67l. PSA12ng/mlBxGl.4+3 HT HDR BT HT>ENZ
: 14 mar 2015, 20:17
Dzień dobry.
Najpierw troszkę o mnie, bo stopka jeszcze nie aktywna.
Mam 67 lat
12.2014
PSA 12,49 ng/ml;
Mieszkam w opolskim w miasteczku gdzie służba medyczna jest jaka jest.
Na pierwsze wejście do urologa czekałem 3 miesiące, by być przyjętym w grudniu 2014. Przebieg wizyty to wpad i wypad. Podaję skierowanie a urolog/chirurg - a gdzie badania krwi, gdzie badania USG?
Łaskawie daje mi skierowanie na badanie PSA, a po resztę mam iść do lekarza rodzinnego.
Idę więc i robię te badania, a przed świętami powtórnie do urologa.
Popatrzył na wyniki, zbadał mnie palcem i błądząc wzrokiem po suficie powiedział – ma pan raka i trzeba zrobić dalsze badania w szpitalu w Opolu.
Ja, zupełnie skołowany, coś tam mówiłem, o coś pytałem, a urolog – no to widzimy się marcu (2015), rak prostaty wolno się rozwija i przepisał mi Apo-doxan i Uroflow.
Następnego dnia próbuję się zarejestrować na marzec 2015 i okazuje się, że od nowego roku tenże urolog już nie będzie pracował w tej przychodni, rejestruję się więc na styczeń 2015 do nowego lekarza.
W wyznaczonym dniu idę do gabinetu, przyjmuje mnie miły pan, patrzy w moją dokumentację i proponuje, że mnie powtórnie zbada. Zgadzam się, a więc robi badanie per rectum i USG transrektalne… i to w tym samym gabinecie, z którego poprzednik na badanie USG gdzieś tam mnie popędził!
Ustalamy dalsze badania, a więc biopsję, lekarz podaje termin a ja się go pytam, gdzie mam to badanie zrobić?
Lekarz zdziwiony trochę odpowiada, że on to robi tu, w tym gabinecie. Teraz ja jestem zdziwiony, ale i pozytywnie zaskoczony. No cóż… są lekarze i lekarze. Wyniki biopsji poznałem wczoraj.
Urolog (nawiasem mówiąc z tytułem naukowym) przedstawia mi szczegółowo 3 ścieżki dalszego postępowania:
1- 1 1 - leczenie operacyjne, bo uznaje, że przy tych wynikach można to zrobić 2 - radioterapię 3 - kurację hormonalną
Wypytuję go Pytam jeszcze o różne sprawy i uzyskuję jasne odpowiedzi.
Podejmuję decyzję – leczenie hormonalne.
Otrzymuję recepty na Zoladex i Apo-Flutam i umawiamy się na pojutrze (16.03.2015) na zastrzyk w tym samym gabinecie.
Dzisiaj połknąłem pierwszą tabletkę flutamidu – "Kości zostały rzucone"…
Dlaczego podjąłem decyzję o takiej metodzie leczenia?
Zaznaczam, że to jest decyzja głęboko przemyślana i powzięta z dwóch dla mnie istotnych powodów.
Po pierwsze - tu muszę cofnąć trochę w czasie. Na emeryturę odszedłem w wieku 60 lat pracując przez ostatnie 8 lat w ogromnym stresie w wielkim koncernie. Pobolewał mnie kręgosłup, ale nie brałem zwolnień, bo bałem się, że mnie zwolnią, a chciałem dotrwać do tej emerytury. Odszedłem w sierpniu i pojechałem na wakacje nad ciepłe morze. Wracając, na lotnisku sięgnąłem po walizkę i wtedy chwycił mnie potworny ból kręgosłupa i pozostał ze mną do dzisiaj (oczywiście, że teraz odczuwam go jakieś 80% mniej).
Zaczęło się bieganie po lekarzach od neurologa do ortopedy, do reumatologa, itd. a ci testowali na mnie różne leki.
Dla mnie, bardzo samodzielnego, sprawnego faceta, przez kolejne 2 lata to była niewyobrażalna męczarnia. Bywały dni, że doczołganie się do łazienki zajmowało mi 15 minut, męczarnia nie do opisania przy napinaniu mięśni podczas załatwiania się. Gdy było lepiej, próbowałem wychodzić na spacer, ale aby przejść około 300 m musiałem kilka razy przykucnąć (udawałem wtedy, że poprawiam buty ).
W końcu wymogłem skierowanie na rezonans magnetyczny (opis RM zajmuje 2 kartki), a potem do neurochirurga.
