Strona 69 z 96

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 17 maja 2018, 08:54
autor: RaKaR-szef forum
Po wczorajszej wizycie u diabetologa - korzyści wynikające z przystąpienia do programu KAOS - zostałem skierowany do specjalistów:

- kardiologa na 22 maja
- neurologa na 29 maja
- okulisty na 06 czerwca

Jak na nasze warunki, szybko.

Cieszę się, może neurolog coś pomoże mi na "marznące" palce u nóg.
Co prawda byłem prywatnie 2 mieś temu u okulisty, ale dodatkowe badanie przyda się.
U kardiologa, oby wszystko było w porządku.

Za godzinę wyjeżdżam na TK klatki i jamy brzusznej. Obawy rosną, bo wydaje mi się, że coś mnie kłuje. Może to skutki ChT.
No i, żeby nie było kłopotów z założeniem wenflonu i żeby żyła wytrzymała, jak puszczą kontrast.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 17 maja 2018, 13:02
autor: RaKaR-szef forum
Wracam z badania TK. Obyło się bez sensacji. Zapytałem o możliwość regulowania strumienia podawanego kontrastu - regulują.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 17 maja 2018, 19:29
autor: bela71
A kiedy będziesz miał wyniki badań obrazowych?

Muszę koledze powiedzieć o programie KAOS, chociaż nie wiem czy się kwalifikuje, bo nie jest na insulinie (poza szybko działającą na wszelki wypadek) tylko na Victozie (liraglutyd).

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 17 maja 2018, 21:02
autor: RaKaR-szef forum
Wyniki, pewnie za tydzień. Informują, że mają 10 dni roboczych na opis.

Program KAOS działa, można powiedzieć, przyzwoicie. Tak, to lubię. Tylko w jakich okolicznościach? Jak już człowiek ma zaawansowaną cukrzycę + choroby towarzyszące.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 17 maja 2018, 22:08
autor: zosia bluszcz
Co prawda byłem prywatnie 2 mieś temu u okulisty, ale dodatkowe badanie przyda się.


Jezeli bedzie to wylacznie standardowe badanie, to bez sensu jest blokowanie dostepu do wizyty innym.
Bedac diabetykiem powinienes chodzic do regularnie okulisty przynajmniej co 2 lata, lepiej co rok - diabetycy sa zagrozeni wystapieniem retinopatii.
Czy na prywatnej wizycie miales wykonany skan OTC (Optical Coherence Tomography)?
Czy wizyta w ramach KAOS przewiduje to badanie?

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 17 maja 2018, 22:23
autor: RaKaR-szef forum
Byłem prywatnie, ale bez tomografii, bez zakroplenia na badanie dna oka. Nie otrzymałem papieru z opisem.

Nikomu nie blokuję, też coś. Poinformowałem diabetologa, że prywatnie zrobiłem badanie wzroku.
To będzie specjalistyczne, w szpitalu.
Każdemu diabetykowi przysługuje to badanie, w ramach KAOSu szybciej.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 17 maja 2018, 22:29
autor: zosia bluszcz
Czyli wizyta prywatna byla substandardowa a Ty wyrzuciles pieniadze w bloto.
Jaka jest czestotliwosc wizyt oftalmologicznych diabetykow w ramach KAOS i co wchodzi w ich program?

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 18 maja 2018, 07:34
autor: RaKaR-szef forum
Niezupełnie w błoto. Okulistka sprawdzała świecąc w oczy, czy nie mam zaćmy. Mam zaczątki, jak kilka lat temu. Poszedłem, bo miałem zapalenie spojówki i z powodu zmiany ostrości widzenia. Ma to związek ze zmianami poziomów cukru. Te ostrości, to w zw. z moimi działaniami doprowadzającymi do opanowania 'skaczących cukrów'. Niestety, robię to od akcji do akcji. Nie trzymam non stop odp. diety.

Poszedłem do pani okulistki, chyba więcej dla uspokojenia sumienia, że coś robiłem. Głupie, ale tak mam i jeszcze dopowiadam sobie, że cukier jest potrzebny do prawidłowego funkcjonowania mózgu.

Czekając na swoją kolej do okulistki, liczyłem ilu pacjentów przyjmie na godzinę, 4-5 osób, bez ewidencji, 100,00 zł za wizytę, przez 4 godziny.

