórzy falują ramionami i wyrzucają z siebie "phi". Wyrządzone komuś dobro, kiedyś do nas powraca. Po raz któryś tego doświadczam, na Forum i "w życiu szpitalnym". Zapytano mnie dziś - chce pan walczyć? Odpowiedziałem, że jako Gladiator zawsze i wszędzie, po czym pokazałem nałożony na sobie t-shirt z napisem Gladiator.

Czasami się wkurzam i mówię coś ostro, nawet do dyrekcji szpitala, ale nigdy złośliwie i obrażająco i zawsze po uprzedzeniu, że złożę np. skargę, ale drogą służbową.
Zawsze też potrafię powiedzieć "przepraszam", nie wszystkich "akuratnych" stać na to.

Może kogoś razi słowo 'dobro', i że często o tym piszę. Kiedyś, też nie za bardzo wierzyłem w tę dobroć, po prostu robię swoje.

Pozdrawiam.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 05 mar 2019, 22:58
autor: szandor
Władku, ja głęboko wierzę i ta wiara jest bliska pewności, że "popełnione" dobro powraca. Czynienie dobra, a nawet uboższa wersja takiej postawy, tj nieczynienie zła nie jest takie proste, a jeszcze jak nam życie daje popalić to staje się bardzo trudne.
Ludziom czyniącym dobro należy się chwała. Władku chwała Tobie, Tomkowi, Zosi, Izie, Stasiowi i innym, których tutaj nie wymieniłem.
Na tym forum pełno jest nieszczęścia i cierpienia, ale dobro leje się strumieniem. Koleżanki i koledzy chwała Wam za to.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 05 mar 2019, 23:23
autor: Marzens
Rakar,
Proszę, rób "swoje" w nieskończoność.
Ja za taką "robotę" bardzo Tobie dziękuję.
Dobrej nocy,
Marzena

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 06 mar 2019, 00:25
autor: RaKaR-szef forum
Dziękuję za poparcie. Położyłem się i nie mogę spać. Dzień był pełny trudnych spraw. Jak położę się na lewym boku, z barku wysuwa mi się kość ramienna. Kiedyś, jakieś 8 lat temu, miałem mieć artroskopię. Nie wyszło, a koledzy powiedzieli, że to się ustoi. Faktycznie, ale od jakiegoś czasu ten problem tak się objawia. Trzeba sobie prosto w oczy powiedzieć, jesteś stary, masz 70 lat i tak to jest.

Szanowni, bardo proszę o pisanie, udzielanie się merytoryczne, czasami o towarzyszących sprawach. Jak widzicie, Iza zachorowała, jak i najbardziej potrzeba mi pomocy.

Forum, to nieocenione źródło wiedzy, korzystajcie, sięgajcie do głębi, nie trzeba od razu biegać, kwerendować po internecie. Niemal wszystko jest w zasobach, tematach, wątkach Forum.

Nasze Forum ma tę zaletę i tym się wyróżnia, że szybko odpowiadamy na zapytania.

Szanowni, sami wiecie, każdy nowy, który wchodzi na Forum, w danym momencie jest dla nas najważniejszy. Nawet, jak odpowiedź nie jest merytoryczna. Ta osoba powinna wiedzieć, że widzimy ją. Dalej rozmowa potoczy się swoim torem.

Pamiętajcie, niech naszą zasadą będzie, że traktujemy innych, jak sami chcielibyśmy być traktowani.

Nie święci garnki lepią.

Pozdrawiam

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 06 mar 2019, 07:58
autor: szef admin
Dalszy ciąg poprzedniego postu po pobycie w poliklinice

Jak napisałem, czekałem na zacewnikowanie, ale to przedłużało się.

Tuż koło mnie kilka razy przechodził Pan prof. Marek Rosłan. Uśmiechał się do mnie. W końcu zapytałem go, czy mógłby porozmawiać ze mną o moim leczeniu.
Odpowiedział, że teraz musi pozałatwiać bieżące sprawy i potem zapraszam do siebie. Skorzystałem.

