Dobrze jest, gdy czasami ktoś z boku na chłodno oceni sytuację i coś podpowie. Bywa, jak to w rodzinie, że kierujemy się więcej emocjami, uczuciami, przez co działamy chaotycznie, bez sensu, brakuje nam wiedzy. Osobiście unikam doradzania, jednak mogę napisać co bym zrobił. Zawsze należy skonsultować problem ze specjalistą, dobrym specjalistą, albo jak tu się pisze - z trzema. Taka zasadę doradczą na tym forum przyjęto. Nie chcę już pisać o systemie ochrony zdrowia. "Jaki jest koń, każdy widzi". Bardzo martwi mnie postawa, podejście lekarzy do pacjenta. Tego, za chińskiego króla, nijak nie mogę zrozumieć. Skąd u nich bierze się tyle bylejakości, obojętności, ignorancji popartej arogancją. Dobrze jest wzorować się na sprawdzonych działaniach, doświadczeniach. I tu przypomniałem sobie dawne czasy, początki mojej pracy zawodowej.
Na początku lat 70-ych zatrudniono mnie w sporej firmie, skupiającej kilkadziesiąt zakładów. Zostałem najmłodszym kierownikiem jednego z nich. W zakładach pracowali mistrzowie, czeladnicy, pomocnicy przyuczający się do zawodu, uczniowie. Z reguły na czele czteroosobowej brygady stał mistrz. Dane mi było pracować ze wspaniałymi , przedwojennymi fachowcami. Ale pracowałem też z fachowcami - mistrzami powojennego, peerlowskiego chowu. Z tymi bywało najgorzej. Było sporo skarg na wykonanie, obsługę. W tamtych czasach ktoś wpadł na pomysł, by co dwa lata robić mistrzom tzw. powtórny egzamin. Każdy musiał go zaliczyć teoretycznie i praktycznie (o ile zaliczył ustny). Jeśli nie zaliczył w ogóle egzaminu, obniżano mu zaszeregowanie na rok i potem mógł ponownie podchodzić do egzaminu. Te dwa dni egzaminów, to były sądne dni. Oczywiście, nie zabierano tytułu mistrza, bo było to niezgodne z przepisami, ale kara finansowa była znaczna. Rzecz jasna, sporo było wówczas protestów, że jak to, raz zdany egzamin nie powinien być podważany, etc. Z tą praktyką skończono w latach 80-tych.
Dlaczego o tym piszę?
Gdyby naszym 'doktorom' robiono co dwa lata rzetelnie przeprowadzono egzaminy na podobnych zasadach, być może zmusiłoby ich do stałego podnoszenia kwalifikacji. Wiem, że są jakieś okresowe oceny stanowisk w państwowych instytucjach, także lekarzy. Jak to przeważnie bywa, to fikcja.
Może, gdyby przedstawiciele zawodowi U.E. (z innych krajów) robili taki sprawdzian, dałoby to wymierne efekty, bo znając rodzime układy - nic by to nie dało.
Pzdr