Jak dokładniej wygląda program KAOS, nie wiem. Do diabetologa nie chodziłem jakieś 3 lata, bo nic mi te wizyty nie dawały. Ot, rutyna, odfajkowanie. W 2014 leżałam na diabetologii, wprowadzano mi normy (dawki) do pobierania insuliny, na zasadzie prób. Pamiętam, pytałem wówczas panią profesor, jak to jest z takimi, jak ja, którzy są na hormonoterapii, z podwyższonymi poziomami cukru. Dwa razy pytałem, jak oprowadzała studentów, i nie odpowiedziała.

W końcu w zw. z wprowadzeniem ChT i problemami z cukrem, poprosiłem onkolożkę, żeby dała skierowanie do diabetologa. Trafiłem na fajną panią dr, zaangażowaną w swojej pracy. To ona zapytała, czy chcę przystąpić do programu KAOSu. Zapytałem, co to mi da, odpowiedziała, że szybszy dostęp do specjalistów.

Przedwczoraj młody diabetolog skierował mnie do wspomnianych specjalistów. Chyba więcej z powodu mojego narzekania na skutki ChT. Jak od niego wyszedłem, rejestracja KAOS już była nieczynna, ale podano nr tel. Wczoraj zadzwoniłem, i byłem mile zaskoczony, pierwszy raz tak mnie fajnie załatwiono. Nieco ponad 5 minut trwało ustawienie terminów przyjęć przez specjalistów. Zaskoczenie. Czy będą one zaangażowane specjalistycznie, okaże się. Cieszę się, postaram się te wizyty dobrze wykorzystać.

Jeszcze o skutkach ChT. Nie chciałem bardzo epatować problemami, i tak sporo opisuję. Chcę napisać o paznokciach. Zawsze miałem małe zakola na niektórych palcach. Tym razem chemia daje mi popalić. Te zakola zrobiły się krwawe. W całej gamie bólów, dokuczliwe są te wychodzące spod paznokci. Doszło do wybroczynów, krwawe zakola przesunęły się poza środek obszaru paznokci. U dużego palca stopy wyczułem silny ból, to krew zebrała się u nasady paznokcia. Podczas naciśnięciu tej części, krew przesunęła się pod paznokciem i wypłynęła. To tak, jak jakieś ognisko zapalne. Aktualnie rwie mnie z powodu zniszczonych końcówek nerwów u palców stóp, uczucie marznięcia. Może neurolog coś zaradzi. Żeby dobić RaKaRa, pod stopą, w części opuszkowej w środku, zrobił się chyba odcisk, wielkości ziarna ryżu i rwie, jak cholera. Ech...

Między nami mówiąc, myślałem, że podczas ost. wizyty będzie pani diabetolog, którą poproszę o wyrażenie opinii o przerwaniu ChT z powodu skaczących poziomów cukru, nie było jej.

Wygląda, że marudzę, czy istotnie tak jest? Czy mam pogodzić się ze swoim stanem, bo inni mają jeszcze gorzej?

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 18 maja 2018, 15:56
autor: bela71
Z tym modzelem na stopie to może pójdź do lekarza/dermatologa - u diabetyków trzeba tego pilnować, można usunąć, ale w sterylnych warunkach, żeby nie uprzykrzało życia i żeby się pod tym jakiś stan zapalny nie zrobił. Panie od pedicure nie zawsze mają dobre warunki i umiejętności.

Masz luźne, wygodne buty? Paznokci naruszonych docetakselem nie wolno uciskać.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 19 maja 2018, 09:02
autor: RaKaR-szef forum
Nie wiedziałem, że odciski nazywa się modzelami.
http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/s ... 41476.html
https://wylecz.to/pl/uroda/nogi/nagniot ... zbyc.html#

U mnie nie widać odcisków czy nagniotków, jako zgrubienie żółtawo-zielonego koloru. Z tym można sobie poradzić mocząc nogi i ścierając pumeksem.
To zgrubienie jest wewnątrz opuszkowej części stopy, bliżej małego palca. Jak leżę, rwie, pewnie bardziej od naciskania po chodzeniu, bo potem mija.
Trzeba to chirurgicznie usunąć, tak myślę. Tylko, który ze specjalistów.