Pan profesor poprosił, abym opowiedział swoją historię leczenia. Wyjął kartkę A4 i wszystko zapisywał. Gdybym był wiedział, że będzie mi to potrzebne, wziąłbym z sobą papiery. Zawsze biorę na wszelki wypadek, przygotowane do konsultacji. Jak to zwykle bywa, jak potrzeba, nie mamy.

Po wywiadzie zapytał: - Czy chce pan zawalczyć. Odpowiedziałem, zawsze i wszędzie jako Gladiator i pokazałem koszulkę z wizerunkiem i napisem Gladiator. Po czym oznajmił wprost - czy wie pan, że nosi w sobie bombę? Która może pana zabić, w najgorszym wypadku uczynić z pana roślinę. Mimo, iz przypuszczałem o mogącym wystąpić problemie, ale to mnie siekło, zabrzmiało, jak wyrok. Pan prof. poinformował mnie o fazach powstawania płynu w zaraczonym pęcherzu. Powiedział, że trzecia faza, to ropny płyn, który bardzo szybko może się rozlać i spowodować sepsę, a skutki jak wyżej napisałem.

Konsultowałem się u kilku specjalistów - Państwa R. Sosnowskiego, dr. I. Skonecznej, dr P. Salwy, u siebie i innych niewymienionych. Tymczasem specjalistę mam na miejscu. Straciłem tak dużo czasu, uprawiałem partyzantkę

Musiałem się powstrzymać od napływających łez. Jedno z moich koleżeństwa orzekło, że za bardzo jestem emocjonalny. Ręce same się załamują. Jak osoby z naszymi sprawami mogą być pozbawione uczuć, emocji. To jakiś absurd, którego powtarzać nie należy.

Pan profesor powiedział, proszę przygotować się i przyjść na czczo w niedzielę do szpitala. Porobimy badania. Zrobimy badanie z obu rąk. Pan prof. krótko opowiedział o co chodzi, ale nie umiem tego powtórzyć. Badania będą przeprowadzane w sedacji.

Kiedy wyszedłem na korytarz, małżonka od razu zauważyła moją zmienioną twarz. Pytająco na mnie spojrzała i zaniepokoiła się. Musiałem oddalić się od niej i pospacerować. Uspokoiłem się i opowiedziałem jej o mojej rozmowie z Panem prof.

Dla informacji, po powrocie i otwarciu kompa, na Forum spotkała mnie niespodzianka, niedobra. Przyjdzie czas, poinformuję.


Poniżej niektóre osiągnięcia Pana profesora:

http://poliklinika.net/szpital/publikac ... nadzw-uwm/
https://gazetalekarska.pl/?p=46295
http://olsztyn.wyborcza.pl/olsztyn/1,48 ... racja.html

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 08 mar 2019, 22:54
autor: RaKaR-szef forum
Dziś, w godz. popołudniowych odbieram telefon, głos pyta:

- Czy Pan RaKaR?
- Tak.
- Dzwonię z oddziału urologii w poliklinice. Chciałam przypomnieć o przyjęciu do szpitala w niedzielę 10 mara o godzinie. 10:00
- Zaskoczyła mnie dzwoniąca, paręnaście sekund pomilczałem ( w słuchawce, halo, halo, jest pan tam?), byłem zaskoczony, i odpowiedziałem:
tak, oczywiście, pamiętam.

