: 27 lut 2014, 17:25
Mysle ze to byla niedziela w maju 2011 roku. Moja przyjaciolka zaproponowala wyjazd na Wielka Sowe. No nie powiem troszke sie ociagalem poniewaz mialem inne plany. No coz pojechalismy. Byl piekny majowy, cieply i sloneczny dzien.
Z przyjemnoscia dotarlismy na szczyt. Otworzylem sobie moje ulubione piwko siedzac gdzies z dala od ludzkiego gwaru.
Naraz gdzies z oddali slysze czeeeeeeesssscccc... Pozdrawia mnie moja znajoma z pracy. Siedza sobie z mezem posepni ze smutnymi minami. Pytam co slychac. AAaaa wlasnie wyciagnelam meza na pierwszy spacer po operacji prostaty. Hmmm.. pomyslalem a co to takiego? Wyjasnil mi ze objawy raka prostaty to przewaznie czeste oddawanie moczu czesto w nocy i cieniutki strumien podczas sikania. Po jakims czasie dyskusja zakonczyla sie w tym temacie a ja zaproponowalem przyjaciolce powrot ze szczytu i jazda do domu. Schodzac, daly sie znac nastepstwa picia piwa. Poszedlem za krzaczek, uchylilem interesa i z euforia pokazalem jak to u mnie dynamicznie dziala sikawka. No mowie sobie co tam pewnie raczek mnie na pewno nie dotyczy. Ale.. po powrocie do domu nie dawalo mi to spotkanie na szczycie spokoju. Pomyslalem ahhh.. co tam zrobie sobie to PSA i pare badan dodatkowo. Jakiz bylo moje zdziwienie kiedy z laboratorium zadzwonili do mnie abym w bardzo pilnie przyjechal odebrac wynik poniewaz jestem b. chory mam bardzo wysokie PSA=26.
Nogi sie podemna ugiely. Zaczolem nerwowo poszukiwac lekarza. Padaly sprzeczne informacje po biopsji GL=3+3
czy ma tym sie zajac onkolog czy urolog. Zylem w nieswiadomosci wiedzy o PSA i raku prostaty. Jak rowniez cale moje grono kolegow z pracy. Dalej wszystko potoczylo sie jak grom z jasnego nieba i do dzis tak jak w stopce. Dzis jestem przekonany ze ten wyjazd na Wielka Sowe uratowal mi zycie a w szczegolnosci gora Wielka Sowa. Bo gdyby nie spotkanie na szczycie z tym czlowiekiem po przejsciach z rakiem prostaty pewnie dzis nie byl bym juz operacyjny a moze skorupiak rozsial by sie juz dalej. Mam sporo wdziecznosci dla Wielkiej Sowy mysle nadal ze ma magiczna moc. Jestem przekonany ze uratowala mi zycie.
Z przyjemnoscia dotarlismy na szczyt. Otworzylem sobie moje ulubione piwko siedzac gdzies z dala od ludzkiego gwaru.
Naraz gdzies z oddali slysze czeeeeeeesssscccc... Pozdrawia mnie moja znajoma z pracy. Siedza sobie z mezem posepni ze smutnymi minami. Pytam co slychac. AAaaa wlasnie wyciagnelam meza na pierwszy spacer po operacji prostaty. Hmmm.. pomyslalem a co to takiego? Wyjasnil mi ze objawy raka prostaty to przewaznie czeste oddawanie moczu czesto w nocy i cieniutki strumien podczas sikania. Po jakims czasie dyskusja zakonczyla sie w tym temacie a ja zaproponowalem przyjaciolce powrot ze szczytu i jazda do domu. Schodzac, daly sie znac nastepstwa picia piwa. Poszedlem za krzaczek, uchylilem interesa i z euforia pokazalem jak to u mnie dynamicznie dziala sikawka. No mowie sobie co tam pewnie raczek mnie na pewno nie dotyczy. Ale.. po powrocie do domu nie dawalo mi to spotkanie na szczycie spokoju. Pomyslalem ahhh.. co tam zrobie sobie to PSA i pare badan dodatkowo. Jakiz bylo moje zdziwienie kiedy z laboratorium zadzwonili do mnie abym w bardzo pilnie przyjechal odebrac wynik poniewaz jestem b. chory mam bardzo wysokie PSA=26.
Nogi sie podemna ugiely. Zaczolem nerwowo poszukiwac lekarza. Padaly sprzeczne informacje po biopsji GL=3+3
czy ma tym sie zajac onkolog czy urolog. Zylem w nieswiadomosci wiedzy o PSA i raku prostaty. Jak rowniez cale moje grono kolegow z pracy. Dalej wszystko potoczylo sie jak grom z jasnego nieba i do dzis tak jak w stopce. Dzis jestem przekonany ze ten wyjazd na Wielka Sowe uratowal mi zycie a w szczegolnosci gora Wielka Sowa. Bo gdyby nie spotkanie na szczycie z tym czlowiekiem po przejsciach z rakiem prostaty pewnie dzis nie byl bym juz operacyjny a moze skorupiak rozsial by sie juz dalej. Mam sporo wdziecznosci dla Wielkiej Sowy mysle nadal ze ma magiczna moc. Jestem przekonany ze uratowala mi zycie.