BartekB pisze:Naprawdę w Polsce mamy takie cyrki z laparoskopią? Bo rozumiem, że czysto teoretycznie jest możliwe wykonanie takiej operacji przy wysokim gleasonie, wyższym PSA >20 przy wycięciu dużej, ale wystarczającej ilości węzłów? Czy są jakieś przesłanki żeby jednak wybierać metodę otwartą ( ze względu na np. lepszy dostęp).
Pozdrawiam
Nie można generalizować. Na forach użytkownicy opierają się na swoim doświadczeniu, doświadczeniu innych pacjentów, oraz tym co znajdą w Internecie.
To, że akurat takie opisy nieudanych, czy udanych zabiegów się pojawiają, o niczym nie świadczy.
Przecież ci, którzy tu uczestniczą, to czubek góry lodowej. W tzw. realu poznałem wiele osób, które mają świetne wyniki, ale i takich, którzy dalej walczą. Nie zamierzają szukać pomocy na forach. Mają swoich lekarzy, różnie ich oceniają, ale zdają się na ich wiedzę i doświadczenie.
Statystyki przedstawiają suche liczby i tam metody laparoskopowe i klasyczne są porównywalne. Oczywiście laparoskopowe mają zapewnić łatwiejsze dochodzenie do sprawności (mniejsza rana, mniejsza strata krwi itd).
Są ośrodki specjalizujące się w laparoskopii, lekarze którzy, w swoich biogramach szczycą się doświadczeniem i uznaniem w LRP. Ale gdy pojawia się pacjent to analizują za i przeciw i podejmują słuszna decyzję.
Tak było w moim przypadku. Fakt, że Gleasona z biopsji miałem niskiego (jak się okazało niedoszacowanego) ale PSA już wyższe i rosnące ( z 13 na 15 ng/ml) w ciągu 4 miesięcy.
Doktor J. S. zadecydował o operacji z dostępu klasycznego, a ja to przyjąłem za słuszne. Oczywiście wcześniej o RGK nic nie wiedziałem. Byłem zielony jak szczypiorek na wiosnę.
Tak samo się miotałem i szukałem podpowiedzi co robić. Można to wyczytać w mojej historii, w moim wątku.
Pamiętam jak część forumowiczów radziła wybór RT, a część RP. Miałem pod nosem szpital w moim mieście i lekarza urologa który wykonał biopsję. Całkiem niegłupi lekarz, podobno sprawny operator laparoskopowy.
Ja jednak pojechałem do Bydgoszczy i od razu do szefa urologii w CO.
Nie wiem, co byłoby mi dane, gdybym został u siebie, wybrał tego pierwszego lekarza. Może to samo? A może nie?
Tego już nie będziemy wiedzieć.
Ale wiem jedno, tacy cisi, niewymieniani z nazwiska i imienia lekarze leczą, operują i mają swoje sukcesy. Nie występują na sympozjach, konferencjach. Nie ma ich w mediach, a oni codziennie wykonują 2, czy 3 operacje urologiczne. I tak przez tydzień, miesiąc, rok.
Zadałem tobie pytanie - czy doktor R. S sam nie zgłosił się na operatora. Nie odpowiedziałeś, ale to nie ważne.
Lepiej nie tracić czas, tylko jechać do takiego, który nie odmówi, nie przekaże kilka innych nazwisk, tylko od razu wyznaczy kroki i będzie nad tym czuwał.
Oczywiście powodzenie operacji to sprawa bardzo złożona. Liczy się stan choroby, kondycja pacjenta, wykonana diagnostyka, biegłość i doświadczenie operatora, ale i SZCZĘŚCIE.
Bez niego ta układanka może się nie ułożyć.
Dlatego nie oczekuj gotowej recepty. Statystyki nie leczą, artykuły w internecie dają jakieś pojęcie, ale i one nie leczą.
Człowiek jest w tym najważniejszy.
Decyzję jakie podejmiecie mogą zaważyć na dalszych losach taty. Ale najważniejsze jest, że jesteś (jesteście) z nim i RAZEM to ciągniecie.
Pozdrawiam
Armands
PS. Czytałem o doktorze N z Otwocka. To co znalazłem, źle nie wygląda.
Ale to tylko opinię z Internetu, którymi można łatwo manipulować (oczywiście nic nie sugeruję).