Myślałem, że odwołują, bo przeważnie takie telefony odbierałem, albo jeszcze gorzej, zmieniają i nie powiadamiają..
Byłem dumny, że "na moim oddziale" zachowania idą w dobrym kierunku, że takie normalne powiadomienie, to też świadczy o poziomie załogi.
Żeby tylko nie najlepsza opinia o olsztyńskiej urologii zmieniała się, żeby poziom urologii wzrastał, szczególnie w C.O. Warmińsko-Mazurskiego.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 08 mar 2019, 23:59
autor: zosia bluszcz
Tymczasem specjalistę mam na miejscu. Straciłem tak dużo czasu, uprawiałem partyzantkę

Ciekawe dlaczego zaden ze specjalistow, z ktorymi masz/miales do czynienia (w Olsztynie) nie skontaktowl sie z profesorem R. celem konsultacji Twojego przypadku...

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 09 mar 2019, 00:30
autor: RaKaR-szef forum
Też mnie zdziwiło. Coś mi się zdaje, nie wchodziłem w to, Pan prof. jest chyba nieco samotnikiem, delikatnie mówiąc .
Pan prof. powiedział mi jeszcze coś, że pacjent do podjęcia decyzji o wyborze leczenia, powinien konsultować się u trzech specjalistów. Jakby czytał nasze Forum.

Metoda badaania obu rąk - zapytałem o co w tym chodzi, odpowiedział, a widzi pan, lekarze pozapominali o tej dobrej metodzie badania. Zrozumiałem, że jedną rękę podkłada pod pacjenta, drugą naciska na brzuch. Powiedział, lekarz wyczuwa "podroby", zmiany, po czym rzekł, będzie Pan pod ogólnym uśpieniem. Dalej, że mam być na czczo i zapytał, jak z wypróżnianiem. To są moje, może źle zrozumiane słowa.



Wracam do poprzedniego posta i mojej dumy z tego, że zatelefonowała, chyba, sekretarka medyczna z przypomnieniem.
To, co gdzie indziej jest normą, tu budzi mojąq dumę. Do czego to dochodzi? Ale bardzo chciałbym, żeby nastąpił postęp, poprawa jakości.
Leczę się 12 lat w jednym miejscu i stwierdzam, że jak chodzi o poziom ogólny obsługi, wzrósł.
Co do jakości usług medycznych, trudno powiedzieć.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 09 mar 2019, 09:49
autor: Marzens
Rakar,
Myślami jestem z Tobą.
Powodzenia ,wracaj szybko.
Marzena

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 09 mar 2019, 11:35
autor: RaKaR-szef forum
Bardzo dziękuję.

Wiele razy byłem w szpitalu, zawsze z obawami "co to będzie", ale ten pobyt, prócz obaw intryguje, daje nadzieję.
Małżonka wraz ze mną już żyje dniem jutrzejszym. Jak dzieci.

Obecnie, może nie wszyscy specjaliści myślą, ze resekcja pęcherza jest niemożliwa, ogólnie taka jest opinia.
Choć, Pan dr P. Salwa przymierzał się, oglądał miejsce do ewentualnego zabiegu. Jednak nic z tego nie wyjdzie.
Gdyby, to musiałby od pępka w dół wstawić 4 odnóża przez powłokę brzuszną, a jedno wypada na miejsce wyłonionej stomii.

Teraz, widziałem u Pana prof. duże chęci, żeby pomóc mi. Z jego przebiegu pracy, doświadczenia wynika, że często stosuje laparoskopie czy endoskopie.
Jak do Pana prof. powiedziałem, że czytałem o jego osiągnięciach z pęcherzem, kamieniami itp. - odpowiedział ze swoim powiedzeniem,
"A widzi pan", tak się przypięło to do mnie, a mam inne osiągnięcia.

Nie wiem, czy tu pracuje moja wyobraźnia, czy naginam mającą nastąpić rzeczywistość.
W każdym razie, "bomba" może powracać i coś trzeba z tym zrobić. Czy Pan prof. pomoże?
Zobaczymy.

Jeszcze jedno. Jak wiadomo, od Cht mam neuropatię, m.in marzną mi nogi,
Zrobiłem się bardzo wrażliwy na dotyk, n.p stóp i warg. Śmieszne, nawet strumień wody na wargi.
Nie mogę, jak kiedyś otworzyć dzioba i przyjmować strumienia wody, łaskocze aż do bólu.

