http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/przelomowa-operacja-w-polskim-szpitalu,1,4080741,region-wiadomosc.html
http://www.onet.tv/polaczone-sily-lekarza-i-robota,8290671,1,klip.html
W skrócie:
Kupili dla szpitala we Wrocławiu robota chirurgicznego Da Vinci, i epatują się, że taki świetny, bo taki drogi (około 3 miliony dolarów).
Funduszów mają na razie na 30 operacji z wykorzystaniem robota, potem operacje mają być pełnoplatne (18-24000 PLN), bo ich się na razie nie refunduje.
Dopiero teraz szkolą chirurgów do pracy z robotem, zamiast robić to przez 2-3 lata przed zainstalowaniem robota. Nigdzie nie wspominają, że chirurg najpierw musi mieć pierwszorzędnie opanowaną technikę otwartą, potem pierwszorzędnie opanowaną technikę laparoskopową, a potem dopiero może się przymierzać do wykonania kilkudzisięciu operacji z robotem w obecności i pod kierunkiem mentora - specjalisty znacznie bardziej doświadczonego w pracy z robotem. Dopiero po wykonaniu tych kilkudziesięciu operacji RALRP (Robotically Assisted Laparoscopic Radical Prostatectomy) z udzialem mentora, można lekarza uwazać za przeciętnie kompetentnego w posługiwaniu się robotem.
Ani słowa o pierwszych paruset pacjentach których w tym szpitalu zoperuje się z użyciem robota, a w końcu to oni poniosą koszt edukacji chirurgow w obsłudze nowego sprzętu i całe związane z tym ryzyko. Ani słowa o tym, że koszt drogiego robota to tylko ułamek całkowitego kosztu utworzenia, utrzymania i wyszkolenia zespołu chiurgów, którzy będą tego sprzętu używać.
Coś mi się widzi, że to jest trochę tak samo, jak z powszechną w Polsce ślepą wiara, że jak jako karetki jeżdżą Volkswageny i Mercedesy, to znaczy że się jakość usług Pogotowia automatycznie od tego poprawia...
Nie chciałbym być pacjentem chirurga, który steruje robotem Da Vinci powiedzmy trzeci raz w życiu. O ile miarodajne są wspomnienia prostatyków na amerykanskich forach pacjentow, brak doświadczenia operatora robota znacznie podwyższa ryzyko niedoszczętności zabiegu...