Kilka lat temu kupiłem półbuty dla diabetyków. Przed naszym spotkaniem kupię dodatkowe, skórzane.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 19 maja 2018, 09:42
autor: dowalki
Ze stopami proponuję do podologa. Mają doświadczenie i ze stopą cukrzycową.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 19 maja 2018, 19:15
autor: RaKaR-szef forum
Dziękuję, nie omieszkam skorzystać, jeśli nie będzie przeciwwskazań.

Życie prostatyków. Wczoraj dowiedziałem się, że zmarł cioteczny szwagier mojej małżonki.
Piszę o tym, bo obaj jednocześnie zaczęliśmy stosować Docetaksel. On wziął 3 wlewy, 'przeziębił się', przerwano ChT. Miał 70 lat.
Niczego więcej nie wiem. Małżonka rozmawiała z siostrą cioteczną, nie wypadło pytać.
Mieszkali pod Białymstokiem. Małżonce zmarłego pomagał opiekować się jego szwagier anestezjolog.

Piszę o tym dlatego, iż niezbadane są wyroki ...Zrobiło mi się nieswojo. Szybko poszło.

Wspomnienia. 1976 rok, pamiętam, jak przez tydzień urlopu, uczył mnie poruszać się na rzece Narew.
Dla mnie, wychowanego nad jeziorami i rzekami Warmii, było to niezapomniane przeżycie.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 20 maja 2018, 02:19
autor: bela71
Smutne, że mu się nie udało.


Modzele to te na spodzie stopy, nagniotki na palcach.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 24 maja 2018, 16:42
autor: RaKaR-szef forum
Odebrałem dziś opis TK z 17.05.2018. Dla zestawienia dołączam MRI z 26.04.2018.
Krótkimi słowy, siedzę na kraterze, który lada chwila eksploduje.
Co tu pisać.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 24 maja 2018, 23:58
autor: zosia bluszcz
Look at the bright side - nie masz przerzutow do kosci.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 25 maja 2018, 00:56
autor: RaKaR-szef forum
Taaa, ożesz jak się cieszę. To jest ta moja atypia, od początku, można rozważać. Ciekawe, co powiedzą o tym specjaliści na VIII Spotkaniu.

Spać nie mogę. Mam poważną robotę, ale nie mogę się skupić. Nie chce mi się.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 26 maja 2018, 10:20
autor: RaKaR-szef forum
Przed wdrożeniem ChT nie byłem Robertem Korzeniowskim, nie uprawiałem długich spacerów ale na VI piętro,
acz z niechęcią, wchodziłem powoli bez większej zadyszki.

Wielokrotnie pisałem, iż na 3 dzień po zaaplikowaniu Docetaxelu, przeżywałem upierdliwe bóle wszystkiego, w tym reumatoidalno mięśniowe.
No i są tego skutki, kiedy idę, po 5 minutach czuję zmęczenie mięśni nóg, pleców w okolicy krzyża, ale tez szybko się regeneruje.
Tylko na krótkie dystanse. Po prostu, wystarczy, że kilka minut posiedzę na ławce.

Co mam robić? Wiem, trening, jednak nie w tej sytuacji. Pozostały 4 wlewy Deocetakselu.

Byłem u kardiologa. Jest ok. We wtorek nawiedzę neurologa. Ciekawe, co on powie?
http://sciaga.pl/slowniki-tematyczne/22 ... ie-miesni/

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 27 maja 2018, 21:02
autor: RaKaR-szef forum
Czego człowiek nie zrobi, żeby na VIII spotkanie sprawdzić, czy ma kondycję.
Nie chwalący się, przeszedłem dziś ponad 4 km. Co ja piszę, prawie 5 km.
Niby to samo, a jak brzmi? Jak ocena 3- i 2+.

Wczoraj był deszczowy dzień. Rezygnowałem z odwiedzin cmentarza. Dziś ładna pogoda temu wypadowi sprzyjała.
Odwiedziliśmy kilka grobów. Nota bene, w tak średniej wielkości mieście, jak moje, wiele osób się znało.
Taki spacer i czytanie nazwisk na nagrobkach budzi wiele wspomnień.

Mój spacer odbywał się na raty. Wykorzystywałem do odpoczynków liczne ławki.
Potem odwiedziliśmy siostrę. Wracając do chaty, też wykorzystywałem ławki na przystankach.
Przyznam się, że od ponad 10 lat mam kijki nordic walking, i ani razu ich nie używałem, a są podarunkiem od fińskiego biegacza.