Pierwszy zakupiony masażer do nóg z ocieplaniem okazał się być chyba dla dziecięcych stóp. Wysiadał, zareklamowałem.
Kupiłem inny (w załączeniu). To solidne urządzenie, obudowa ze stalowej blachy, z pilotem.
Pięknej Basi robi dobrze, mnie, mam wrażenie, że zmiażdży stopę. Muszę rozkminić działanie.
Masowanie, spełnia swoją rolę.


Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 09 mar 2019, 16:58
autor: Czarnabe
Rakar
Myślami z Tobą,
Niech wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Ewa

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 10 mar 2019, 10:35
autor: RaKaR-szef forum
Dziękuję.

Wyjeżdżam za chwilę do szpitala. Jest wielka niewiadoma, co to będzie - jak to będzie, ale z wielką nadzieją.

Zabieram z sobą małego laptopa/tableta. Na bieżąco będę informował.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 10 mar 2019, 11:16
autor: jesien 2015
Trzymam kciuki.
Ela

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 10 mar 2019, 14:41
autor: RaKaR-szef forum
Dziękuję.

Nareszcie załączyło. Pobrali krew na morfologię,wyprosiłem u doktora dodatkowe badanie CRP i żelaza. Choć CRP powinny być w zestawie.
No i podali obiad.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 10 mar 2019, 20:11
autor: Ave
Kciuki mocno zaciśnięte ... aż do odwołania!!!

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 10 mar 2019, 22:21
autor: Mac
Trzymaj się Władek. Powodzenia.
Maciek

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 12 mar 2019, 04:28
autor: RaKaR-szef forum
Kłaniam się koleżankom i kolegom po wyjściu ze szpitala.

Wyszedłem o 18:30. Trochę potowarzyszyłem Genkowi & Teresce (swatom) oraz małżonce,
wypiłem 15 g palinki (jeszcze ze spotkania w Otwocku). Nie wiem po czym, ale byłem bardzo zmęczony, poszedłem spać.
O 1:30 obudziłem się bardzo obolały na całości, jakby mnie obito. Teraz po zażyciu leków p.bólowych jest lepiej.

Oczywiście, później opiszę Wam mój pobyt w szpitalu. Dziś lub jutro zgłoszę się do szpitala po wypis i na rozmowę z Panem profesorem.

2019, będzie to znamienny rok.

A propos - wczoraj spotkała mnie siurpryza. Leżałem na łóżku, na boku, zgiętą ręką miałem na uchu.
Nagle słyszę głośne zapytanie, czy jest na sali Pan K.. Drzemałem, leżę. Wtem przed swoją twarzą ujrzałem twarz pielęgniarki, czy to pan?
Odpowiadam - tak. Nie wygląda Pan na 70 latka. Odpowiedziałem, miłe to, lubię humorystów. Ale naprawdę, proszę pana, zaperzyła się młoda kobieta.
Jakby nie patrzył, pewnie, że miłe to jest, co nie Panowie?

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 12 mar 2019, 09:19
autor: Mariolek68
kobiety też lubią jak je odmłodzić:) zwłaszcza jak zrobi to płeć przeciwna:)
Mocno Ci kibicuję, a choć nie piszę to regularnie zaglądam

Pozdrawiam i Zdrówka!
Mariola

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 12 mar 2019, 10:02
autor: zosia bluszcz
Czekamy z niecierpliwoscią na raport ze szpitalnego placu boju.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 12 mar 2019, 14:13
autor: irq
rakar pisze:Nie wygląda Pan na 70 latka. Odpowiedziałem, miłe to, lubię humorystów. Ale naprawdę, proszę pana, zaperzyła się młoda kobieta.
Jakby nie patrzył, pewnie, że miłe to jest, co nie Panowie?

odpowiada się: Pani też jest ładna.