Uprzejmie proszę PT Kolegów i Koleżanki, aby zechcieli mi coś objaśnić, albowiem czegoś nie rozumiem.
Zupełnie nie rozumiem mianowicie polskiej narodowej doktryny tortur medycznych, która każe lekarzom wykonywać bolesne i wysoce inwazyjne badania - biopsja prostaty, gastroskopia, kolonoskopia, bronchoskopia i in. - na żywca lub z symbolicznym i mało skutecznym znieczuleniem.
A pacjentom ta doktryna każe chojrakować: że wcale nie boli, że nawet jak boli, to co z tego, że nie jest tak źle, że idzie wytrzymać, że tak musi być, że tak jest wszędzie, że za to potem człowiek się czuje jak bohater etc. etc.
Nieprawda, nie musi. Nieprawda, tak nie jest wszędzie. Głęboka sedacja dożylna (np. propofolem, z indukcją koktajlem dożylnym midazolam+fentanyl) przed badaniem jest w wielu krajach jeśli nie standardem, to opcją na życzenie pacjenta. Ewentualność wykonania tych badań bez znieczulenia powstaje wtedy, kiedy są istotne przeciwwskazania do analgezji. Jeśli pacjent musi się komunikować się z lekarzem podczas zabiegu, to po prostu daje się płytszą sedację.
Jak się nie ma wyboru, na wojnie na przykład, to podobno idzie wytrzymać amputacje kończyn piłą do drewna na żywca, ale co z tego? Dlaczego polski pacjent podczas pokoju, w XXI wieku ma nie mieć wyboru?
Może aqq ma jakieś zdanie na ten temat, jego specjalizacja obejmuje sporo wiedzy o analgezji?
Dlaczego się na to godzicie? Czy jak wam powiedzą, że od jutra nie bedzie się w żadnych okolicznościach znieczulać kobiet przy porodach, bo tak ma być i poród wcale nie boli, a jak boli,to co z tego, to też się zgodzicie?