Żeby ta chemia była już za mną. Leczyć się, to m.in. mieć cierpliwość.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 29 maja 2018, 13:50
autor: RaKaR-szef forum
Byłem u neurologa. Niewiele pomógł, choć poświęcił mi sporo czasu, bo to znajomy,
kumpel mojego syna z podstawówki i liceum. Bywał u nas w domu. Nie poznał mnie, bo mam brak włosów i wąsów.

Sprawdzał mnie młotkiem, wibratorami elektrycznymi. Niby nie jest tak źle, ale w niektórych obszarach czucia, jakby mniej.
Np. dr mówi teraz włączam, w którymś momencie wyłączę, wtedy powie pan stop.
Niemal wszystkie wyczuwałem, niektóre zgadywałem. Nawet powiedziałem, że to działa tak,
"Wszystkim się wydawało, że to Wojski gra, a to echo grało".

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 30 maja 2018, 11:56
autor: RaKaR-szef forum
Dziwoty. Dwa dni przed nast. przyjęciem siódmego Docetakselu mam lekkie bóle reumatyczne, sztywnienie mięśni, jakieś mrowienia.
Wygląda na to, że mój organizm uzależnił się od wym. specyfiku. Domaga się nast. dawki, żeby mnie znowu sponiewierać?

Czytam posty kolegów, którzy poddani są takiemu samemu leczeniu, a nie mają podobnych problemów, jak ja. Twardziele? Czy ja mięczak?

Jutro święto, laboratorium czynne całodobowo. Przed wlewem zrobię badania.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 02 cze 2018, 08:02
autor: RaKaR-szef forum
VII frakcja ChT za mną.

Oczywiście od wczoraj zażywam Dexametazon , dziś, jutro. Encortonu brać nie będę, bo pomaga wywoływać niedobre dla mnie skutki, o czym pisałem.

Dziś, na teraz, czuję się dobrze. "Marznięcie' palców u stóp mało wyczuwalne. Napięcie dnia wczorajszego twardo odespałem, obudziłem się, bo dwa worki na zbiórkę moczu mocno się wypełniły.

Skąd napięcie? Wczoraj rozmawiałem ze swoim prowadzącym lekarzem (w końcu go spotkałem, co raz inny lekarz go zastępuje) o dalszym leczeniu po chemii. Nie wygląda to optymistycznie. O ile w raku prostaty, przynajmniej widać po spadku PSA, idzie ku dobremu, to przecież mam nowego drobno-komórkowca. I co z nim? Po ost. badaniach MRI i TK wynika, że węzły powiększały się, o naciekach nie wspomnę. Dr chce mnie wysłać do I. Skonecznej. Chciałbym wykorzystać nasze VIII Spotkanie i poprosić naszych specjalistów o ocenę mojego stanu, o sugestie. Najgorsze, ze dalsze leczenie tego raka, nast. agresywna chemia. Jeden pozytyw, to brak przerzutów.

Inna sprawa, to po aktualnej ChT, nie wiadomo, czy będzie mi przysługiwał Enazalutamid, bo przed ChT zużyłem prywatnie zakupione opakowanie.

Takie to moje dylematy.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 05 cze 2018, 02:28
autor: RaKaR-szef forum
U RaKaRa syndrom dnia trzeciego po wlewie Docetakselu

Od wczoraj mną poniewiera. To, co zostało pominięte, teraz jest penetrowane, np. pięty.
Tak się nasiliło, że nie nie mogłem wyjść z domu, żeby załatwić sprawy.
Śpię, jak zając pod miedzą. Nie spodziewałem się tak nasilonego ataku.

Dziś, w nadchodzącym poranku mam wizytę u okulisty. Czy dam radę wyjść?

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 05 cze 2018, 10:04
autor: RaKaR-szef forum
Nie miałem sił, żeby wyjść. Nogi mi się trzęsły, jakbym zagrał cały mecz, w nasilonym tempie.
A, że człek zakręcony tym wszystkim, "i zmartwień kupę, złamie palec ...etc."

Wygramoliłem się z chaty, doczłapałem na przystanek, czekam na autobus do okulisty. Rozmyślam.

Przypominam sobie zdjęcia z wczorajszego dnia, na którym L. Wałęsa i syn Zbigniewa Brzezińskiego czcili rocznicę 04 czerwca 1989.
Nagle uświadomiłem sobie, że do tego okulisty, to ja jadę dzień wcześniej.
Zatelefonowałem do małżonki, żeby spojrzała na moje zapiski dot. terminów.
Napisałem - okulista 06 czerwca, a dziś 05 czerwca.

