Hmm, myślałem, że znam ten skrypt bo używany jest na wielu forach, ale teraz nie mogę znaleźć możliwości dodania załączników do pierwszego wpisu... no chyba, że został mocno okrojony przez administratorów co jest nawet uzasadnione, bo widzę, że bardzo dbacie o porządek na forum.
Przepraszam więc, że zamieszczam załączniki (zdjęcia wyników) w odpowiedzi.
Thnx - dokumenty przekleiłam do pierwszego postu (24.03.20240). -zbBardzo dziękuję za Wasze dotychczasowe odpowiedzi, szczególnie Zosi, która poświęciła sporo swojego czasu i sprawiła, że wątek ma teraz ręce i nogi.
Jak to u nas się mówi - no worries, mate. A na zmiany w tekście masz 30' od momentu opublikowania postu -zb_________________EDIT_________________Ad111 pisze:skoro zrobiłeś biopsję w szpitalu, to powinni Ci zapewnić w nim również konsylium, podczas którego, w Twojej obecności, lekarze 3 specjalności, raradioterapeuta, urolog oraz onkolog, powinni zaproponować terapię.
Nie zrobiono tego, ale ze względu na organizację całego procesu a także z innych powodów było to praktycznie niemożliwe.
Zostałem przyjęty na jeden dzień na oddział urologii w szpitalu [w celu zrobienia biopsji] a potem czekałem trzy tygodnie na [jej] wynik.
[W końcu] zadzwoniłem do szpitala, powiedziano mi, że wynik jest gotowy, więc pojechałem do Kolbuszowej i odebrałem histopatologię.
Wręczając mi wynik, pani z sekretariatu oddziału [urologii] powiedziałam mi, że będę mógł porozmawiać z lekarzem, i żebym w tym celu udał się do pokoju lekarzy.
W pokoju lekarzy zastałem młodego chłopaka, pewnie
praktykanta rezydenta, który poinformował mnie, że lekarz będzie za godzinę, niemniej jednak rzucił okiem na wynik [mojej histopatologii] i powiedział, że kwalifikuję się "do zabiegu". Po wyjaśnieniu o jaki zabieg chodzi, doznałem szoku, wsiadłem do samochodu i przyjechałem do domu. Uznałem, że powinienem najpierw porozmawiać z urologiem, który skierował mnie na biopsję.
_________________EDIT_______________
zosia bluszcz pisze:W przyszłości postaraj się nie topić istotnych informacji w zalewie strumienia świadomości.
Bardzo dziękuję Zosiu. Postaram się zastosować do Twoich rad.
zosia bluszcz pisze: Podczas gdy bioptaty celowane (pobrane ze zmian) mogą być być krótsze ze względu na umiejscowienie zmiany i metodę biopsji transrektalna/transperinalna (nie piszesz jaką Ty miałeś) - to bioptaty mappingowe nie powinny być krótsze niż 1cm.
Czy jest jakiś powód pobrania zaledwie 3-4 mm wycinków? Robili Ci biopsję na żywca? Wierciłeś się podczas zabiegu?
Dlaczego kiepsko oceniasz lekarzy z Kolbuszowej?
Biopsję miałem przezodbytniczą w znieczuleniu miejscowym.
Pierwsze kilka strzałów, to był środek znieczulający, tj. tak myślę, bo nikt mi tego nie wyjaśnił.
Po którymś strzale lekarz zapytał czy odczuwam ból a ja odpowiedziałem, że nie aż tak wielki. Wszystkich strzałów było kilkanaście -16 może 17.
Zosia zapytała mnie dlaczego kiepsko oceniam lekarzy z urologii w Kolbuszowej - [oto kilka słów] na ten temat.
Jeśli chodzi o lekarzy z oddziału urologii w Kolbuszowej, to chciałem uniknąć tego tematu, bo nie mam żadnych dowodów na ich niewłaściwe postępowanie.