Neurochirurg powiedział mi jasno, że przy tak zniszczonym kręgosłupie na jednej operacji się nie skończy, a operacje kręgosłupa są trudne i ryzykowne i sugerował rehabilitację.
Postanowiłem się leczyć sam poprzez ruch. Odstawiłem wszelkie prochy, które i tak nie dawały żadnego efektu i zacząłem ćwiczyć najpierw pod okiem fizjoterapeuty, a od 4 lat sam. Obecnie ćwiczenia rozciągające i aerobowe zajmują mi 1 godzinę każdego dnia plus 7 km marszu z kijkami też każdego dnia (gdy nie leje). Znów jestem samodzielny i na niczyjej łasce, zresztą nigdy na niej nie byłem i nie będę…
I tu dochodzę po podsumowania.
Leczenie prostaty chirurgiczne i radioterapia to metody głęboko inwazyjne z efektami przewidywanymi, ale bez 100% pewności, z możliwymi powikłaniami i skutkami ubocznymi trudnymi do przewidzenia. Nie jestem czarnowidzem, ale nie chciałbym ponownie przeżywać takiego bólu, takiej gehenny jak przy kręgosłupie.
Po drugie – według ostatnich danych średni wiek życia mężczyzny w Polsce wynosi 72 lata. Ja mam lat 67. Ile mi życia zostało? Niewiele.
Nie należę do osób, które chcą żyć tylko po to aby żyć i to za wszelką cenę, nawet w wózku, nawet w hospicjum…
Rozważałem, czy w tej sytuacji w ogóle rozpocząć leczenie, ale skoro rak prostaty rozwija się wolno, to hormonoterapia jeszcze zwolni ten proces, choćby na 2 lata. Przez te 2 lata mogą się pojawić nowe leki, nowe metody zwalczania.
Co obniża komfort życia przy tej metodzie, to chyba brak seksu, nawet u 67 letniego faceta , ale podobno kurację hormonalną można przerywać?
Pozostawiam moją wypowiedź Waszym osądom, na które liczę.
Ale mam też pytanie, jeśli ktoś z forumowiczów leczył się tą metodą, to proszę się podzielić swoimi doświadczeniami, zwłaszcza jeśli chodzi o skutki uboczne, za co będę wdzięczny
Zdrówka wszystkim!
Najpierw troszkę o mnie, bo stopka jeszcze nie aktywna.
Mam 67 lat
12.2014
PSA 12,49 ng/ml;
Mieszkam w opolskim w miasteczku gdzie służba medyczna jest jaka jest.
Na pierwsze wejście do urologa czekałem 3 miesiące, by być przyjętym w grudniu 2014. Przebieg wizyty to wpad i wypad. Podaję skierowanie a urolog/chirurg - a gdzie badania krwi, gdzie badania USG?
Łaskawie daje mi skierowanie na badanie PSA, a po resztę mam iść do lekarza rodzinnego.
Idę więc i robię te badania, a przed świętami powtórnie do urologa.
Popatrzył na wyniki, zbadał mnie palcem i błądząc wzrokiem po suficie powiedział – ma pan raka i trzeba zrobić dalsze badania w szpitalu w Opolu.
Ja, zupełnie skołowany, coś tam mówiłem, o coś pytałem, a urolog – no to widzimy się marcu (2015), rak prostaty wolno się rozwija i przepisał mi Apo-doxan i Uroflow.
Następnego dnia próbuję się zarejestrować na marzec 2015 i okazuje się, że od nowego roku tenże urolog już nie będzie pracował w tej przychodni, rejestruję się więc na styczeń 2015 do nowego lekarza.
W wyznaczonym dniu idę do gabinetu, przyjmuje mnie miły pan, patrzy w moją dokumentację i proponuje, że mnie powtórnie zbada. Zgadzam się, a więc robi badanie per rectum i USG transrektalne… i to w tym samym gabinecie, z którego poprzednik na badanie USG gdzieś tam mnie popędził!
Ustalamy dalsze badania, a więc biopsję, lekarz podaje termin a ja się go pytam, gdzie mam to badanie zrobić?
Lekarz zdziwiony trochę odpowiada, że on to robi tu, w tym gabinecie. Teraz ja jestem zdziwiony, ale i pozytywnie zaskoczony. No cóż… są lekarze i lekarze. Wyniki biopsji poznałem wczoraj.