I, co tu powiedzieć, zgred i wapniak.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 05 cze 2018, 10:16
autor: kemoturf
rakar pisze:
Nagle uświadomiłem sobie, że do tego okulisty, to ja jadę dzień wcześniej.
Zatelefonowałem do małżonki, żeby spojrzała na moje zapiski dot. terminów.
Napisałem - okulista 06 czerwca, a dziś 05 czerwca.

I, co tu powiedzieć, zgred i wapniak.

Ale spacerek tym sposobem zaliczyłeś i to się chwali :)

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 06 cze 2018, 08:46
autor: RaKaR-szef forum
Pewnie piszę do znudzenia ale ten mój trzeci dzień bywa niemożebny. Bóle neuralgiczne, neuropatyczne i jakie jeszcze, dokładnie boleśnie skanują miejsca, które dotąd nie były penetrowane i dają o sobie znać.
Np. przypomniały mi o szczęce, tj. miejscu, gdzie kiedyś w młodości miałem robioną ekstrakcję zęba, miejsce, gdzie miałem zerwane więzadło boczne, ścięgna pięty, itp.
Nie wspominam o "marznących palcach stóp".

Mam wrażenie, że coś mnie klonuje i zrobi ze mnie coś, jak owcę Dolly.
Tylko nie wiem po co, żeby pokazywać, jako wzór ideału, czy odwrotnie, żeby pokazać, jako niewydarzony ludzki obiekt.

Musiałem przełożyć wizytę u okulisty, za 2 tygodnie.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 08 cze 2018, 07:55
autor: RaKaR-szef forum
Zdrowie ... Wiem. Dziś, teraz, pierwszy raz od poniedziałku odpuściło mi na 80%. To coś niesamowitego, że tak człowieka wymęczy. Teraz daje mi popalić w knykciach.
No, i to 'marznięcie' palców u stóp. Jeszcze 3 Docetaksele mogą doprowadzić do umartwienia palców. Masuję, trzymam stopy w ciepłej wodzie, śpię i chodzę w domu w grubych skarpetach, trochę odpuszcza. Najgorzej po dniu, wieczorem. Wczoraj zażyłem Zaldiar. pomogło, zasnąłem.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 17 cze 2018, 10:19
autor: souflet
Rakar!

Ty jesteś niesamowity! Fantastycznie opisujesz swoje zmagania, tak trudne, pełne cierpienia i wyrzeczeń a równocześnie tyle w tym dystansu do samego siebie i pięknego humoru... Czytam i czytam, rozmyślam, ogromnie Ci współczuję i zazdroszczę, Masz tyle odwagi, nie zakłamujesz rzeczywistości = to bohaterstwo.
Mam nadzieję, że wszyscy forumowicze zapoznają się z Twoją historią i tak doskonałą narracją. Kibicuję Ci bardzo mocno! Podziwiam Twą wytrwałość i dzielność - w przypadku mego ojca nie będzie tak to wyglądać. On się cały czas oszukuje, bo objawy nie są jeszcze tak dokuczliwe, lecz gdy przyjdzie mu zmierzyć się z bólem czy innymi dolegliwymi stanami, to pojęcia nie mam jak to będzie... i ta niewiadoma najbardziej chyba dołuje.

Trzymaj się i pisz, Rakar!

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 18 cze 2018, 09:07
autor: RaKaR-szef forum
Jeśli tak rozumieć 'bohaterstwo', to wielu moich kolegów z forum poległo walcząc z naszą chorobą, często z towarzyszącymi.

Uważam, że bohaterami są osoby nas wspierające, które przez wiele lat opiekują się nami. Wymaga to wiele poświęceń, wyrzeczeń. Nie jest to tylko z miłości, bo ta po pewnym czasie przeradza się w mus, tzn. bo muszę, dlaczego ja, etc. i przeradza się w nienawiść. Proszę napisać, czyż tak czasami nie bywa? Znam kilka takich zdarzeń.

W przyszłym roku będzie nowa kategoria wyróżnień dla wspierających nas. Zawsze i bezustannie dziękujemy Wam.