To raczej [bardziej moje subiektywne] wrażenia [z kontaktu z nimi] niż akt oskarżenia w sądzie. Oddział Urologii w szpitalu powiatowym w Kolbuszowej jest oddziałem kierowanym przez klan rodzinny. Nie wymienię nazwiska, jest ono powszechnie znane w Rzeszowie i bardzo łatwo to sprawdzić. Ordynatorem oddziału jest syn bardzo znanego w Rzeszowie kilkanaście/kilkadziesiąt lat temu urologa. Na oddziale pracują także jego syn i córka. Nie będę oceniać czy taki układ jest właściwy w państwowym szpitalu, na to pytanie sami możecie sobie odpowiedzieć.
Przy wejściu na oddział, w oczy rzuca się duża tablica, z informacją o ile więcej operacji wykonano na tym oddziale niż we wszystkich innych oddziałach w województwie.
Mnie osobiście taka tablica natychmiast przywodzi na myśl czasy słusznie minione, a szczególnie entuzjazm godny stachanowców. Spotkałem się z opinią, że to bardzo dobrze świadczy o oddziale i pewnie jest w tym dużo racji, ale ja mam bujną wyobraźnię i w moim umyśle powstaje obraz taśmy produkcyjnej z łóżkami szpitalnymi bez przerwy przesuwającymi się przez salę operacyjną.
Po biopsji musiałem źle wyglądać, bo pielęgniarki położyły mnie na leżance i podniosły nogi do góry, żeby krew dotleniła mózg. Plan wyglądał tak, że zaczekam godzinę, wysikam się do pojemnika, mocz zostanie zbadany i po pomyślnym wyniku (później zrozumiałem, że chodziło o
zawartość obecność krwi w moczu) zostanę wypisany do domu. Niestety nic nie poszło wg planu.
Przy próbach wysikania się pojawiały się tylko dwie, trzy krople praktycznie czystej krwi. Pielęgniarka z oddziałowej izby przyjęć dała mi do wypicia 1,5l butelkę wody, no i tak popijałem sobie przez następną godzinę. Nie dawało to jednak żadnych rezultatów. Zapytała kto robił mi biopsję a ja nie mogłem na to [pytanie] odpowiedzieć, bo [po prostu] nie wiedziałem. Zajrzała do dokumentów i okazało się, że figuruje w nich nazwisko samego ordynatora, ale okazało się, że tego dnia nie było go w pracy. Od pielęgniarki dostałem informację, że biopsję pewnie robił syn ordynatora.
Po jakimś czasie trochę zniecierpliwiona pielęgniarka poszła zapytać lekarza co ma robić. Po powrocie dała mi do wypicia drugą butelkę wody. Wypita przeze mnie druga butelka niczego nie zmieniła. Pielęgniarka, która kończyła pracę o 15, przygotowała wypis i poszła poprosić lekarza o założenie mi cewnika.
Lekarz założył mi cewnik (mój pierwszy w życiu), ale zrobił to bardzo... nie wiem jak to określić..., w każdym razie gdy to robił, z bólu odruchowo złapałem go za rękę. Pierwszy raz w życiu nie panowałem nad swoją ręką, to dziwne uczucie. Po założeniu cewnika wyszedł bez słowa.
Niestety, cewnik źle założył, bo nic się zmieniło. Pielęgniarka z izby przyjęć skończyła pracę i poszła do domu a ja zostałem z moim małym problemem.
Po kolejnej pół godzinie poprosiłem pielęgniarkę oddziałową o pomoc; dwie panie pielęgniarki wymieniły mi cewnik, ale nadal bez pożądanego efektu.
Za trzecim razem wreszcie coś ruszyło... odetchnąłem i postanowiłem pojechać do domu. Łatwo zaplanować, trudniej zrobić, no ale udało się, po półtorej godzinie przejechałem 30 km do domu.
I znowu nadużywam Waszej cierpliwości.
Zosiu, chciałem być precyzyjny, myślę, że warto być precyzyjnym pisząc opinię o innych ludziach, dlatego wolałem opisać cały przebieg tego dnia, jak najlepiej potrafię.
Sama wyciągniesz wnioski.