Urolog (nawiasem mówiąc z tytułem naukowym) przedstawia mi szczegółowo 3 ścieżki dalszego postępowania:
1- 1 1 - leczenie operacyjne, bo uznaje, że przy tych wynikach można to zrobić 2 - radioterapię 3 - kurację hormonalną
Wypytuję go Pytam jeszcze o różne sprawy i uzyskuję jasne odpowiedzi.
Podejmuję decyzję – leczenie hormonalne.
Otrzymuję recepty na Zoladex i Apo-Flutam i umawiamy się na pojutrze (16.03.2015) na zastrzyk w tym samym gabinecie.
Dzisiaj połknąłem pierwszą tabletkę flutamidu – "Kości zostały rzucone"…
Dlaczego podjąłem decyzję o takiej metodzie leczenia?
Zaznaczam, że to jest decyzja głęboko przemyślana i powzięta z dwóch dla mnie istotnych powodów.
Po pierwsze - tu muszę cofnąć trochę w czasie. Na emeryturę odszedłem w wieku 60 lat pracując przez ostatnie 8 lat w ogromnym stresie w wielkim koncernie. Pobolewał mnie kręgosłup, ale nie brałem zwolnień, bo bałem się, że mnie zwolnią, a chciałem dotrwać do tej emerytury. Odszedłem w sierpniu i pojechałem na wakacje nad ciepłe morze. Wracając, na lotnisku sięgnąłem po walizkę i wtedy chwycił mnie potworny ból kręgosłupa i pozostał ze mną do dzisiaj (oczywiście, że teraz odczuwam go jakieś 80% mniej).
Zaczęło się bieganie po lekarzach od neurologa do ortopedy, do reumatologa, itd. a ci testowali na mnie różne leki.
Dla mnie, bardzo samodzielnego, sprawnego faceta, przez kolejne 2 lata to była niewyobrażalna męczarnia. Bywały dni, że doczołganie się do łazienki zajmowało mi 15 minut, męczarnia nie do opisania przy napinaniu mięśni podczas załatwiania się. Gdy było lepiej, próbowałem wychodzić na spacer, ale aby przejść około 300 m musiałem kilka razy przykucnąć (udawałem wtedy, że poprawiam buty ).
W końcu wymogłem skierowanie na rezonans magnetyczny (opis RM zajmuje 2 kartki), a potem do neurochirurga.
Neurochirurg powiedział mi jasno, że przy tak zniszczonym kręgosłupie na jednej operacji się nie skończy, a operacje kręgosłupa są trudne i ryzykowne i sugerował rehabilitację.
Postanowiłem się leczyć sam poprzez ruch. Odstawiłem wszelkie prochy, które i tak nie dawały żadnego efektu i zacząłem ćwiczyć najpierw pod okiem fizjoterapeuty, a od 4 lat sam. Obecnie ćwiczenia rozciągające i aerobowe zajmują mi 1 godzinę każdego dnia plus 7 km marszu z kijkami też każdego dnia (gdy nie leje). Znów jestem samodzielny i na niczyjej łasce, zresztą nigdy na niej nie byłem i nie będę…
I tu dochodzę po podsumowania.
Leczenie prostaty chirurgiczne i radioterapia to metody głęboko inwazyjne z efektami przewidywanymi, ale bez 100% pewności, z możliwymi powikłaniami i skutkami ubocznymi trudnymi do przewidzenia. Nie jestem czarnowidzem, ale nie chciałbym ponownie przeżywać takiego bólu, takiej gehenny jak przy kręgosłupie.
Po drugie – według ostatnich danych średni wiek życia mężczyzny w Polsce wynosi 72 lata. Ja mam lat 67. Ile mi życia zostało? Niewiele.
Nie należę do osób, które chcą żyć tylko po to aby żyć i to za wszelką cenę, nawet w wózku, nawet w hospicjum…
Rozważałem, czy w tej sytuacji w ogóle rozpocząć leczenie, ale skoro rak prostaty rozwija się wolno, to hormonoterapia jeszcze zwolni ten proces, choćby na 2 lata. Przez te 2 lata mogą się pojawić nowe leki, nowe metody zwalczania.
Co obniża komfort życia przy tej metodzie, to chyba brak seksu, nawet u 67 letniego faceta , ale podobno kurację hormonalną można przerywać?
Pozostawiam moją wypowiedź Waszym osądom, na które liczę.
Ale mam też pytanie, jeśli ktoś z forumowiczów leczył się tą metodą, to proszę się podzielić swoimi doświadczeniami, zwłaszcza jeśli chodzi o skutki uboczne, za co będę wdzięczny
Zdrówka wszystkim!