A mnie? Cóż, dwa raki, to kwestia czasu. Obym tylko mógł jeszcze zorganizować X Spotkanie w moim mieście.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 18 cze 2018, 10:31
autor: Pablos
Rakarze!

Bohaterstwo jest postawą z wyboru polegającą na szaleńczej odwadze z miłości do życia będącej przeciwieństwem samobójstwa. Wspierające nas osoby takową najczęściej prezentują. Po męsku nam pomagają, wspierają a czasem jak trzeba to op... po to abyśmy lepiej czyli efektywniej walczyli. Musimy to docenić co czasem nie jest łatwe gdy kopią nas w tyłek. Z drugiej strony Oni też są ludźmi podlegającymi zmęczeniu, zniechęceniu i strachowi. Myślę, że ta wspomniana "nienawiść" nie jest skierowana przeciw nam. Ona dotyczy naszego przeciwnika jakim jest CAP. My jesteśmy na arenie walki i momenty, gdy niektórzy a nawet cały team przestaje wierzyć w zwycięstwo, to na nas spoczywa odpowiedzialność. Nawet fizyczna porażka z silniejszym przeciwnikiem może być naszym sukcesem.

Jesteś jednym z weteranów tego gladiatorskiego grona. Walczysz na głownej arenie. Chwała sprawie i Tobie jako osobie za styl z jakim walczysz z przeciwnikiem jakim jest CAP.

Ave Caesar morituri te salutant

Pablos

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 19 cze 2018, 17:01
autor: RaKaR-szef forum
Nie czytam swoich poprz. postów. Pewnie napisałbym inaczej.

Bohaterstwem jest dożyc w godziwych warunkach. A choroba? Cóż, skaza na organizmie, której czasami i pieniądze nie pomogą zniwelować.

Wczoraj przeszedłem katusze. Czułem się, jakby mnie przepuszczono przez bęben pralki. Krzyż mnie bolał, ręce po opuszki palców drętwiały, palce stóp marzły, tyłek bolał (pewnie od długiej jazdy autem), gdzie nie-gdzie kujnęło. Ani leżeć, ani siedzieć (nogi puchną), rwą jak skurczybyk. Nogi słabe, trzeba uważać, żeby nie plasnąć na pysk. Przed snem łyknąłem pigułę Ibupromu, trochę pospałem.

Dziś dużo lepiej. Wziąłem się za robotę. Trochę podgoniłem.

W piątek VIII wlew Docetakselu. Mam obawy.

Zaraz mecz Polska-Senegal. Zaraz będzie dostawa płynu stabilizującego:

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 19 cze 2018, 22:33
autor: moni
Rakar śledzę Twoją walkę od początku.
Sporo już za Tobą, 8 wlew, mimo bólu dałeś rade.
Jak widzisz, mój tata powiela również nie miłe skutki chemii a to dopiero 1wlew, jestem pełna obaw co będzie dalej, jak czytam co skutki uboczne chemii wyrabiają z Twoim organizmem dostaje dreszczy.
Mojemu tacie już od 1 chemii też daje popalić =(
Trzymam mocne kciuki!!!

Teraz musi być już tylko lepiej.
Życzę dużo zdrowia i cierpliwości!

Pozdrawiam Moni

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 20 cze 2018, 12:01
autor: RaKaR-szef forum
Po wizycie u okulistki - bez zmian. No, może od kilku lat zaczątki zaćmy.

W tym całym onkologicznym ustrojstwie, jakiś pozytyw. Nie umrę ślepy, będę widział kto jest przy mnie w ostatniej chwili.

Pojutrze wlew, jutro do laboratorium. Ciekawy jestem wyników.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 20 cze 2018, 21:27
autor: SYLWIA1980
Rakar powodzenia jutro!

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 22 cze 2018, 17:01
autor: RaKaR-szef forum
VIII frakcja docetaxelem za mną

"Drzewa umierają stojąc", prostatycy, męcząc się.

Wczoraj, przy okazji odwiedzin laboratorium w celu oddania krwi (brzmi, jak z notatnika milicjanta), nawiedziłem swoją (niestety już byłą) prowadzącą. Zawsze rozmowy z nią nastawiały mnie optymistycznie do rzeczywistości. Tak było i wczoraj. Ja gadałem (jakieś 85% mojej gadki), ona słuchała. Niemniej, to co jej zostało do powiedzenia, bardzo mi pomogło.

Mam taki śmierdzący problem. Jak wiadomo, mam naciek na pęcherz (gdzie ich nie mam). Ten naciek, to guz. Do czasu koagulacji z pęcherza wydzielał się płyn o konsystencji podobny wodzie, teraz śluz, maź, czasami zabarwiony krwią ze skrzepem. Jest to ostro śmierdząca wydzielina. Moja doktor rzekła, ze to rozpad komórek. Co raz więcej się tego wydziela. Zużywam co raz więcej podkładek higienicznych. Gdyby nie wyłoniona stomia, byłoby źle.

Dziś w czasie rozmowy, znowu inna lekarka, pani doktor potwierdziła zjawisko rozpadu za-raczonych komórek. Nawet opowiedziała mi historyjkę jednego gościa z śmierdzącym guzem na szyi. Otrzymałem od niej skierowania do naczyniowa oraz do poradni medycyny paliatywnej, w celu omówienia moich bólów neuropatycznych. Pani dr oznajmiła, iż zawsze mogę przerwać program Cht. Odpowiedziałem, że nie, bo PSA spadł do poziomu 3,22 ng/ml a testosteron wynosi 0,068, przecierpię. Aż się uśmiechnąłem na ten ost. wynik. Cholera, no nie ma takiej siły, żeby nie poruszały mnie wdzięki kobiet, niekoniecznie zewnętrzne, ale i intelektualne.

Czy znowu przyjdzie mi zaliczyć syndrom dnia 3ciego?

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 22 cze 2018, 17:49
autor: kemoturf
Władek. Spróbuj 2 dni przed 25g witaminy C dozylnie. Po pierwsze łagodzi skutki uboczne a po drugie daje efekt synergii i wzmacnia działanie chemii. Jest na ten temat sporo opracowań. Może warto. Może uda się złagodzić objawy że strony układu nerwowego.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 22 cze 2018, 19:26
autor: RaKaR-szef forum
kemoturf pisze:Władek. Spróbuj 2 dni przed 25g witaminy C dozylnie. Po pierwsze łagodzi skutki uboczne a po drugie daje efekt synergii i wzmacnia działanie chemii. Jest na ten temat sporo opracowań. Może warto. Może uda się złagodzić objawy że strony układu nerwowego.

Dziękuję, ale pojęcia nie mam, kto miałby mi wstrzyknąć i czy można wit. C zakupić w aptece?

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 22 cze 2018, 22:55
autor: kemoturf
Nie da się kupić a aptece w Polsce. Można w Niemczech.
Podaje się dożylnie 25g (mniej nie ma co, a więcej też na początek lepiej nie, bo trzeba sprawdzić tolerancję na v. C) w wodzie lub płynie Ringera.

Najlepiej udać się do gabinetu, który to robi. W Olsztynie, wg google:
ul. Janowicza 30 A
Tel.: +48 604 450 000

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 25 cze 2018, 13:02
autor: RaKaR-szef forum
Jak wyglądać będzie moje dalsze leczenie.

1. 03 lipca wizyta w poradni medycyny paliatywnej nt. zwalczania bólów/bóli
2. 10 lipca wizyta u chirurga naczyniowca. Choć wyniki badań cholesterolu nie wskazują, to specjalistka wspomniała o możliwości wystąpienia miażdżycy

28 czerwca dyr. NFZu zaprasza na przekazanie info o nowych przepisów dot. nielimitowanego dostępu do fizjoterapeutów dla wspierających osoby niepełnosprawne w znacznym stopniu.

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 26 cze 2018, 21:49
autor: RaKaR-szef forum
Wczoraj zaczął się 3ci dzień od VIII wlewu, jakoś lekko. Dziś daje mi popalić długimi bólami neuropatycznymi w barkach, biodrach, udach, łydkach, tyłku. Przed chwilą, wstając z otomany, o mało nie padłem na twarz. Jak długo potrwa ten stan?

Re: RaKaR - historia mojego leczenia

Nieprzeczytany post: 27 cze 2018, 09:17
autor: szandor
Zaglądam tutaj kilka razy dziennie, obserwuję w milczeniu Twoje zmagania, walczysz jak Gladiator.
W milczeniu, bo taka jest moja wiedza, jak nie mam nic do powiedzenia to się nie odzywam. Zaciskam mocno kciuki za powodzenie.

Użyję słownictwa małolatów:
Władek, szacun!